Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

#Cannes2016 dzień 3: Slack Bay, The Student i Neruda

Autor: Radek Folta
13 maja 2016

Oceniamy dziś trzy różne filmy z trzech sekcji, reprezentujące różne kraje – Cannes jak zwykle oferuje mnóstwo tytułów i niemalże nadmiar wyboru. Jak ktoś policzył, dziennie festiwalu pokazuje się ponad sto filmów! Ale nawet w tak szeroki repertuar nie gwarantuje świetnej jakości.

KONKURS GŁÓWNY

Kadr z filmu ma loute

Ma Loute (Slack Bay)

reż. Bruno Dumont

Francuski reżyser zajmował się już tematami na wskroś poważnymi, komediami, a teraz przygotowuje się kręcenia musicalu o dzieciństwie Joanny D'Arc. Pokazywany w konkursie film jest jego powrotem do korzeni i prawdziwą paradą dziwactw. Rozgrywająca się na początku XX wieku na północy Francji akcja jest mieszanką romansu, filmu detektywistycznego i kanibalistycznego horroru, z motywami kazirodztwa i surrealizmu. Stylistycznie film wygląda na połączenie Delicatessen i Niezwykłych przygód Adeli Blanc-Sec, z logiką i choreografią wyciągniętą ze skeczów Monty Pythona. Dumont wydaje się nie mieć umiaru, każe swoim aktorom szarżować, chodzić pokracznie i mówić z dziwnymi akcentami. Poza – momentami – dobrą zabawą, nie wiadomo o co chodzi.

Zobacz również: Valerian i Miasto Tysiąca Planet - materiał zza kulis nowego filmu Luca Bessona

Początek wydaje się być obiecujący – z jednej strony społeczna satyra na arystokratów z północy, podziwiających piękne widoczki Normandii, zderzona z surowymi warunkami życia zbieraczy małż i rybaków. Kolorytu dodaje fakt, że w tym urokliwym zakątku znikają turyści – śledztwo niezdarnie prowadzi otyły inspektor z Calais, który razem ze współpracownikiem wyglądają jak Flip i Flap. Pomiędzy dziewczyną z rodziny arystokratów – Billie - i synem rybaka – Ma Loute – rodzi się romans. Ale zarówno jedni, jak i drudzy, skrywają pewne tajemnice.

Film ten przypadnie do gustu miłośnikom absurdalnego humoru i slapstickowych sytuacji. Jeżeli lubicie oglądać raz po raz grubego policjanta przewracającego się i mającego problemy ze wstaniem, albo Juliette Binoche śpiewającą egzaltowane piosenki lub ostentacyjnie wznoszącą modły do świętej panienki, to jest to film dla was. Wątpię jednak, żeby Slack Bay był wielkim przebojem, nawet w rodzimym kraju reżysera.

Ocena: 45/100

UN CERTAIN REGARD

Kadr z filmu Uchenik (The Student)

Uchenik (The Student)

reż. Kirill Serebrenikov

O zagrożeniach czyhających w traktowaniu religii zbyt dogmatycznie opowiada rosyjski film Uczeń, oparty na sztuce niemieckiego dramaturga Mariusa von Mayenburga. Choć momentami zbyt toporny, jest intrygującym portretem ekstremizmu w najgorszym wydaniu oraz opowieścią o tym, jak jednostka, w sposób totalitarny, potrafi wpływać na całe otoczenie, dyktując, co jest właściwe, a co nie. Wiszący w tle portret Putina nie pozostawia wątpliwości, że film jest także zamierzoną satyrą na kremlowskie władze.

Veniamin (Petr Skvortsov) to nastolatek, który przechodzi prawdziwą fascynację Biblią. Zaczyna się niewinnie, od tego, że odmawia udziału w lekcjach pływania – ze względu na poglądy religijne. Co jego matce zdaje się głupią wymówką, coraz ostrzej prezentuje się w codziennym zachowaniu. Vienia pozbawia swój pokój wszelkich wygód, prowokuje dyskusje w szkole nad zasadniczością noszenia przez dziewczyny bikini na basenie, ale najgłośniej kłóci się z nauczycielką biologii. Elena Lvovna (Victoria Isakova) jest postępową osobą, mówiącą otwarcie i tolerancyjnie o homoseksualizmie czy potrzebie używania prezerwatyw. Każde z jej lekcji jest mocno kontestowane przez ucznia, który widzi w sobie posłannika Boga, wojownika, który ma oczyścić świat z plugastwa i nieczystości. Fakty naukowe nie są w stanie przeważyć "słowa bożego".

Dzięki świetnemu aktorstwu i wysokim walorom produkcyjnym Uczeń jest świetnym portretem rodzącego się bigoterii i rządów mniejszości. Aktualny nie tylko na rosyjskim polu, jest przerażającym studiom tego, jak bezradni są ci, którzy starają się protestować przeciw obłudzie. Jedynie, co im pozostaje, to być i wygłaszać swój sprzeciw, nawet jeśli jest to jednyny głos rozsądku w szalonym świecie.

Ocena: 65/100

DIRECTOR'S FORTNIGHT

Neruda - Gael Garcia Bernal jako Oscar Peluchonneau

Neruda

reż. Pablo Larrain

Odbywający się poza Pałacem Festiwalowym przegląd zawsze ma jakieś perełki, które nie trafiły do oficjalnej selekcji. Larrin, którego ubiegłoroczny El Club zostało fantastycznie przyjęte podczas wielu festiwali, nakręcił kolejny film dziejący się w jego ojczyźnie – Chile. Tym razem w centrum uwagi jest ikona – poeta i polityk Pablo Neruda (Luis Gnecco). W 1948 roku Chile odczuło polityczne efekty zimnej wojny – partia komunistyczna, wspierająca ZSRR, była pod silnym naciskiem sił prawicowych, wspieranych przez USA, które powoli przejmowały władzę w kraju. Neruda, późniejszy laureat literackiego Nobla, jako główny i symboliczny przedstawiciel lewaków, musiał ukrywać się przed prześladowcami, by w końcu uciec z kraju przed więzieniem. Larrain pokazuje ten epizod z historii z punktu widzenia prześladowcy poety – inspektora Oscara Peluchonneau (Gael García Bernal), depczącego mu po piętach, ale nigdy nie będącego wystarczająco blisko pojmania komunisty.

Zobacz również: Gael García Bernal nowym Zorro

Reżyser w typowy dla siebie sposób wspaniale gra z formą, czyniąc narrację gęstą, ale nie pozbawioną humoru. Przedstawianie chilijskich komunistów jako zepsutą burżuazję jest jedną z celniejszych obserwacji filmu. Ważnym formalnym zabiegiem jest niemalże niezauważalne pokazywanie dyskusji między postaciami w różnych miejscach – cięcia są dyskretne, ale bardzo istotne. Jakby reżyser chciał oderwać film od jakichkolwiek oskarżeń o to, czy trzyma się faktów, czy nie. Najmocniej jednak wygrany zostaje pojedynek pomiędzy Nerudą i Peluchonneau. Poeta zostawia dla swojego prześladowcy kolejne tropy, próbuje zamieszać w jego głowie, nawet poddać jego egzystencję w wątpliwość. Używa nawet swojej żony, która podczas spotkania z policjantem mówi mu prosto w oczy, że jego postać nie będzie nigdy protagonistą w opowiadaniu Nerudy. Pablo, jako mistrz słowa, zdolny jest do kreacji niemalże wszystkiego. Razem z zamierzenie kiczowatą tylną projekcją oraz odrealnionym kolorem zdjęć, przesyconymi odcieniami czerwieni (krwawa rewolucja jest za rogiem, a generał Pinochet ma już swoje "zoo" gdzieś na odludziu), film ma swój oniryczny, niemal mityczny klimat. Podobnie jak owe wydarzenie, dzięki któremu z Neruda stał się symbolem oraz męczennikiem w walce wolność.

Ocena: 75/100

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.