Już 7 marca odbędzie się premiera filmu Osgooda Perkinsa. Bazująca na prozie Stephena Kinga, wydaje się być kolejnym idealnym przystankiem dla fanów dobrego, niebanalnego horroru. Podajemy 5 powodów, dla których warto to sprawdzić!
Oryginalny fabularny koncept
Przyciągnąć może sam punkt wyjścia. Zanurzamy się w historię bliźniaków, Hala i Billa, którzy po odnalezieniu na strychu zabawkowej małpki swojego ojca nieświadomie wplątują się w mroczną tajemnicę. Od momentu odkrycia przedmiotu w ich otoczeniu zaczynają się dziać dziwne i niepokojące rzeczy, a seria zagadkowych zgonów wstrząsa ich życiem. Po wielu niepowodzeniach decydują się na drastyczny krok i wyrzucają małpę, mając nadzieję na powrót do normalności. Jednak czas nie jest po ich stronie. Po latach odcięcia się od przeszłości, kolejne niewytłumaczalne śmierci zaczynają się powtarzać, a bliźniacy zdają sobie sprawę, że zło, które wydawało się uśpione, nadal ich prześladuje.
Gwiazdorska obsada
Warto też uwzględnić, że mamy do czynienia z produkcją dysponującą nie lada zespołem. We wspomnianych bliźniaków wciela się chociażby Theo James – rosnąca nam gwiazda Hollywood, która ostatnio pojawiła się w udanym serialu Guya Ritchiego, Dżentelmenach. Ale partnerują mu także takie tuzy, jak jedna z najlepszych aktorek swojego pokolenia Tatiana Maslany oraz Elijah Wood – po raz kolejny starający się przypomnieć widzom, że jego talenty nie kończą się na roli Froda.
Reżyser Kodu zła za sterami
Jeżeli nie jesteście w stanie od razu rozpoznać Osgooda Perkinsa, nie ma w tym niczego dziwnego. Co prawda w 2015 roku stworzył Zło we mnie z Emmą Roberts, ale dopiero zeszłoroczny Kod zła zrobił naprawdę dużo szumu i może nadać rozpędu karierze reżysera i scenarzysty. Małpa to kolejny rozdział tej drogi i potencjalny pokaz kolejnych atutów Perkinsa. Tym razem, dla odmiany, odrzuca on większość subtelności, a my skupiamy się na krwawym spektaklu gatunkowym.
Adaptacja Stephena Kinga to reklama sama w sobie
Jeden z najchętniej ekranizowanych pisarzy w historii – i nie bez powodu, bo jego historie na ogół są bardzo wdzięcznym materiałem dla Hollywood. Nas oczywiście interesuje w tej chwili szeroko pojęta groza – a pod tym względem można wybierać i przebierać. Od klasyków spod znaku Lśnienia i Carrie, poprzez seriale w rodzaju Castle Rock, aż po nieco nowsze pozycje, jak Telefon pana Harrigana. Co jasne, adaptacji powstało tyle, że nie za każdym razem wszystko wychodzi tak jak trzeba, ale trudno jest zignorować sytuację, gdy dostajemy coś sygnowanego nazwiskiem tego pana.
Potencjał na renesans nurtu
Kino grozy jest wszechobecne w zasadzie od zawsze i nic nigdy nie wskazywało na to, by kiedykolwiek nadchodził jego zmierzch. Ale jak to zwykle bywa, trafiały się lepsze i gorsze momenty. Skok jakości mieliśmy chociażby w przypadku pojawienia się Obecności Jamesa Wana. Ostatnio zaś pojawił się wspominany wcześniej Kod zła, w bardziej wysublimowany sposób podchodząc do horroru. Małpa ma szansę zrobić wiele dobrego dla tej bezpośredniej części gatunku, w przypadku sukcesu komercyjnego zachęcając kolejnych twórców do dalszego drążenia w nim.
Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.