Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Ojcowie kultowych marek gamingu, część I

Autor: Mateusz Chrzczonowski
23 czerwca 2022

Dzień ojca to trochę zapomniane święto, które ustępuje miejsca dniu matki obchodzonemu miesiąc wcześniej. Nie można jednak zapominać o naszych ojczulkach. Z tej okazji przedstawiamy pierwszy artykuł przypominający ojców kultowych marek gamingu – w końcu to oni dali nam wiele niezapomnianych uniwersów, masę świetnych postaci oraz niezliczone wspomnienia wynikające z godzin spędzonych przez nas z tymi grami. To komu złożycie życzenia w pierwszej kolejności?

Shigeru Miyamoto – Super Mario, Donkey Kong, The Legend of Zelda

Zestawienie to nie mogło zacząć się od innego nazwiska jak właśnie Shigeru Miyamoto. Japończyk ten stworzył największe marki Nintendo, które przez dziesiątki lat wręcz wychowały kolejne pokolenia graczy i przyczyniły się do rozrostu firmy znanej obecnie jako Wielkie N. Bo kto nie zna Mario, Zeldy czy choćby Donkey Konga? Hydraulik włoskiego pochodzenia z czerwoną czapką oraz jego brat Luigi do dziś dostają kolejne gry – raz bardziej trzymając się kanonu platformówki (Super Mario 3D World + Browser's Fury), a innym wykorzystując tylko znane postacie do zaprezentowania zupełnie innej rozgrywki (Mario Golf: Super Rush, Mario Strikers: Battle League Football). Produkcje te nadal przyciągają miliony graczy, zarówno tych pamiętających początki poczciwego Mariana, jak i tych mających dopiero pierwszy kontakt z jakąkolwiek konsolą – w końcu to gry dla dzieci.
ojcowie marek gamingu
Fot. Shigeru Miyamoto

Zobacz również: Mario Strikers: Battle League Football – recenzja gry. Ale gdzie jest reszta gry?

W latach 70. Nintendo było jeszcze stosunkowo małą firmą, która skupiała się na sprzedaży kart do gry oraz innych gadżetów. Miyamoto został tam zatrudniony w 1977 roku, a już w 1981 roku wydał na automaty swoją pierwszą grę – Donkey Konga. Tytuł okazał się sukcesem, dlatego też w krótkim czasie światło dzienne ujrzały jeszcze dwie kontynuacje. Już w 1983 roku na automatach pojawił się także spin-off Donkey Konga, gdzie główną rolę przejął rozpoznawalny hydraulik – Mario. Postać święcąca tryumfy po dziś dzień, która doczekała się dziesiątek gier. Gry z Mario zyskały najwięcej rozgłosu, gdy na rynku ukazała się konsola Nintendo Entertainment System (NES) wraz z grą Super Mario Bros, czyli kontynuacją Mario Bros. Miyamoto nie zwolnił jednak wtedy tempa i rok później wydał grę The Legend of Zelda. Kolejna legendarna marka, która niedawno odżyła za sprawą The Legend of Zelda: Breath of the Wild wydanej w 2017 roku przy okazji premiery Nintendo Switch.

Hideo Kojima - Metal Gear Solid, Death Stranding

O Hideo Kojimie słychać w branży gier całkiem sporo. Twórca ten bowiem nieustannie zaskakuje nowymi pomysłami i kolejnymi tytułami sygnowanymi swoim nazwiskiem. Ostatnio twórca ten, uważany za prawdziwego wizjonera gamingu, zszokował swoich fanów, ogłaszając współpracę z Microsoftem, a jak wiadomo, dotąd Kojima kojarzony był głównie z konkurencją – Sony. Jego ostatnia gra, Death Stranding, ukazał się tylko na PlayStation oraz PC. Ale zostawiając już animozje między fanboyami konsol - Death Stranding to kolejna produkcja spod ręki Kojimy, która zaskakiwała i dzieliła graczy. Symulator kuriera czy niezapomniane, niespotykane dotąd doświadczenie? Każdy z graczy na pewno jednak przyzna, że tytuł miał to coś.
ojcowie marek gamingu
Fot. Hideo Kojima

Zobacz również: Death Stranding Director’s Cut – recenzja gry. Przesyłki nigdy nie dostarczało się tak pięknie i tak sprawnie

Hideo Kojima swoją markę wyrobił jednak dużo wcześniej, a dokładniej w 1998 roku, gdy światło dzienne ujrzała gra Metal Gear Solid, czyli produkcja bez zbędnych ogródek określana mianem przełomowej. Była to kontynuacja serii Metal Gear, przy której Kojima równie miał swój udział. Jednak dopiero tytuł z dopiskiem Solid był w pełni zasługą japońskiego wizjonera. Gra została świetnie przyjęta na całym świecie, a główne pochwały były kierowane w stronę interesującej fabuły oraz świeżego gameplayu – mówi się, że to właśnie Metal Gear Solid spopularyzował gatunek skradanek. Do tego produkcja jako jedna z pierwszych w branży zafundowała graczom grafikę 3D, voice-acting oraz przerywniki filmowe. Był to prawdziwy przełom technologiczny.

Neil Druckmann – Uncharted, The Last od Us

Neil Druckmann to obecnie najważniejsza osoba i twarz studia Naughty Dog, czyli twórców miedzy innymi Crasha Bandicoota, Uncharted oraz The Last od Us. Nad dwoma ostatnimi tytułami pracował właśnie Druckmann i miał przy tym kluczowy udział. Swoją przygodę ze studiem zaczynał jednak nieco wcześniej, bo pomagał przy tworzeniu między innymi gry Jak 3 oraz Jak X, aż w końcu został obsadzony jako desingner przy Jak and Daxter: The Lost Frontier. W 2005 roku trafił na znane nam tory – dołączył do zespołu odpowiedzialnego za tworzenie gry Uncharted: Fortuna Drake'a. Przy kontynuacji, czyli Uncharted 2: Pośród Złodziei został jednym z głównych projektantów i to właśnie jemu zawdzięczamy fabułę w tej – według mnie – najlepszej części z oryginalnej trylogii.
ojcowie marek gamingu
Fot. Neil Druckmann

Zobacz również: The Last of Us oficjalnie otrzyma remake! Odbudowana od podstaw gra zmierza również na PC!

Po zakończeniu prac nad drugą odsłoną Uncharted, Naughty Dog podzieliło swoje siły na dwa zespoły. Pierwszy zajął się tworzeniem zwieńczenia trylogii przygód Nathana Drake’a, a drugi miał rozpocząć pracę nad zupełnie nowym tytułem. Jako że Neil Druckmann zdobył już spore uznanie, został wyznaczony na dyrektora projektu. Powstającą grą okazało się oczywiście The Last of Us, a więc wielki hit z 2013 roku, który dodatkowo w tym roku doczeka się remake’u. Co ciekawe Druckmann tworząc historię do gry, posłużył się własnym pomysłem, na który wpadł jeszcze jako student. Już wtedy chciał stworzyć świat w czasie apokalipsy zombie, gdzie o przetrwanie będzie walczyć dwójka bohaterów – mężczyzna na wzór Johna Hartigana z Sin City oraz młoda dziewczyna. Do tego mężczyzna miał mieć chorobę serca, przez co raz na jakiś czas mielibyśmy przejmować kontrolę nad dziewczyną. Oczywiście szczegóły się zmieniły, ale widać podobieństwa.

Satoshi Tajiri – Pokemony

Satoshi Tajiri to doskonały przykład, jak można przekształcić swoją niecodzienną pasję w coś, co da początek serii znanej milionom ludzi na całym świeci. To właśnie Tajiriemu zawdzięczamy pomysł na Pokemony, doskonale znane wszystkim kieszonkowe stworki. Japończyk doszedł do tego jednak w dość nietypowy sposób – od dziecka uwielbiał bowiem kolekcjonować owady. Jednak już jako nastolatek swoją uwagę przerzucił na gry wideo – kochał spędzać godziny na automatach. Na początku lat 80. wydawał fanowski magazyn Game Freak skupiający się na grach arcade. Z czasem dołączali do niego kolejni redaktorzy, a magazyn zaczął cieszyć się sporą popularnością. W 1989 roku Tajiri stwierdził, że ma dość słabych gier i zacznie tworzyć własne produkcje. Tak też powstało studio deweloperskie, również o nazwane Game Freak, a w krótce światło dzienne ujrzała ich pierwsza gra – Quinty.

Zobacz również: Pokemon Legends: Arceus – recenzja gry. Już nie tylko „złap je wszystkie”

Pomysł na Pokemony zrodził się w głowie Tajiriego już 1990 roku, gdy zafascynował się funkcją Gameboya – konsolę można było łączyć z inną za pomocą kabla. Zauważył w tym potencjał do handlu przedmiotami między graczami. Pomysł był jednak dość szalony, dlatego też Nintendo nie było od razu przekonane. Renoma Tajiriego przekonała jednak japońskich wydawców. Dodatkowo w projekt zaangażował się Shigeru Miyamoto (ten od Mario), który stał się mentorem dla pomysłodawcy Pokemonów. Proces twórczy pierwszej gry z serii o kieszonkowych potworkach okazał się bardzo żmudny i wyboisty. Przez ten czas ze studia odeszło kilku pracowników, Tajiri musiał też pomagać przy tworzeniu innych gier, a Game Freak o mało co nie zbankrutowało. W końcu jednak w 1996 roku na rynku ukazały się Pokemony Red i Green. Tylko że niestety tytuł na początku przeszedł bez większego echa, bo Gameboy zaczynał był zapominany. Marka na szczęście z czasem zaczęła zyskiwać na popularności, a gdzie jest teraz, każdy doskonale wie.

Hidetaka Miyazaki - Demon's Souls, Dark Souls, Sekiro: Shadows Die Twice, Elden Ring

Hidetaka Miyazaki, lord śmierci, pan zszarganych nerwów i rozwalonych padów, przewodnik wszelkich gamingowych masochistów – to właśnie mu zawdzięczamy powstanie gatunku soulslike. Należycie do grona osób lubujących się w wyzwaniach i w bossach nie do pokonania, czy jednak wymiękliście na pierwszym poważniejszym przeciwniku w Dark Souls? Na pewno i tak słyszeliście o Hidetace Miyazakim. Japończyk to dziś legenda w branży gier, która na dobre zrewolucjonizowała gaming. W 2009, gdy ukazał się Demon's Soul, zdawać się mogło, że gry idą mocno w stronę casualowej rozrywki. Aż tu nagle wychodzić cały na biało tytuł dający w kość każdemu bez wyjątku. Z początku sceptyczni, z czasem gracze pokochali ten model rozgrywki, przez co gra mogła ukazać się także poza Japonią.
ojcowie marek gamingu
Fot. Hidetaka Miyazaki

Zobacz również: Elden Ring – recenzja gry. Do mnie, Płotka!

Po sukcesie pierwszej gry z system „giń i próbuj ponownie”, już w 2011 roku ukazało się Dark Souls, będące jeszcze lepszą wersją symulatora śmierci. Potem nastąpiły kolejne wielkie sukcesy. W 2012 roku w From Software nawiązało współpracę a Sony, dzięki czemu trzy lata później otrzymaliśmy Bloodborne, nad którym osobiście pracował Miyazaki. W tym samym czasie powstawało też Dark Souls II – tu Miyazaki tylko nadzorował prace. Trójka była jednak już pod jego pełną kontrolą. Późniejsze lata to kolejne świetnie tytuły, zdobywające nagrody za nagrodami - Sekiro: Shadows Die Twice w 2019 roku oraz świeżutkie Elden Ring sprzed kilku miesięcy. A wszystko to zasługa Miyazakiego, który zatrudnił się w From Software bez doświadczenia w 2004 roku, a w 2014 po serii sukcesów został mianowany prezesem firmy – w Japonii było to wręcz szokujące.

Phil Spencer – Xbox Game Pass

Na koniec pierwszej części tego zestawienia postać mniej oczywista, bo nieodpowiedzialna za żadną markę gier, lecz przede wszystkim za usługę. Mimo wszystko osoba Phila Spencera musiała się tu znaleźć, gdyż to właśnie on odmienił oblicze Xboxa, który z kretesem przegrał poprzednią generację konsol. A jak sytuacja wygląda teraz? Sony już nie musi się tak mocno oglądać za siebie.
ojcowie marek gamingu
Fot. Phil Spencer

Zobacz również: Recenzja kontrolera Xbox Elite Series 2 – prawdziwy potwór customizacji

Kto pamięta konferencję Microsoftu z 2013 roku, gdy podczas prezentacji konsoli Xbox One słyszeliśmy bez końca słowo „TV”? Wtedy wiele osób zastanawiało się, czy to jeszcze konsola do grania czy już tylko przystawka TV. To właśnie wtedy Xbox przegrał generację, gdy ta jeszcze się nie zaczęła. „Dziwnym” zbiegiem okoliczności w 2014 roku kierownicze stanowisko nad marką przejął nie kto inny jak Phil Spencer. A co się takiego stało chwilę później? A no Microsoft kupił na przykład studio Mojang odpowiedzialne za Minecrafta. Kojarzycie? Następnie w 2017 roku pojawiła się usługa Xbox Game Pass. Z początku przyjmowana przez graczy sceptycznie – bo jak to nie będziemy mieli gier na własność? Ale teraz już wiemy, że Spencer wyprzedził branżę o dobre kilka kroków. Konkurencja dopiero teraz próbuje coś działać z tej dziedzinie, a Microsoft ma już usługę-giganta. Cześć druga nastąpi... kiedyś... Ilustracja wprowadzenia: Shigeru Miyamoto 
Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]

Więcej informacji o
Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.