Sylwia Chutnik to pisarka, kulturoznawczyni, feministka, działaczka społeczna i publicystka. Ukończyła studia z kulturoznawstwa oraz Gender Studies na Uniwersytecie Warszawskim i studia polsko-żydowskie w PAN. W 2018 roku obroniła doktorat z nauk humanistycznych. Debiutowała powieścią Kieszonkowy atlas kobiet w 2008 roku, za którą otrzymała nagrodę Paszport Polityki. Porozmawiałam z nią o obchodach 250. urodzin Jane Austen i premierze serialu dokumentalnego BBC Jane Austen: narodziny geniuszu. Zapraszam do lektury!
Hanna Kroczek: Obchodzimy 250. urodziny Jane Austen. Co według pani sprawia, że jej postać i twórczość są nadal tak bardzo aktualne?
Sylwia Chutnik: Przyznam, że im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej upewniam się, że Jane Austen to postać niezwykle ważna – i to na wielu poziomach. Zacznę od literackiego, bo jako pisarka przyglądam się swojej poprzedniczce właśnie w tym wymiarze. Fascynuje mnie, w jaki sposób konstruowała postaci, jak prowadziła narrację. Myślę, że jak na swoje czasy była pisarką bardzo oryginalną – wykraczała poza chwilowe mody i przyjęte sposoby przedstawiania bohaterów. Nie bała się też przełamywać konwenansów społecznych. Tu pojawia się drugi poziom – Jane Austen jako kobieta wyemancypowana, która potrafiła zadawać pytania. Jej język nie przypomina tego, do którego przywykliśmy, gdy dziś mówimy o „silnych kobietach”. To raczej subtelne podważanie status quo. Pod koniec XVIII i na początku XIX wieku pozycja kobiety była jasno określona: miała być dobrze wydana za mąż, prowadzić dom, wychowywać dzieci i być uległą żoną. Austen podważała ten porządek, pokazując bohaterki, które muszą zmierzyć się z tym stereotypem – wybierać między uczuciem a pragmatyzmem, między miłością a bezpieczeństwem finansowym. Kwestionowanie rzeczy oczywistych było wtedy gestem naprawdę rewolucyjnym. I choć jej książki różnią się między sobą, to czytane dziś nadal mają ogromną siłę.
Czy myśli pani, że dziś – w epoce ogromnej popularności literatury kobiecej – ten głos Austen byłby odbierany równie buntowniczo?
Myślę, że tak, choć w inny sposób. Dziś może mniej szokowałby temat, a bardziej forma i odwaga, z jaką pisała o kobiecej niezależności.
Oglądając ten dokument, odkryła pani jakieś nowe fakty, których wcześniej nie znała o życiu Jane Austen?
Odkryłam coś, co może wydawać się drobiazgiem, ale dla mnie było bardzo ważne. Jane Austen miała ciągle uwalane ręce atramentem. I pomyślałam, że to przecież coś, o czym zwykle w ogóle się nie myśli – o samym sposobie pisania. Ja też piszę piórem, może nie takim jak ona, tylko współczesnym, na naboje, ale również często mam atrament na palcach. Lubię, kiedy spotykam kogoś takiego samego – mam wtedy poczucie jakiejś ciągłości, wspólnoty piszących kobiet.

fot. materiały prasowe
To piękny, intymny obraz – pisarki z atramentem na dłoniach. Czy fizyczny kontakt z pisaniem wpływa według pani na emocjonalny ton tekstu?
Tak, zdecydowanie. To zupełnie inna relacja z tekstem. Pisanie ręką ma w sobie pewną czułość i cierpliwość. W dokumencie jest taka scena, w której Austen wyrabia własny atrament – pewnie, żeby było taniej i żeby starczyło na dłużej – i właśnie wtedy zwróciłam uwagę na jej dłonie. Są tam też długie fragmenty o procesie wydawania – przygotowywanie pierwszych odbitek, nanoszenie poprawek. Dla mnie, jako absolwentki liceum księgarskiego, to fascynujące. A jednak, mimo tych różnic, myślę, że niewiele się zmieniło. Ona miała atrament na dłoniach, my mamy klawiatury i laptopy, ale problemy są podobne – brak weny, frustracja, czekanie na recenzje. Zmieniło się wiele – i jednocześnie nic.
Bardzo podobała mi się też scena, gdy ojciec kupuje dla Jane przenośne biureczko.
Piękne, prawda? Wszystkie te drobiazgi są w dokumencie wspaniale oddane.
Muszę przyznać, że znałam wcześniej twórczość Austen, ale nie do końca jej biografię. Powieści tej autorki poznawałam jako nastolatka, ale myślę, że gdybym wtedy poznała historię jej życia, sama Austen stałaby się dla mnie bohaterką z prawdziwego zdarzenia.
Jej literatura świetnie sprawdza się w kinematografii i cieszę się, że BBC, oprócz dokumentu przygotowanego z okazji urodzin Austen, sięga też po seriale i filmy oparte na jej powieściach. To oczywiście produkcje kostiumowe, ale dzięki temu łatwiej do nas docierają. W warstwie językowej te książki wciąż się bronią – nie są ramotkami, tylko żywymi tekstami, które można czytać na wielu poziomach.
Z jednej strony mamy intrygi i społeczne awanse, z drugiej – głębszą warstwę krytyki ówczesnego społeczeństwa. Przykładem może być Mansfield Park, który można odczytywać zarówno jako historię młodej dziewczyny, jak i jako komentarz do kwestii niewolnictwa i rasizmu. To od nas zależy, którą perspektywę wybierzemy.
Ciekawie wypada też zestawienie Austen ze współczesnymi tekstami kultury, jak Dziennik Bridget Jones. Helen Fielding, autorka tej powieści, zresztą występuje w dokumencie BBC. Widać wtedy, jak bardzo te pytania o miłość i niezależność są aktualne – tylko zmieniły się narzędzia. Kiedyś były konwenanse i bale, dziś mamy aplikacje randkowe, ale dylematy pozostały podobne.
Czego tak naprawdę chcą kobiety? Niezależności, stabilizacji, spokoju? A może po prostu chcą żyć po swojemu, nie wikłając się w żadne schematy? Samo zadanie tych pytań jest już zmianą społeczną – odejściem od przekonania, że marzeniem każdej kobiety musi być szczęśliwa rodzina.
W tym sensie cała historia literatury pisanej przez kobiety to nieustanny wir zadawania pytań o ich miejsce w świecie – i o cenę, jaką trzeba zapłacić za prawo do niezależności.

fot. materiały prasowe
I Jane Austen jest na to najlepszym dowodem. Jej powieści były wydawane pod nazwą ,,pewna dama”. To strasznie miażdżące. Małe Kobietki i postać Jo też wpisuje się w ten schemat. Chciała wydać swoją powieść, ale płeć była dla wydawców ogromnym problemem. Mówimy jednak o przeszłości, czy dzisiaj dalej mamy do czynienia z takimi trudnościami?
Niestety tak. J.K. Rowling wysłała pierwszą część Harry’ego Pottera bez swojego imienia, tylko z inicjałami, żeby uniknąć stereotypowego myślenia, że to „babska książka”. To zresztą długa tradycja. Wiele kobiet pisało pod męskimi pseudonimami, zwłaszcza autorki kryminałów.
Oczywiście, dziś sytuacja się zmienia, ale nie znaczy to, że problem zniknął. Kobiety pisarki nadal muszą mierzyć się ze stereotypami. Czasem aż trzeba sprawdzić w kalendarzu, jaki mamy rok, żeby zrozumieć absurd tej sytuacji. Jane Austen nie miała wyboru, my już go mamy – możemy podpisać książkę własnym imieniem i nazwiskiem. Wciąż jednak wiadomo, że mężczyzna piszący ma po prostu łatwiej.
Dla debiutantek użycie inicjałów może być bezpieczniejszym rozwiązaniem, choć ja sama się na to nie zdecydowałam. Takie są jednak realia rynku. I wciąż, jak pokazują badania, kobiety pisarki zarabiają mniej niż mężczyźni. Ta luka płacowa – gender gap – istnieje wszędzie, także w świecie literatury.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
Jane Austen: Narodziny geniuszu to trzyczęściowy serial dokumentalny z elementami fabularyzowanymi, który odkrywa nieznane oblicze jednej z najbardziej cenionych autorek literatury światowej. Poprzez inscenizacje, komentarze ekspertów, wśród których znaleźli się m.in. Helen Fielding, Ken Loach czy Kate Atkinson, i osobiste opowieści zaproszonych gości, serial ukazuje buntowniczą naturę Austen, jej determinację oraz błyskotliwość, które pozwoliły jej stworzyć dzieła ponadczasowe. To opowieść o kobiecie, która wbrew konwenansom epoki, odnalazła własny głos i na zawsze zmieniła oblicze literatury. Dokument będzie miał premierę 16 grudnia o godz.22.00 w BBC Lifestyle i BBC Player. Z kolei w BBC First i w BBC Player można oglądać adaptacje BBC książek Jane Austen, w tym kultową „Dumę i uprzedzenie” z Colinem Firthem i Jennifer Ehle.
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Członkini Zespołu Edukatorów Filmowych. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty.