Hanna Kroczek: Zacznę może od filmu Bucza, który ostatnio miałam okazję obejrzeć. Chciałam pogratulować, ponieważ produkcja zajęła drugie miejsce w plebiscycie publiczności na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Jak właściwie doszło do tego, że jako jedyny Polak zagrał pan w tym filmie?
Cezary Łukaszewicz: Poszukiwania aktora grającego Konstantina Gadauskasa były szeroko zakrojone. W castingu wzięli udział aktorzy z różnych europejskich krajów, co też pokazuje przestrzeń i skalę projektu. Najpierw musiałem przygotować self-tape w domu, a później mieliśmy kilka spotkań na skype, Czułem zaciekawienie moją osobą, co było bardzo miłe, aż w końcu dowiedziałem się, że zostałem wybrany do roli głównego bohatera. Możliwe, że twórcy chcieli znaleźć kogoś spoza Ukrainy, ponieważ Konstantin nie jest Ukraińcem, ale powodów może być oczywiście więcej.
A miał pan przyjemność poznać człowieka, który był pierwowzorem tej postaci?
Tak, miałem. Wszystko kręciliśmy w Ukrainie i dwa dni przed rozpoczęciem zdjęć byłem w Kijowie. Wtedy właśnie poznaliśmy się z Konstantinem i było to naprawdę miłe i niezapomniane dla mnie spotkanie. To jest bardzo ciekawy człowiek o ogromnym sercu. Tym niemniej dzięki temu, że nie znaliśmy się jednak bardzo dobrze, miałem możliwość stworzyć tę postać po swojemu. I nie ukrywam to było dla mnie wspaniałe aktorskie wyzwanie.
Historia pokazana w filmie bazuje na prawdziwych wydarzeniach, jak sam pan wspomina. Czy czuł pan przez to większą presję?
Szczerze mówiąc, czułem ogromną presję. Taki wyjazd do kraju, w którym toczy się wojna był niezwykłym i trudnym do porównania z czymkolwiek innym w moim życiu doświadczeniem. Może nawet doświadczeniem życia. Zanim podjąłem decyzję o wyjeździe dużo o tym wszystkim myślałem. Mocno zapadł mi w pamięci moment w filmie, w którym mój bohater rozmawia z dzieckiem. Pojawia się tam taka myśl, pod którą podpisuje się całym sobą - dziewczynka mówi, że prawdziwą odwagą nie jest robienie czegoś bez strachu, tylko banie się, a mimo to robienie tego. Właśnie z taką myślą pojechałem do Ukrainy.
Czyli nie brakowało motywacji.
Ale też lęku. W czasie mojego pobytu robiłem sobie notatki, właściwie prowadziłem coś na podobieństwo dziennika. Ostatnio go przeglądałem i okazało się, że pisałem w nim o lęku, ale także o moich oczekiwaniach, co do tego projektu, o tym, że w Ukrainie wszystkie pieniądze idą na zbrojenie Kultura straciła swoje finansowanie. Dlatego Bucza powstała z prywatnych środków, co bardzo podziwiam, bo zdaję sobie sprawę jaka to musi być skala finansowania, żeby móc taki film nakręcić. Myślałem o ludziach pracujących przy tym filmie, o tym, że mogą w każdej, nawet najmniej spodziewanej chwili zginąć. Straszna odpowiedzialność, ale żeby naprawdę wejść w ten projekt, musieliśmy odrzucić lęk i skupić się na współpracy. W końcu chcieliśmy udźwignąć ciężar tematu, który wspólnie postanowiliśmy w filmie poruszyć.
fot. kadr z filmu Bucza
Myślę, że w takim czasie tego typu filmy są jeszcze większą motywacją dla ludzi. Trochę jak romantyzm w Polsce miał pokazać ludziom, że ich cierpienie nie idzie na marne.
Trochę tak. Niestety, nie byłem na ukraińskiej premierze Buczy, która odbyła się 7 listopada. Dostaje za to mnóstwo wiadomości od osób, które mówią, jak ogromne wrażenie na nich zrobiła. Dla mnie udział w Buczy to zdecydowanie coś więcej niż aktorskie wyzwanie. Coraz częściej czuję potrzebę angażowania się w ważne projekty, które mówią coś istotnego o życiu i świecie. Dlatego możliwość wyjazdu do Ukrainy i wzięcia udziału w projekcie Stanislava Tiunova postrzegam jako ogromne wyróżnienie i szansę na rozwój osobisty.
A czy ma pan nadal kontakt z ekipą?
Tak, oczywiście. Przyjaźnie, które powstały w czasie realizowania tego filmu, zawiązały się bardzo mocno. Regularnie ze sobą rozmawiamy, dostaję też dużo informacji od ukraińskiej widowni.
Odejdźmy może na moment od Buczy. Na Warszawskim Festiwalu Filmowym był też pokazywany inny film z pana udziałem - Prześwit. Pana bohater, porucznik Andrzej, jest już zdecydowanie mniej pozytywną postacią. Przynajmniej ja go tak odebrałam. Którego bohatera gra się lepiej? Pozytywnego czy jednak negatywnego?
Zależy od perspektywy. Mam na swoim aktorskim koncie sporo mrocznych bohaterów, po przejściach, z różnymi problemami. Uważam jednak, że zagranie postaci pozytywnej, budzącej sympatyczne emocje, jest większym wyzwaniem. Bardzo mi zależało, żeby do roli Andrzeja dobrze się przygotować i włożyłem w tę postać dużo pracy. I powiem trochę nieskromnie, że jak zobaczyłem rezultat na ekranie poczułem sporą satysfakcję. Natomiast nie do końca nazywałbym Andrzeja jedynie mrocznym charakterem. Nie mam przekonania do prostego podziału postaci na dobre i złe. Ten człowiek nie miał łatwego życia, jest też w trudnym życiowym momencie, jeśli chodzi o jego sytuację prywatną. Myślę, że stąd bierze się jego zachowanie. I to też powoduje, że dla widza może być bardziej intrygujący.
Pomysł na film jest intrygujący. Historia kryminalna zanurzona w świecie legend o górze Ślęża. Szczególnie mocną sceną, dla mnie jako widza, było ,,starcie” porucznika Andrzeja z młodą policjantką. Jak wyglądała praca nad tak emocjonalnym momentem?
Scena była wyzwaniem dla nas wszystkich. Środek zimy, wszędzie śnieg. Mój momentami apodyktyczny policjant i jego podwładna. Na pewno jest to ciekawa scena i stanowi jeden z mocniejszych punktów Prześwitu.
Prześwit i Bucza pojawiły się na tegorocznym Warszawskim Festiwalu Filmowym, na którym był pan gościem. Czy to pana pierwszy raz na tej imprezie?
Tak, byłem pierwszy raz na tym festiwalu jako jego gość i to było bardzo sympatyczne doświadczenie. Nie będę kryć, że poczułem bardzo dużą satysfakcję, bo pojawiłem się tam z trzema filmami, w tym dwoma z moją główną rolą.
A miał pan szansę porozmawiać z widzami odnośnie tego, jak oni odebrali filmy?
Tak, oczywiście. Mieliśmy kilka spotkań po seansach. Rozwinęło się wiele ciekawych rozmów, czasem musieliśmy przerywać emocjonującą i bardzo ciekawą dyskusje, bo kończył nam się czas. Na pokazach i spotkaniach pojawili się też emigranci z Ukrainy. Mówili o swoich emocjach związanych z Buczą, zagadywali mnie też na korytarzach, co było dla mnie sporym przeżyciem. Widok ludzi podchodzących ze łzami w oczach, dziękujących za ten film był dla mnie czymś niewiarygodnie silnym i poruszającym. A z drugiej strony zupełnie inna historia, Prześwit, który jak się okazywało na spotkaniach po seansach też wzbudzał w widzach niebanalne emocje. To nie jest łatwe kino, ale bardzo nośne w przekazie emocjonalnym, mimo tego, że to bardzo kameralny i niejednoznaczny film.
Poza rolami ekranowymi, gra pan również w teatrze. Czy ważna jest dla pana ta forma sztuki?
Przez 15 lat pracowałem w różnych teatrach. Byłem członkiem zespołu w Poznaniu przez 7 lat, potem we Wrocławiu. Teatr był zawsze dla mnie ważny, mocno mnie konstytuował. Nie wyobrażam sobie, żeby nie grać w teatrze. Cieszę się jednak, że mogę także próbować innych rzeczy.
A czy jest jakaś rola albo współpraca, o której pan marzy?
Nie mam jakiś konkretnych marzeń. Chciałbym współpracować z różnymi ludźmi, poznawać ich historie, móc brać udział w ciekawych i odważnych projektach. Kiedyś miałem listę moich upragnionych ról i współprac, ale to w młodości. Na przykład takim marzeniem teatralnym była rola Jagona w Otellu. Teraz natomiast lepiej rozumiem siebie i wiem, że jestem gotowy na nowe wyzwania, które pozwolą mi pogłębiać wiedzę o człowieku i świecie. Ogromnie szanuję i lubię moją pracę, po prostu fascynują mnie ludzie, lubię z nimi współpracować. To niewątpliwie najpiękniejszy element mojej ścieżki życiowej.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
Ilustracja wprowadzająca: kadr z filmu Bucza
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Marzy o prowadzeniu zajęć filmowych dla dzieci i młodzieży.