Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wielka rozrywka w SkyShowtime!

Wywiad z Przemysławem Semczukiem - jednym z ekspertów Kryminalnych śledztw PRL

Autor: Szymon Góraj
13 sierpnia 2021
Wywiad z Przemysławem Semczukiem - jednym z ekspertów Kryminalnych śledztw PRL

Na kanale CBS Reality trwa emisja Kryminalnych śledztw PRL, pięcioodcinkowego serialu dokumentalnego, w którym ukazane zostają mechanizmy prac grup dochodzeniowych w tamtym specyficznym okresie. Z okazji zbliżającego się 3. odcinka rozmawiamy z Przemysławem Semczukiem, pisarzem, dziennikarzem i publicystą, który należy do ekspertów produkcji.

https://www.youtube.com/watch?v=iC9dYlM8S9o Szymon Góraj: Co Pana w ogóle skłoniło do zajmowania się tego typu tematyką? Przemysław Semczuk: No cóż, wydawcy podążają za tym, czego oczekują odbiorcy – a oni ostatnio interesują się mordercami. Gdyby wydawca zamówił u mnie książkę o miłości, to  bym napisał książkę o miłości. A że zamawiają o mordercach, to piszę o mordercach. A poważnie mówiąc, niezależnie czy chodzi o katastrofę, morderstwo czy sprawę kryminalną, mnie interesuje konkretna epoka. PRL. Są sprawy zupełnie zapomniane i takie, o których mnóstwo napisano. Te chyba są nawet ciekawsze, bo paradoksalnie dużo nie oznacza dobrze. W większości są to informacje powielane w różnych źródłach. Bo dziennikarze mają najwyżej pół dnia na napisanie tekstu. Szukają informacji w Google. Ja jadę do archiwum, pół roku czytam akta i wtedy się okazuje, że z tych spraw można wyciągnąć mnóstwo ciekawych i nieznanych wątków. Być może to całe zainteresowanie jest pobudzane przez mity popkulturowe związane z mordercami? Z pewnością tak. To moda, która przychodzi do nas z Zachodu. W USA najsłynniejsi mordercy są ikonami popkultury. Czy słusznie? W niektórych momentach jestem zaskoczony taką fascynacją. Parę dni temu napisał do mnie czytelnik, który wytatuował sobie na ręce Knychałę („Wampir z Bytomia”, seryjny morderca kobiet z lat 1974-82 – przyp. red.). Inna pani podeszła do mnie po wykładzie w Worku Kości – fakt, że była już trochę pod wpływem – ale była wyraźnie zachwycona historiami morderców. Patrzyliśmy na to z panią Renatą (Kuryłowicz – przyp. red.) ze zdziwieniem. A z drugiej strony trudno odmawiać ludziom ciekawości. Zło zawsze było bardziej fascynujące. Ludzi interesują te historie, więc my je przybliżamy. CBS Reality, który obecnie emituje serię „Kryminalne śledztwa PRL” z moim udziałem jako eksperta, produkuje też programy true crime. Jest jakiś powód, dla którego Pańskie zainteresowanie idzie właśnie w kierunku morderstw w PRL-u? PRL interesuje mnie jako epoka. Jest taki mit, że wtedy było szaro i nieciekawie. Otóż było bardzo kolorowo i ciekawie – nawet ciekawiej niż dzisiaj. O PRL-u pisałem sporo w Newsweeku. Przez jakiś czas także w Wysokich Obcasach. To były bardziej tematy historyczne, sensacyjne. Mordercy siłą rzeczy przyszli gdy zająłem się tematyką kryminalną. I okazało się, że to prawdziwa kopalnia tematów. Poza zbrodnią powszednią, gdy do morderstwa dochodzi podczas libacji alkoholowej, mamy mnóstwo bardzo złożonych spraw. Większość została rozwiązana, niektóre po bardzo długim czasie. Ale są i takie, które wciąż są zagadkami. To było związane też z tym, że polska milicja była w powijakach w tamtym okresie, jeśli chodzi o tego typu sprawy? Nie, nie. Jeśli porównamy Zachód, i komunistyczną Polskę, to… koloryt epoki był podobny. Wszyscy patrzą „a, na zachodzie to by szybko rozwiązali taka sprawę”. Zresztą w świadomości statystycznego Kowalskiego, tam takie rzeczy się nie zdarzały. Tymczasem w Niemczech Zachodnich na przełomie lat 60. i 70. mamy porwania polityków, strzelaniny z broni maszynowej na środku ulicy, napady na banki. Polak patrzył na RFN tylko przez pryzmat pełnych sklepów i ładnych samochodów. A tak naprawdę było tam Chicago lat 20. Tylko Polacy nie zdawali sobie z tego sprawy. Czyli tam policja miała takie same problemy? Nawet większe. Bo u nas terroryzm polityczny był pojęciem nieznanym. Mieliśmy też mniej napadów na banki. Ale akurat morderstw na tle seksualnym było znacznie więcej. A to są najtrudniejsze sprawy. O ile w tym jak to nazwałem powszednim morderstwie, sprawcę i ofiarę coś łączy, to w przypadku seryjnych morderców dobór ofiar jest przypadkowy. Nawet jeśli sprawca wybiera tylko blondynki, to dla śledczych jest to niewielka pomoc. Ostatnio ktoś mnie zapytał, dlaczego nie zajmuję się ofiarami. Bo ofiara jest ostatnim elementem tej układanki. Znalazła się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Jej biografia nie daje rozwiązania. A dla mnie najciekawsze jest prześledzenie całego ciągu zdarzeń, które prowadzą do samej zbrodni. Na tym też skupiają się twórcy CBS Reality. Odcinki poświęcone Knychale i Rachubińskiemu z serii „Kryminalne śledztwa PRL”, w których występuję, opowiadają o sprawcy i o tym jak został schwytany. A trudno jest dotrzeć do archiwów zbrodni z czasów PRL-u? I tak, i nie. Dokumenty można znaleźć. Trzeba jednak wiedzieć jak z nich korzystać. Choćby protokoły przesłuchań czy raporty i notatki służbowe – to wszystko jest pozbawione emocji. Sama esencja wyciągnięta przez oficera śledczego, milicjanta. Jak czytam protokół przesłuchania, zwracam uwagę na takie szczegóły jak: o której zaczyna się przesłuchanie, a o której się kończy. Przykładowo zaczyna się o 9:30, potem zanotowano, że była godzina przerwy, bo zatrzymany musi dostać obiad, a kończy się o 16:30. I z tego wszystkiego mamy półtorej strony maszynopisu. Pada pytanie, co tam się działo i jak to jest, że mamy tak mało danych. Poza tym każdy z nas opowiada zdarzenia swoim językiem. Do tego dochodzą pytania. Coś jest ważne dla sprawy, a coś innego jest bezwartościowe. Oni rozmawiają. Przekonują, negocjują, często straszą albo obiecują. To jest interakcja. Zanim podejrzany czy świadek powie coś istotnego mija godzina, czasem dwie. W efekcie powstaje protokół pozbawiony wszystkich emocji. Napisany językiem milicyjnym, takim jakiego oczekuje prokurator i sąd. Nie poznajemy wtedy sprawcy takiego, jakim on jest, tylko mamy założony filtr. To nie jest relacja stuprocentowo bezpośrednia. Więc też trzeba czytać między wierszami. Ale czasem udaje się odnaleźć świadków, którzy dzisiaj mogą opowiedzieć jak to było. Tylko oni po 50 latach często nie pamiętają jak to było w rzeczywistości. A ponieważ trzy razy do roku przy wszystkich możliwych okazjach, uroczystościach rodzinnych, wujek opowiada tę historię, to wujkowi się ta historia układa inaczej (śmiech). Za każdym kolejnym razem dodaje coś, a potem sam pamięta, że tak było. Tak miałem z panią, która odgrywała jedną z kluczowych ról w sprawie Kota, ona była najbliżej niego. Po 50 latach mówi: „Nie, proszę pana, to nie tak, ja panu opowiem jak to było”. Tylko to co teraz mówi przeczy zeznaniom, które składała milicji. Nie sądzę by wtedy składała fałszywe zeznania. Ja muszę wyciągnąć z tego jakiś środek, bo wiem, że ona już po prostu tego nie pamięta. Nie jest w stanie zapamiętać dat, konkretnych dni, jak te wydarzenia po kolei się układały. Ja prawdę mówiąc też nie pamiętam, co robiłem w ubiegłym tygodniu. Dla tamtej kobiety były to ważne wydarzenia w jej życiu, ale z czasem się to zaciera, a luki są uzupełniane. Dlatego najlepiej gdy mamy dokumenty i relacje świadków. Z tego można odtworzyć obraz najbardziej zbliżony do rzeczywistości. Napisał Pan także powieści oparte o historyczne wydarzenia. Jestem ciekaw, w jakich proporcjach wplatany jest w nie element fikcji. Jeśli mówimy o książce Tak będzie prościej, epizody prawdziwych wydarzeń łączyłem z fikcją literacką, która była spoiwem. Mamy tam prawdziwą historię kryminalną, prawdziwego zamordowanego człowieka, mnóstwo postaci autentycznych. Jedynymi, którzy się nie nadawali, byli policjanci. Niestety proza życia nie przypomina w żaden sposób filmu sensacyjnego czy książki. Codzienność pracy służb śledczych jest nudna, nie do przyjęcia przez odbiorcę. Gdybym opisał jak to wygląda naprawdę, to odbiorca albo by nie chciał tego czytać albo zaprotestował. Bo czytelnicy kryminałów wytworzyli sobie obraz policji na podstawie literatury. Zawsze jest jakiś superpolicjant zaangażowany emocjonalnie w historię i bardzo się stara mimo przeciwności losu. I zawsze mu się udaje. Prawda wygląda zupełnie inaczej. To są najczęściej grupy operacyjne, mnóstwo ludzi. Jedni przychodzą, drudzy odchodzą. Ekspertyzy przygotowują biegli. I nie robią tego na zaraz, bo pan oficer przyszedł pogadać i poprosił. Czynności wykonuje się zgodnie z procedurami. Czeka się często na różne decyzje. I tak w tym akurat śledztwie było. Popełniono milion błędów i sprawa do dziś jest nierozwiązana. Dosłownie zadaje kłam sloganowi, który powtarzają policjanci – nie ma zbrodni doskonałej. To taki mit, który ma świadczyć o tym, że każda zbrodnia znajdzie swój finał w sądzie. Niestety tak nie jest. I właśnie dlatego mogłem uzupełnić luki fikcją. Prawdziwe wydarzenia łączyłem z prawdziwymi postaciami, które nie miały związku z tą historią, ale miałem tę furtkę, dzięki której mogłem sobie na to pozwolić. Gdyby sprawa była rozwiązana, a sprawca został skazany, to by był materiał na reportaż. Czy wie Pan, co na czytelnikach Pańskich powieści robi większe wrażenie – to, co jest na faktach, czy fikcja? Jest jakaś reguła? Mam wrażenie, że to są dwie różne grupy odbiorców. Miałem niedawno zabawną sytuację. Czytelniczka na Lubimy Czytać wstawiła mi „jedynkę” za Wampira z Zagłębia, czyli za książkę, za którą otrzymałem nagrodę na Festiwalu Reportażu w Lublinie. Dlatego postanowiłem wyjaśnić, co tak bardzo nie zagrało. Pani napisała, że spodziewała się czegoś innego. Tylko czego? Zacząłem więc sprawdzać, co czyta. Okazało się, że wysokie noty ma u niej – Mróz, Bonda, romanse. I nagle wzięła do ręki reportaż. Przykro mi, ale to był zły wybór. To nie jest lektura dla czytelnika powieści. Czytała jeszcze Justynę Kopińską i dziwiła się, że każda z tych historii nie ma związku z pozostałymi. Cóż, to był po prostu zbiór reportaży. Nic nie ujmując fikcji, ale reportaż, to zupełnie inny gatunek. Remek pisze fajnie, ale nie można oczekiwać, że true crime będzie jak powieść. Jak czegoś w historii nie ma, to tego nie wolno wymyślić i dodać, aby dać czytelnikowi satysfakcję. Podobnie jest z telewizją. Czym innym jest film kryminalny. Nawet oparty na faktach, tak jak było z inspirowanym prawdziwymi wydarzeniami filmem „Jestem mordercą” Maćka Pieprzycy. A czym innym są „Kryminalne śledztwa PRL” w CBS Reality. To jest dokument. To są prawdziwe historie, prawdziwi bohaterowie i prawdziwe ofiary. Widz sam nie pojedzie do archiwum, sam nie odnajdzie świadków. Po to ma telewizję, która daje mu możliwość by poczuł prawdziwe emocje. Bo już sama świadomość, że doszło do takiej zbrodni, jest emocjonująca. Co ciekawe, niektóre z tych spraw pokazywano już wcześniej. Ale za każdym razem udaje się w nich znaleźć coś nowego. Opowiedzieć je tak, że nawet jeśli ktoś czytał moją książkę o Knychale, oglądając odcinek „Kryminalny śledztw PRL”, będzie zaciekawiony. Teraz zobaczy jak wygląda Roman Hula, który doprowadził do tego, że Achim się przyznał. To naprawdę świetna okazja dla wielbicieli true crime. Emisja serii „Kryminalne śledztwa PRL" we wtorki o 22:00 na kanale CBS Reality. 3. odcinek poświęcony sprawie Joachima Knychały pt. „Wampir naśladowca", w którym jednym z ekspertów jest Przemysław Semczuk, będzie można zobaczyć we wtorek 17 sierpnia.

Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.