Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

galapagos

Mój syn Ezra – recenzja filmu. Szacunek i ciepło

Autor: Adam Kudyba
2 lipca 2024
Mój syn Ezra – recenzja filmu. Szacunek i ciepło

Produkcje takie jak Mój syn Ezra zwykle są bliskie wpadnięcia w pułapkę ckliwości i melodramatyzmu. Czego tu bowiem nie mamy: nieprzepracowane traumy z przeszłości, odmienne wizje wychowawcze, wreszcie kwestia tytułowego bohatera, dziecka ze spektrum autyzmu. Na szczęście twórcom wychodzi kawał dobrego filmu.

Max Bernal (Bobby Cannavale) jest komikiem z aspiracjami (czy z talentem – sprawa subiektywna). Choć na scenie rozbawia ludzi, w życiu codziennym jest raczej na odwrót. Nie przepracował nie tylko własnego rozwodu z Jenny (Rose Byrne), ale także rozstania swoich rodziców. Jest też kochającym ojcem tytułowego bohatera – brutalnie szczerego i wrażliwego chłopaka w spektrum autyzmu. Wskutek komplikujących się okoliczności Max bez wiedzy żony zabiera syna w spontaniczną podróż.

Przez doszukujących się potencjalnej toksyczności Mój syn Ezra mógłby być uznany za romantyzujący rodzicielskie porwanie czy postawienie sprawy w stylu fajny tata-zła mama. W obu przypadkach powiedziałbym, że to chybione zarzuty. Zwłaszcza jeśli chodzi o kwestię przedstawienia rodziców – tak naprawdę płeć nie gra w ich postaciach większej roli. Oboje reprezentują słuszne koncepty wychowawcze wymagające jakiegoś pogodzenia. Jenny ufa lekarzom i chce ich wysłuchać, wierząc, że ich wiedza pozwoli Ezrze na lepszą egzystencję. Z kolei Max nie neguje w żaden sposób wpływu medycyny, koncentrując się jednak na tym, co w jego ocenie najważniejsze – spędzaniu czasu i socjalizacji z otoczeniem.

Tony Goldwyn (debiutujący reżyser) i Tony Spiridakis (scenarzysta) nie usiłują wykreować sztucznego konfliktu, w którym widz musiałby obrać czyjąś stronę. Zwracają uwagę na to, co niby oczywiste, ale dla osób w centrum problemu raczej nie zawsze. Nie wątpimy, że Max jest pochłonięty miłością do syna, ale widzimy, że podejmuje ryzykowne decyzje. Nie negujemy siły matczynej troski Jenny o Ezrę, ale nie ufamy amerykańskiemu systemowi zdrowia, preferującemu izolację i upchnięcie w dziecku tuzina leków zamiast rozwiązania problemu. Twórcy w zniuansowany sposób rozwijają też wątek rodzicielstwa samego w sobie – choć pełnego ciepła, to często trudnego, nieidealnego, wymagającego odwagi i wyboru co jest dobre dla dziecka.

Tyle tekstu, ale co z głównym bohaterem? Ezrę gra chłopiec, który rzeczywiście jest autystyczny i bez cienia wątpliwości trzeba to uznać za dobrą decyzję. Film podchodzi z szacunkiem do kwestii bycia w spektrum autyzmu, a młody William Fitzgerald absolutnie niesie go całym sobą (ciężko uwierzyć, że nigdy wcześniej nie występował przed kamerą). Szczerze przedstawiono kwestię jego osobowości – Ezra pamięta bardzo szczegółowe rzeczy, cytaty z filmów, jest charyzmatyczny, bardzo wrażliwy na dotyk, choć bywa też czasami nieświadomie destrukcyjny dla otoczenia. Podróż z ojcem w świetny i pełen szczerości sposób odkryje rdzeń kina drogi – Max zrozumie pewne kwestie dotyczące swojego syna i własnej przeszłości, zaś Ezra w swoim tempie – zrobi (niewymuszony) progres, jeśli chodzi o otworzenie się na świat i interakcje z nim.

Te wszystkie wątki (niektóre rozwiązane w sposób leciutko naciągany) nie współgrałyby jednak tak skutecznie, gdyby nie fantastyczna obsada. Bobby Cannavale od dłuższego czasu przyzwyczaja do swoich świetnych kreacji aktorskich – ta będzie jedną z jego najlepszych. Aktor bez grama fałszu oddaje złożoność swojej postaci, jej niedoskonałości, emocje i zawzięcie wobec zapewnienia swojemu dziecku właściwego życia. Świetnie wypada także Rose Byrne (która notabene jest żoną Cannavale’a w prawdziwym życiu) jako zatroskana, ale i stanowcza Jenny, której postawę nierzadko można zrozumieć. Na drugim planie świetnie sprawdza się Robert de Niro jako ojciec Maxa, który za sprawą jego wyprawy z wnukiem będzie musiał znaleźć w sobie odwagę, by przyznać się do błędu (mistrzowska scena rozmowy z Maxem na stacji). Przyjemny i trochę zaskakujący epizod notują także Vera Farmiga i Whoopi Goldberg.

Mój syn Ezra na całe szczęście tylko sporadycznie skłania się ku uproszczeniom. Choć to produkcja, w której emocje mają większą rolę niż zabiegi reżyserskie i scenopisarskie, film na obu polach wypada świetnie, wiarygodnie i po prostu szczerze. Dobre i poruszające kino.

Więcej filmowych recenzji na Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Adam Kudyba

Dziennikarz

Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.