Scenarzysta (i rysownik zarazem) nie wynajdują koła na nowo. Wizji Gotham przyszłości mieliśmy już całkiem sporo i jakoś tak się zawsze składa, że kończy ono jako miasto policyjne, pełne zamordystycznych władz, trzymających społeczeństwo w ryzach pod płaszczykiem walki z przestępczością. Nie inaczej jest i tym razem – miasto zmieniło się pod nieobecność Bruce’a Wayne’a odsiadującego karę więzienia. Natura nie lubi jednak próżni, więc na scenie pojawia się nowy Batman. Akcja zagęszcza się, kiedy Jackie, córka Jokera i Harley, zaczyna ujawniać swoje psychopatyczne ciągotki. Podstarzały Bruce, siwy i z gęstą białą brodą, będzie musiał zawiązać wiele trudnych sojuszy, by uciec i ponownie spróbować uratować miasto.
Czuć, że Sean Murphy kocha swoją wizję świata Batmana. Że długo przygotowywał się do jej stworzenia, że zna każdy zakamarek Gotham. Że przez lata był fanem oryginalnych opowieści o Mrocznym Rycerzu i że bardzo chce opowiedzieć jego historię na swój oryginalny, autorski sposób. Że chciałby zostawić po sobie spuściznę w postaci legendarnych opowieści, niczym Frank Miller w Powrocie Mrocznego Rycerza. Zapał i chęci są na swoim miejscu, talent też, czy więc twórcy udało się osiągnąć swoje zamierzenia?
Forma miniserii składającej się z kilku zeszytów jest trudna dla ambitnych twórców, którzy chcieliby snuć wielowątkowe historie wypełnione po brzegi kultowymi postaciami i ich perypetiami. I oto trochę rozbija się Murphy w Batman – Nie tylko Biały Rycerz, ponieważ siłą rzeczy na przestrzeni ośmiu czy dziesięciu zeszytów nie da się nakreślić historii dwóch Batmanów, trójki Robinów i Harley i Jokera na okładkę. Przez to niektóre wątki są traktowane po macoszemu, a pojawienie się innych nie robi takiej roboty, jak teoretycznie powinno.
Opowieść nie wciąga tak jak miało to miejsce w pierwszych dwóch tomach. Akcja sprawia wrażenie pośpiesznej i doraźnej, nawet zwroty akcji nie pozwalają wiercić się na krawędzi fotela, szczególnie, że nie było ich tu wiele. Murphy jest tym razem bardziej zachowawczy w scenariuszu, jakbyśmy mieli do czynienia ze środkowymi epizodami jakiegoś niezłego serialu, które wypełniają luki, ale niespecjalnie pchają akcję do przodu, podgrzewając jedynie atmosferę przed czymś większym, zajawionym zresztą na ostatniej stronie tego komiksu.
Murphy nadal świetnie radzi sobie w warstwie graficznej i chociaż jego kanciaste rysunki są na tyle specyficzne, że nie każdemu mogą przypaść do gustu, to jednak sztuczki pokroju zabawy cieniami postaci czy znakomite kolory nałożone przez Dave’a Stewarta sprawiają, że na Batman – Nie tylko Biały Rycerz patrzy się z prawdziwą przyjemnością. Być może Sean Murphy nie wejdzie do czołówki moich ukochanych rysowników, ale naprawdę nie ma się tu nad czym znęcać. Nieco gorzej wypadają Simone Di Meo i George Kambadais, którzy do scenariusza Claya McCormacka dorzucili tu dwuzeszytową opowieść o Red Hoodzie.
Batman – Nie tylko Biały Rycerz ma w zanadrzu kilka sztuczek, które mogą się podobać, jak droga „starego” Batmana do ponownego zjednoczenia batrodziny czy jego niecodzienna – świetnie przedstawiona – nowa relacja z Jokerem. Murphy znów pisze list miłosny do gackowego uniwersum, tym razem odwiedzając świat Batman Beyond, ale zabrakło tu pewnego pazura, jakiegoś wyrazistego motywu przewodniego, jakiegoś shockera (nie, nie tego ze Spider-Mana). Zabrakło miejsca na bardziej wiarygodne rozpisanie konfliktu pomiędzy protagonistami i antagonistami, na podkręcenie zagrożenia. Znalazło się go za to sporo na zabawę Seana Murphy’ego w czysto rozrywkowe żonglowani motywami, które od lat orbitują w bat-versum. Jest więc lżej, ale przez to też chyba mniej ambitnie i mniej ciekawie.
Tytuł oryginalny: Batman: Beyond the White Knight Scenariusz: Sean Murphy, Clay McCormack Rysunki: Sean Murphy, Simone Di Meo, George Kambadais Tłumaczenie: Jacek Żuławnik Wydawca: Egmont 2023 Liczba stron: 264 Ocena: 70/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.