Batman zawsze najbardziej podobał mi się w tym przyziemnym, ulicznym wydaniu. Wiecie, walka z przestępczymi i superprzestępcami, wspomaganie GCPD, ratowanie niewinnych i naprawianie Gotham, tam gdzie tylko się da. Wewnętrzne rozterki Mrocznego Rycerza jak najbardziej do tego pasują, ale kiedy zaczyna się on gubić we własnej głowie i musi stawić czoło swojemu alternatywnemu alter-ego, na dodatek wspomaganemu przez swoje różne wersje z multiwersum, zaczyna robić się zbyt dziwacznie. Zdarsky pisze tak, że nie wszystko jest zrozumiałe, a nie zawsze czytelne rysunki Jorge Jimeneza, chociaż zazwyczaj je lubię, w tym przypadku wcale nie pomagają w uporządkowaniu faktów.

Batman tom 4 – Joker: Rok pierwszy przez pierwsze trzy zeszyty nieco więc męczy i studzi entuzjazm do tej serii. Na szczęście lepiej jest w drugiej części komiksu, poświęconej Jokerowi. Scenarzysta uzupełnia kolejne luki fabularne, przedstawiając morderczego klauna jako pozbawionego strachu, odpornego na ból, a zarazem bardzo, ale to bardzo przebiegłego, a co za tym idzie niebezpiecznego. Zdarsky dokłada swoje trzy grosze do całokształtu relacji Jokera z Batmanem, to wracając do początków, to znów wybiegając w przyszłość, zadając przy okazji pytanie, czy obu panów przypadkiem więcej nie łączy, aniżeli dzieli.
Historia o Jokerze nie jest może wybitna, ale ma dobre momenty. Nawet średni jakościowo scenariusz Zdarsky'ego pozwala zabłysnąć zaproszonym rysownikom, a duet Giuseppe Camuncoli i Andrea Sorrentino robi świetną robotę. Szczególnie ten drugi, który ma do wykorzystania tylko kilka paneli, potrafi wytworzyć klimat rodem z najmroczniejszego, koszmarnego horroru – idealnie pasujący do postaci Jokera. Aż chciałoby się, żeby tego artysty było w Batmanie więcej i więcej.

Pomimo paru niezłych momentów Batman tom 4 – Joker: Rok pierwszy oceniam jako najsłabszą póki co odsłonę serii. Scenarzysta zdaje się ciągnąć jednocześnie zbyt wiele srok za ogon, przez co całość wydaje się prowadzona chaotycznie i bez większego celu. Może i pasuje to do szaleństwa, które zaczyna kiełkować w głowie Gacka, ale czytelnik też musi mieć jakąś frajdę z lektury. A nie zapewnią jej same mrugnięcia do tych bardziej kultowych dzieł, takich jak Zabójczy żart czy Trzech Jokerów, retcony i mnożenie osobowości poszczególnych postaci.
Na koniec naszła mnie taka refleksja, że ciągłe zmiany scenarzystów, szczególnie te szybkie, nie pozwalające im zagrzać miejsca na długo, prowadzą nas w pewną pułapkę. Każdy chce odcisnąć swoje piętno na opowieści o tak legendarnej postaci. Każdy chce spłodzić fabułę, która przejdzie do historii i będzie czytana przez pokolenia. Każdy chce zrobić coś nowego, oryginalnego, zaskoczyć czytelników i przeskoczyć swoich poprzedników. W efekcie mamy czasem przerost treści nad formą (lub odwrotnie, ale jednak rzadziej). Story arci stają się wydumane, a dokładanie nowych wątków do starych opowieści powoduje powstanie zupełnie nowych fabularnych luk.

Doceniam, że Zdarsky próbuje dodać do serii więcej psychologii i horroru, nie zapominając przy tym o akcji. Ale sprawia też wrażenie scenarzysty bez konsekwentnej spójnej wizji, który chce popróbować wszystkiego po trochu i zobaczyć, jaki będzie efekt. Batman tom 4 – Joker: Rok pierwszy trochę na tym cierpi, podobnie jak postacie budowane przecież przez dekady przez dziesiątki różnych twórców. Poszczególne wątki wydają się dryfować bez większego powiązania z innymi, jak ten, którego bohaterem jest Vandal Savage, więc nawet osoby obeznane ze światem DC podrapią się czasem po głowie. Panie Zdarsky, czasem mniej znaczy więcej.

Tytuł oryginalny: Batman vol. 3: The Joker Year One
Scenariusz: Chip Zdarsky
Rysunki: Jorge Jimenez, Jorge Corona, Mike Hawthorne, Dustin Nguyen, Giuseppe Camuncoli, Andrea Sorrentino
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 204
Ocena: 60/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.