Ludzkość została przetrzebiona przez wirusa, Ziemia opustoszała, a najwięksi jej herosi nie żyją. Część ocalałych skryła się na Ziemi-2. Rolę Batmana i Supermana przejęli synowie pierwotnych bohaterów – Jon i Damian. Dodatkowo na oryginalnej Ziemi niedawno wydarzyła się wojna mocno stawiająca na magię, co mogliśmy śledzić w albumie Martwa planeta. Niektórych udało się uratować, inni odeszli bezpowrotnie. Ale DCeased – Wojna nieumarłych bogów podbija stawkę. Wirus równania antyżycia ma się dobrze i ma chrapkę na o wiele więcej, niż jedną planetę. I na istoty równe bogom.
Wojna nieumarłych bogów to na pewno większa skala wydarzeń, w którą zamieszani zostaną między innymi Korpus Zielonych Latarni, Lobo (!) czy nowy potężny złol Erebos, którego potencjał nie został niestety należycie wykorzystany. O wiele lepiej sprawdzają się pomniejsze wątki, bo na przykład Ostatni Czarnianin jest absolutnie magnetyczny i kradnie show zawsze, gdy się pojawia. Kosmiczny konflikt sprawia wrażenie szerzej zakrojonego i jeszcze bardziej przerażającego, ale Tom Taylor nie zapomniał o tym, co najważniejsze – o ludzkim pierwiastku.
Sercem historii jest Alfred, który najpierw w tragicznych okolicznościach stracił swoich najbliższych, potem kobietę, a na końcu przeszedł absolutnie niesamowitą przemianę. Nie będę spoilerować, ale zdziwicie się jaką rolę przewidziano dla niego w piątej odsłonie DCeased. Do tego Pan Apokolips, odmieniona Supergirl czy Mister Mxyzptlk - słynny wnerwiający chochlik z piątego wymiaru - to intrygujące fabularne propozycje świetnie pasujące do tego elseworlda. Taylorowi pozwala to trochę namieszać w fabule, pobawić się postaciami i wątkami – słowem zrobić wszystko to, na co nie można pozwolić sobie w głównych, kanonicznych opowieściach.
Pamiętam, jak przy starcie serii nieco zawiodły mnie rysunki Trevora Hairsine’a, ale z czasem artysta przekonał mnie do siebie swoim brudnym, horrorowym sznytem, który dobrze pasował do wydźwięku całej opowieści. Szkoda tylko, że rysownik nie radzi sobie równie dobrze w statycznych, emocjonalnych scenach wymagających precyzyjnego oddania mimiki czy odczuć poszczególnych postaci. A Taylor w DCeased przecież od takich scen nie stroni, chociaż nie ma ich tyle co ekscytującej akcji i jej porywających zwrotów.
DCeased – Wojna nieumarłych bogów nie jest oczywiście komiksem pozbawionym wad. Opowieść na tym etapie może się wydawać już nieco wtórna, na dodatek jest prowadzona niczym kolejny event „większy niż życie”, ale w finale mocno nadmuchany balonik pęka. Czasem fabuła po prostu gna za szybko. Pomimo ośmiu zeszytów opowieść pozostawia pewien niedosyt – na pewno można było dać więcej przestrzeni głównemu antagoniście i pozwolić czytelnikom poczuć większe zagrożenie. A tu nie zawsze czuć dramaturgię, a niektóre wielkie wydarzenia zamykane są w dosłownie kilku kadrach.
Wojna nieumarłych bogów to godnie zwieńczenie niezłej serii pełnej akcji, ale też poświęceń i bolesnych strat. Scenarzysta od początku dobrze panuje nad swoją opowieścią, unika większego bałaganu i chaosu, a wszystko jest dość czytelne pomimo nadmiaru wątków i bohaterów, chociaż siłą rzeczy nie wszyscy dostają dostatecznie dużo „czasu antenowego” i nie każdy dobry pomysł wybrzmiewa tak mocno, jak na to zasługuje. Niemniej przyjemność z lektury jest spora, warto więc zarówno przypomnieć sobie poprzednie tomy, jak i sięgnąć po ten recenzowany powyżej.
Tytuł oryginalny: DCeased - War of the Undead Gods
Scenariusz: Tom Taylor
Rysunki: Trevor Hairsine, Neil Edwards, Lucas Meyer
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 232
Ocena: 75/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.