Wabik to nietypowy członek Białych Masek. To niemy i pozbawiony rąk chłopak, wciąż pamiętający moment swej „inicjacji”. Jego niepełnosprawność powierzchownie czyni go najsłabszym ogniwem tej frakcji Domu Slaughterów, ale to tylko pozory. Chłopak zostaje wysłany do sierocińca, gdzie jedno z dzieci przyciąga potwory. Musi więc ono zniknąć, ale tu zmysł zabójcy Wabika zostaje przytępiony dość ludzkimi emocjami. W tle z kolei rozgrywają się gierki między wewnętrznymi grupami Domu Slaughterów, na którego temat autorzy mówią coraz więcej.
Każde wydarzenie zmienia człowieka. Zwłaszcza takie, które angażuje emocjonalnie do głębi. A Wabik, na swoje nieszczęście, się zakochuje. Dla chłopaka w jego wieku i w jego sytuacji życiowej to dość problematyczny stan, zwłaszcza, że koliduje on z celem jego misji. Żyjący z traumą na duszy i wychowujący się w surowym środowisku chłopak, dodatkowo manipulowany jest przez swego totemicznego towarzysza. Nie ma tu mowy o odkrywaniu na nowo niewinności i człowieczeństwa. Sam Johns wrzuca nas pod lodowaty prysznic, by kolejny raz pokazać mechanikę działań Domu Slaughterów, którego nazwa staje się coraz bardziej dosłowna.
W całym tym świecie Domu Slaughterów można zapomnieć, że jego członkowie są rekrutowani spośród dotkniętych traumą małolatów. Wabik to doskonały, modelowy wręcz tego przykład. Choć młokos załatwiłby dorosłego mężczyznę w kilka sekund, to nadal jest młokosem. Johns ukazuje jego chłopięcą bezbronność, wykorzystaną przez Białe Maski w bestialski sposób. Horror tej opowieści nie opiera się na obecności koszmarnych potworów, a tych, którzy z nimi walczą. Dom Slaughterów to struktura do zabijania bestii i jako taka musi polegać na pewnych niezawodnych regułach działania i regularnie być oliwiona krwią swoich członków. Zazwyczaj tych mniej bezlitosnych i najbardziej ludzkich.
Werther Dell'Edera nadał wizji Tyniona IV kształtu, a jego śladami idą pozostali twórcy. Letizia Cadocini pozostaje pod silnym wpływem estetyki Dell'Edery na każdym kroku. Nieskrępowane, żyjące własnym tempem kadrowanie, gra emocjami i mrokiem oraz krwawe widoki bez rzucania w czytelnika mięchem. Dom Slaughterów tom 4: Alabaster zawiera ogromny ładunek napięcia i emocji. Od drobnego i niepełnosprawnego Wabika, poprzez jego działania w sierocińcu, aż po sprawy Slaughterów. Każdy kolejny akt historii jest odpowiednio wyważony. Zwłaszcza ten, gdy Wabik pokazuje, co potrafi. Choć koniec końców jego miano, jak można się domyślić, nie jest przypadkowe.
Dom Slaughterów tom 4: Alabaster utwierdza mnie w przekonaniu, że spin-off serii o pannie Slaughter jest ciekawym rozwinięciem jej świata i jest wręcz potrzebny. Historia Wabika to nie tylko uzupełnienie szczegółów pozwalających lepiej zrozumieć serię Coś zabija dzieciaki, ale osobna opowieść indywidualnego bohatera, wokół którego rozgrywa się znacznie większa gra. Po każdym tomie Domu Slaughterów odczuwam pewien rodzaj niepokoju. Nie dlatego, że roi się tu od potworów, ale z powodu tytułowego zgromadzenia. To czysta, precyzyjna machina rzeźnicka, w której tryby wpadają czasem i jej członkowie.
Tytuł oryginalny: House of Slaughter Vol.4: Alabaster
Scenariusz: Sam Johns, James Tynion IV
Rysunki: Werther Dell’Edera, Letizia Cadocini
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Wydawca: Non Stop Comics 2024
Liczba stron: 144
Ocena: 80/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.