Speedsterów w DC jest sporo. A w tym albumie okazuje się, że może być jeszcze więcej. Z otchłani kosmosu przybywają najeźdźcy. Frakcja nie jest jednak typowymi zielonymi ludzikami z blasterami, a obdarzonymi Mocą Prędkości biegaczami. Zwykle podbój kosmosu nie był dla nich problemem, ale tu trafili na Ziemię. Planetę wyposażoną w rozmaite grupy przebierańców, również takich dedykowanych pod ich zdolności. Flash i spółka nie uginają karku przed kosmitami, a nawet wyprzedzają ich o kilka okrążeń.
Wszystko ma potencjał, ale za sterami siedzi Jeremy Adams. Scenarzysta zdolny i pomysłowy, ale nie na taką skalę. Siły inwazyjne robią wrażenie, ale w pewnym momencie wpadają w komiksową sztampę złych ufoków. Cały klimat zagrożenia przyćmiewają speedsterskie żarciki lub naciągana i kontrastująca z nimi obyczajowa dramaturgia. Sądzę, że Adams może i sam by wycisnął z tego coś więcej i pewne elementy nieco poprzestawiał, ale Flash najwyraźniej musiał zamknąć się w 800 odcinkach. I być może wydawca, o ironio, przyspieszył tempo akcji.
Lecz dla równowagi - lekka akcja to rdzeń opowieści ze Szkarłatnym Sprinterem. Gdybym napisał, że hurtowa liczba biegaczy, żarciki i pewien styl komiksowego przerysowania to wada, musiałbym marudzić na to, że Batman walczy z szaleńcami. Adams doskonale rozumie swego bohatera. Pewnie idea Jednominutowej wojny mogłaby być czymś znacznie ambitniejszym, ale tak też jest ok. Widać to zwłaszcza w zeszycie jubileuszowym, będącym esencją flashowatości. Zeszyt #800 to zbiór krótkich historii z wieloma speedsterami, idealnie wpisującymi się w jubileuszowy, a zarazem finałowy numer.
Kilka słów o Flashach. W liczbie mnogiej, bo super-biegaczy jest tu sporo, więc pozwalam sobie na uogólnienie. O ile pierwszoligowi, posiadający często swoje tytuły speedsterzy są odpowiednio podkreśleni, tak ci mniej znani to raczej tło dla Allena czy Westa. Na szczególne wyróżnienie zasługują jednak dzieciaki, które otrzymały w tym tomie swoje pięć minut. Nie jestem fanem młodocianych herosów, ale tutaj ich wystąpienie było dobre, nieco odrywające od tytułowego wydarzenia.
DC Comics posiada w swych zasobach wielu legendarnych łotrów. Joker i Lex Luthor to ikony, posiadające grono fanów podobnie jak Supek i Batsy. Pozostali również nie są daleko w tyle, bo rezydenci Arkham i inne skomplikowane czarne dusze wespół z herosami utrzymują chwałę wydawnictwa. Ale nie może być tak dobrze w gronie tych złych. Przywódca sił inwazyjnych prezentuje pewien poziom, ale jego podkomendni niekoniecznie. Zwłaszcza pewna łowczyni, której twórcy chyba za bardzo zapatrzyli się na Batmana, Który Się Śmieje. Można mówić, że to hołd dla owego arcyłotra, lecz częściej to wymówka dla pójścia skrótem i nie silnia się na własną inwencję.
Rysunki to dynamika, superbohaterskość i komiksowość w powszechnym tego słowa znaczeniu. Czyli jest, jak być powinno. Jedyne, co do czego znów mogę się przyczepić, to Frakcja. Nie są to postaci zaprojektowane fatalnie, ale mdło i poprawnie. Niczym ze szkolnego zeszytu znudzonego kilkulatka. Wyżej wspomniana fanka stylówki szalonej wersji Batmana to najgorszy tego objaw. O wiele lepiej jest w jubileuszowym zeszycie, gdzie dzieje się wiele dobrego, głównie za sprawą takich artystów jak znany już z flashowych komiksów Carmine di Giandomenico.
Flash tom 4: Jednominutowa wojna to komiks, który byłby świetnym materiałem na duży crossover. Globalne zagrożenie, które powstrzymać może jedynie grupa szybkonogich konfratrów Flasha, gdzie ich wewnętrzne powiązania są równie ważne, co widowisko. I byłoby to godne wyniesienie sprinterów ponad Trójcę, choć na chwilę. Wyszła za to historia przyjemna, ale nie rozwijająca pełnej prędkości. Jeremy Adams kontynuował artystyczne dziedzictwo Joshuy Williamsona, co ma swoje plusy i minusy. Niniejszy tom kończy na jakiś czas stałą obecność Flasha na naszym rynku, ale w bibliotece DC jest wiele klasyków, które warte są godnego wydania. Tymczasem to godne zakończenie runu Adamsa, choć dałoby się z tego wycisnąć o wiele więcej.
Tytuł oryginalny: Flash Vol.19: One-Minute War
Scenariusz: Jeremy Adams i inni
Rysunki: Fernando Pasarin, Serg Acuna, Roger Cruz i inni
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 324
Ocena: 70/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.