Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

grafted

Fury Max tom 1 - recenzja komiksu

Autor: Piotr Pocztarek
21 lutego 2025
Fury Max tom 1 - recenzja komiksu

Z pewnością zdążyliście przeczytać wydawaną przez Egmont w latach 2017-2021 serię Punisher Max i doskonale pamiętacie, czym się wyróżniała. Znakiem „Max” opatrzone zostały najbrutalniejsze i najbardziej dosadne, czasem wręcz obsceniczne i wulgarne serie Marvela, przeznaczone wyłącznie dla dorosłego czytelnika. Oczywiście nie wszystkich bohaterów da się wrzucić w taki anturaż, ale taki Frank Castle czy Nick Fury wydają się pasować idealnie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo o ile skłonność do przerysowanej przemocy zgrabnie łączy się z krucjatą Pogromcy, tak w przypadku serii Fury Max, również pisanej przez kultowego scenarzystę Gartha Ennisa, sprawa nie jest już tak oczywista.  

Strona komiksu Fury Max tom 1

Jeśli pierwsza z dwóch zawartych w Fury Max tom 1 opowieści wydaje Wam się znajoma, to pewnie dlatego, że w latach 2005-2007 nieistniejące już wydawnictwo Mandragora podjęło próbę wprowadzenia na polski rynek zarówno zeszytówek z Nickiem Furym, jak i kolekcjonerskich wydań zbiorczych w twardej oprawie i o bardzo niskim nakładzie. Udało im się wydać pierwszą miniserię, która stanowi dokładnie połowę albumu wydanego właśnie przez Egmont. Co dostaniemy w tych dwóch opowieściach? 

Fury do imprintu Max trafił w 2001 roku, na początku jako sześciozeszytowa miniseria. Jako że zawarte w niej opowieści są oderwane od głównej linii czasowej Marvela, Ennis mógł pozwolić sobie w zasadzie na wszystko. Nie było żadnych granic, a efekt końcowy wywołał niemałe kontrowersje. Samego Fury’ego w pierwszej historii uczynił emerytem-weteranem, zagubionym w świecie bez wojny. Brakuje mu akcji, brakuje mu przemocy, a S.H.I.E.L.D., którym kiedyś niezmordowanie dowodził, nie jest już tą samą organizacją. Ennis uczynił tu Nicka postacią wyjątkowo antypatyczną, wręcz miewającą myśli o mordowaniu niewinnych, zdolną wywołać konflikt zbrojny, w którym będą ginąć ludzie, tylko po to, by przerwać pasmo nudy. Nie do końca podoba mi się takie ujęcie tej postaci. 

Strona komiksu Fury Max tom 1

Oczywistym jest, że Fury będzie musiał wrócić do akcji. Kiedy na scenie pojawia się dawny wróg – Rudi Gagarin – małe wyspiarskie państewko stanie się teatrem działań mogących doprowadzić nawet do wybuchu III wojny światowej. Spodziewajcie się poprzeszywanych kulami ciał, hektolitrów krwi, wybuchów urywających kończyny, bardzo wulgarnego słownictwa i abstrakcyjnych, typowo „ennisowych” scen, takich jak ogromny mięśniak z odgryzioną przez rekina twarzą łamiący przeciwników jak gałązki, czy duszenie kogoś jego własnymi jelitami. 

To tak brutalna odsłona serii, że swojego czasu nawet Stan Lee krytycznie odnosił się do jej zawartości. Krąży też legenda, że opowieść Ennisa odstraszyła samego George’a Clooneya od wcielenia się w Nicka Fury’ego w kinowej ekranizacji. Najwyraźniej sygnały te nie pozostały bez wpływu na twórczość scenarzysty, bo napisany w 2006 roku prequel Fury: Peacemaker, również zawarty w Fury Max tom 1, ma już nieco inny wydźwięk. W o wiele bardziej realistycznej, osadzonej podczas II wojny światowej opowieści nadal znajdziemy dosadną przemoc, ale już nie groteskową czy obsceniczną. Wszelkiego rodzaju akty brutalności służą tutaj wyłącznie do pokazania piekła wojny, a i sam Fury jest tutaj postacią jaką znamy – niezłomnym, waleczny, dzielnym żołnierzem, któremu przyświeca bardziej szlachetny cel. 

Strona komiksu Fury Max tom 1

Całościowo Fury Max tom 1 to zatem mix niezbyt ambitnej, przerysowanej i mało zabawnej opowiastki o rozgoryczonym starym dziadzie, który kiedyś był bohaterem wojennym i o… bohaterze wojennym, który kiedyś miałby zostać rozgoryczonym starym dziadem. Ta druga, mocno osadzona w wojennych realiach i skupiająca się nie tylko na froncie, ale i na zakulisowych zagrywkach, wypada zdecydowanie lepiej i stanowi kawał dobrego komiksu, po który warto sięgnąć. Na pewno do zalet należy zaliczyć też ilustracje Darricka Robertsona, którego prace zachwycały już w Transmetropolitan, Punisher: Born czy Chłopakach. Szczególnie w tym ostatnim tytule znajdziemy dowód, że na groteskowej przemocy zna się co najmniej tak dobrze jak nieodżałowany Steve Dillon. Mamy więc połowiczny sukces, ale liczę, że komiks ten przyjmie się na naszym rynku na tyle, by wydawca mógł dać nam jeszcze sequel w postaci Fury: My war gone by.


https://alejakomiksu.com/gfx/okladki/FURYMax1.jpg

Tytuł oryginalny: Fury & Fury: Peacemaker
 Scenariusz: Garth Ennis
 Rysunki: Darrick Robertson
Tłumaczenie: Mateusz Lis
Wydawca: Egmont 2025 
Liczba stron: 288
Ocena: 70/100 

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.