Przygody Joanny Tan są w świecie komiksu tym, czym w krainie filmów są np. Szybcy i wściekli. Mamy niezwykle seksowną protagonistkę, która doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich fizycznych atutów i potrafi je wykorzystać na swoją korzyść. Na dodatek często portretowana jest przez malezyjskiego rysownika w kuszących pozach eksponujących jej ponętne wdzięki – nawet kiedy nie ma to wiele sensu czy też fabularnego uzasadnienia.
Joanna jest kimś w rodzaju przemytniczki broni, która dostarcza narzędzia zbrodni w najbardziej niedostępne miejsca, tak by mogły posłużyć one komuś innemu – skoremu pociągnąć za spust. Oczywiście jej działalność musiała ściągnąć na nią uwagę – zarówno władz, jak i śmiertelnych wrogów. W Gun Honey tom 2 – Krew za krew zostaje wrobiona w morderstwo – ktoś powiela jej schemat działania i rzuca na nią wszystkie podejrzenia. Joanna będzie musiała uciekać, jednocześnie próbując udowodnić swoją niewinność, w czym pomoże jej partner – agent Brook. Ale w świecie stworzonym przez Ardai i Khenga nie można ufać nikomu – nawet federalnym. A może zwłaszcza im.
Pulpa, pulpa, pulpa – tak w skrócie można określić Gun Honey tom 2 – Krew za krew. Mamy tu mnóstwo akcji wymykającej się logicznemu rozumowaniu, pełnej szalonych fabularnych twistów i spektakularnych, zapadających w pamięć momentów, przez które nie możemy się oderwać od przewracania stron. Ardai nie wymyśla koła na nowo, ale z powycieranych klocków układa konstrukcję, która pięknie wygląda i nie zawala się pod własnym ciężarem.
Duża w tym zasługa rysunków Khenga, który zwroty akcji prezentuje w kunsztowny, efektowny i dość realistyczny sposób, przez co akcja wciąga bez reszty. I nie zamierzam się wstydzić tego, że całość podoba mi się tak bardzo, chociaż teoretycznie przecież nie powinna, szczególnie tuż po lekturze ambitniejszych dzieł takiego Craiga Thompsona czy Davida Laphama. To jednak tylko cztery zeszyty, a ja przez lekturę przemknąłem jak burza i wciąż mi mało.
Zdaję sobie sprawę, że twórcy Gun Honey żerują na najniższych instynktach. Doskonale wiedzą, że „sex sells” i że ludzie zawsze przystaną, by popatrzeć na krew i płonące wraki samochodów. Wiem, że erotyka jest tutaj podana w taki sposób, jakby wehikuł czasu przeniósł nas do lat 90., gdzie przeseksualizowane postacie świecą piersiami, tyłkami, brzuchami i klatami ku uciesze gawiedzi. A jakby tego było mało, na koniec jest nam jeszcze serwowana galeria okładek pełna zdjęć roznegliżowanych modelek i cosplayerek. I wiecie co? Nic z tego mi nie przeszkadza, bo bawiłem się świetnie.
Gun Honey tom 2 – Krew za krew to udana kontynuacja wątków z pierwszego tomu, pełna elementów, które może nie są specjalnie ambitne, ale samoświadomość ich twórców sprawia, że dostajemy danie klasyczne, ale smaczne i sycące. To komiks niezwykle barwny i wyrazisty, przyciągający oko i cieszący (zapewne głównie facetów – z oczywistych względów). Jeśli tylko pogodzicie się z tym, że niektóre sceny zostały tu dodane wyłącznie w tym celu, a akcja nie zawsze ma sens i istnieje tylko po to, by twórcy mogli narysować coś bardzo „cool”, to zachwycicie się tym pulpowym dziełem podobnie jak ja.
Tytuł oryginalny: Gun Honey: Blood for Blood
Scenariusz: Charles Ardai
Rysunki: Ang Hor Kheng
Tłumaczenie: Mateusz Lis
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 112
Ocena: 85/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.