Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

rytuał

Liga Sprawiedliwości kontra Godzilla kontra Kong - recenzja komiksu

Autor: Tomasz Drozdowski
22 sierpnia 2025
Liga Sprawiedliwości kontra Godzilla kontra Kong - recenzja komiksu

Superbohaterowie wielokrotnie stawali naprzeciw wielkim potworom czy robotom. Można rzec, że miesiąc bez rozszalałego Kaiju w centrum miasta to wręcz wakacje. Bestie zawsze tkwiły w cieniu peleryniarzy, ale jest uniwersum, gdzie to one są głównymi bohaterami. Monsterverse z Kongiem i Godzillą na czele to już poważna marka skierowana do masowego widza i niosąca nie tylko dewastację przestrzeni miejskiej. Teraz przyszedł czas, by wpadli oni z odwiedzinami do herosów DC. Czy Liga Sprawiedliwości kontra Godzilla kontra Kong to spektakularny crossover czy raczej marketingowe odhaczenie niczym niechciana wizyta tej dziwnej części familii?

Strona komiksu Liga Sprawiedliwości kontra Godzilla kontra Kong

Wyjściowy koncept fabuły nie jest skomplikowany. Wszystko zaczyna się od przerwanych oświadczyn Clarka i Lois, gdzie na trzeciego wpycha się Godzilla. Jaszczur długo nie pozostaje sam, bo w wyniku pewnych wydarzeń świat DC nawiedzają pozostali tytani z Monsterverse. Do tej międzywymiarowej wymiany dochodzą jeszcze klasyczni komiksowi złole, z Luthorem na czele, którzy dla odmiany odwiedzają świat potworów. W Lexie budzi się nawet pierwiastek recyklingowy dotyczący MechaGodzilli. Przy takim zestawie wydarzenia muszą być epokowe, czyż nie? No... nie do końca.

DC od kilku lat prześciga samo siebie w epickości historii, zwłaszcza w dużych crossoverach. W tym przypadku to jednak inna para kaloszy, a nie kolejny wewnętrzny event. Mamy do czynienia ze spotkaniem dwóch ogromnych franczyz, z których jedna szerzej znana jest z kinowego ekranu. I nie mam tu na myśli świata DC, bo każdy wie, jak dotąd było z ich filmami. Przy zabiegu połączenia światów należy być więc ostrożnym, by energia gdzieś nie uleciała i strat nie poniosła żadna ze stron. Tymczasem sporo potencjału ucieka. Dialogi bez polotu, przewidywalne starcia i brak głębszej podbudowy tak ikonicznego mariażu. Sytuację ratują pojedyncze elementy, sprawnie grające na motywach obu uniwersów.

Strona komiksu Liga Sprawiedliwości kontra Godzilla kontra Kong

Ciekawie rozpisane są tu niektóre relacje między herosami i gigantami. Superman i Godzilla to dość szorstka znajomość, ale tak bywa, gdy na jednym ringu stoją dwie ikony popkultury. Autor sprawnie ukazał rozwój ich relacji, obfitujący w zapierające dech momenty, lecz nie tworzy przy tym pustej rywalizacji. Motorem napędowym jest Godzilla, którego dusza jest znacznie bardziej drapieżna niż poczciwego Supka. Ale i on przez chwilę zapomina o tym, że stanowi symbol pokoju i heroizmu. Zupełnie inna sprawa jest z Kongiem i Supergirl. Małpiszon zawsze miał miękkie serducho do blondwłosych wrażliwych niewiast, a i Kara uwielbia zwierzątka. Nawet jeśli są wielkości drapacza chmur. Ciekawie wygląda też podejście Grodda i jego akolitów do swego gigantycznego kuzyna. Nieco na wyrost jest jednak podarowanie Kongowi pewnej zielonej biżuterii. Ale to DC i w tym świecie każdy musi dostać choć na chwilę jakiś kolorowy pierścień. No chyba, że jest się wspomnianą Lois…

W takim zestawieniu ktoś musiał być górą. Zwykle wydawcy udaje się zrównoważyć wszystko tak, aby żadna strona nie była poszkodowana. Tu jednak dominują Kaiju. I to nie dlatego, że są tak świetne, a z powodu słabizny herosów. Dostajemy standardowy pakiet heroizmu DC. Humorek tam, gdzie go nie trzeba. Koncertowa szarpanina w miejscu, gdzie powinno się jakoś podbudować całe to widowisko. I wreszcie usilne wpychanie bohaterów w rolę, do których nie pasują. Ot Lex Luthor. Złowrogi miliarder jakiś czas temu wyszedł już z roli gościa siejącego postrach w wielkim robocie. Najwyraźniej stare nawyki nie znikają... To wszystko pozwala jednak na cieszące oko rysunki.

Strona komiksu Liga Sprawiedliwości kontra Godzilla kontra Kong

Christian Duce to rysownik plakatowo-superbohaterski. Jego komiksy to mieszanka solidnego warsztatu z rozpasanymi wręcz scenami heroicznymi. Gdy autor dostał więc w swe ręce Godzillę i spółkę, dociska gaz. W wyniku tego dostajemy komiks, w którym spora część kadrów mogłaby być grafikami promocyjnymi nadchodzących filmów z obu uniwersów. Król Potworów jest tu zdecydowanym zwycięzcą i nawet Kal-El wygląda przy nim jak czerwono-niebieski pyłek. Odnoszę jednak wrażenie, że w wyniku opisanego wyżej zabiegu fabularnego Kong traci na swej dzikości i tym razem radioaktywny jaszczur jest ponad jego małpią wysokością.

W sumie jednak dostałem to, czego się spodziewałem. Ogromne widowisko, ale zawieszone gdzieś w przestworzach i pozbawione filarów nadających mu sens. W przeszłość DC obfitowało w międzywydawnicze crossovery, które dorobiły się statusu kultowych. Liga Sprawiedliwości kontra Godzilla kontra Kong nie dorówna jednak starciom Batmana z Dreddem czy Predatorem i nie może równać się ze spotkaniami Ligi Sprawiedliwości z Avengers. Niniejszy komiks to pozytywna czytanka, spełniająca podstawowe wymogi swej konwencji, ale nie wychodząca nawet o milimetr poza normę. Tworzony jest sequel tej historii i wieść niesie, że pewne mankamenty zostały naprawione, ale wolę sam się o tym przekonać. Bo na jednym spotkaniu nie mogło się zakończyć, prawda? I tylko gdzieś w głowie gra mi wers Staszewskiego - Tata Kazika kontra Hedora...


Tytuł oryginalny: Justice League versus Godzilla versus Kong
Scenariusz: Brian Buccellato
Rysunki:  Christian Duce
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 264
Ocena: 65/100   

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.