Tom otwiera właśnie historia z Daredevilem. Matt Murdock nie jest tu błyskotliwym prawnikiem, a jedynie wspiera Foggy'ego Nelsona w roli nierzucającego się w oczy informatora. Nadal jednak rogata z niego bestia. Gdy nad Hell's Kitchen zapada zmrok, zwaśnione gangi nawiedza diabeł, ale i on ma swoją słabość. Murdock nawet w noirowym wydaniu ma skłonność do fatalnych zauroczeń, a Alexander Irvine o tym nie zapomina. Skutecznie żongluje elementami klasycznej wersji przygód Śmiałka, a odpowiadający za rysunki Tomm Coker to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Nie tylko kwartał Murdocka, ale i cały Nowy Jork wyglądają w jego pracach jak ciemny i chłodny przedsionek piekła. A diabeł jest nie tylko jeden. Noirowy Daredevil to potężny cios na starcie, choć dalej jest równie dobrze.
Z Hell's Kitchen przenosimy się do Harlemu. To właśnie tam po odsiadce wraca Luke Cage. Kuloodporny Power Man to jednak nie heros służący czarnej społeczności, a były kryminalista zmuszony do konfrontacji z dawnymi wrogami. Mike Benson i Adam Glass w ciężkiej od gangsterki historii przemycają jednak pewien heroizm. Brudny, uliczny i podbudowany wątkami społecznymi, ale heroizm. Cage idzie drogą zemsty, owiany własnym mitem, co trochę przypomina komiks Cage, ale tu ma on o wiele głębszy sens. W ilustracjach Shawna Martinbroughta próżno szukać superbohaterskich peleryn, zastąpionych tu przez prochowce i fedory, ale w tej konwencji Luke Cage wyglądałby dziwnie w żółciach... Historia ta utwierdza mnie w przekonaniu, że Power Man powinien częściej pojawiać się na naszym rynku. I ukłony w stronę tłumacza za oddanie slangu z pełną jego soczystością.
Tony Stark zawsze miał w sobie coś z Howarda Hughesa i jego awanturniczej natury. Superbohaterska zbroja ograniczała jego fantazję do jednej ścieżki i być może właśnie dlatego Scott Snyder w swej noirowej interpretacji postaci Iron Mana poszedł w klimaty przygodowe w stylu pulpowych magazynów. Których zresztą Stark jest tu bohaterem. Awanturniczą karierę przerywa mu starcie z prawdziwym zagrożeniem spod znaku swastyki. Snyder najbliższy jest oryginałowi, bo duch epoki prohibicji nie zmienił znacznie charakteru bohatera. Nie jest to typowe noir, ale jak pisałem na początku - rozumienie tego słowa uległo zmianie. W tym przypadku w pozytywny sposób. Manuel Garcia tworząc dieselpunkowego Iron Mana spisał się po mistrzowsku. To nie smukły pancerz, a chodzący arsenał, niebywale jednak zwrotny jak na swe gabaryty. Do tego duet autorski najlepiej wykorzystał inne postaci Marvela, w tym Namora. Czy raczej - kapitana Namora.
Ostatnim bohaterem Marvel Noir jest Punisher. W jego przypadku Frank Tieri najbardziej ze wszystkich twórców odbiegł od kanonu. Zapomnijcie o śmierci bliskich Castle'a w Central Parku. Zapomnijcie o Wietnamie i całej społecznej otoczce. Frank Castelione[UsW1] to weteran I wojny światowej, samotnie opiekujący się synem po śmierci żony. Prowadzi swój sklep i nie zgina karku przez lokalnymi mafiozami, co prowadzi go do zguby... Tieri snuje ciekawą interpretację antybohatera, aż do gwałtownego momentu załamania. Pamiętacie Ruska, postać stworzoną przez Gartha Ennisa? Tieri sięga po niego o jeden raz za dużo, próbując być trochę Ennisem z jego dziwacznymi i kontrowersyjnymi pomysłami. W przeciwieństwie do Irlandczyka nie ma jednak wyczucia, gdzie w porę się zatrzymać. I nawet obiecujące finałowe kadry nie zmazują poczucia zażenowania. Lepiej jest w oprawie graficznej, gdzie Paul Azaceta i Antonio Fuso tworzą uliczną opowieść kryminalną, nie nadużywając punisherowej czachy i dając wybrzmieć w ten sposób jego miejskiej legendzie.
Na osobny akapit zasługują projekty noirowych herosów Marvela. Daredevil to istota bardziej diabelska. Już nie człowiek w stroju diabła, a ktoś, kto w cieniu faktycznie może uchodzić za sługę piekieł. O Iron Manie już wspominałem, ale cała pancerność tej historii ma równie wielką moc. Cage i Punisher nie mają wiele wspólnego ze swoimi pierwowzorami, ale konwencja tego wymaga. Harlem lat 30. to inne miejsce niż ten o kilka dekad później. Podobnie jak okres międzywojenny i okres po wietnamskiej wojnie. Żaden z bohaterów to jednak nie banalna wariancja, a dobrze nakreślona wizualnie i fabularnie postać.
Marvel Noir zasługuje na swój format. To nie losowy kwartet niby-noirowych alternatyw, a autorskie i pomysłowe interpretacje klasycznych herosów. Daredevil i Luke Cage w tym wydaniu to wręcz archetypiczni bohaterowie noir. I pewnie tak samo byłoby z Punisherem, gdyby nie przeszarżowanie Tieriego. Z kolei Tony Stark to zabawa konwencją awanturniczą, ale mieszcząca się w granicach epoki i niebywale wciągająca. No i te barwione czernią brzegi albumu niby są detalem, ale jakże klimatycznym... Dobrze się dzieje, że Egmont pozwala sobie na takie wydania i oby tak dalej. Szukając informacji na temat innych noirowych historii Marvela natrafiłem na jeszcze jeden potencjalny tytuł, który Egmont mógłby wydać. W noirowej otoczce mamy jeszcze X-Menów i oby ich popularność u nad wydała czarne owoce.
Tytuł oryginalny: Marvel Noir: Daredevil/Cage/Iron Man/Punisher #1-4
Scenariusz: Scott Snyder, Frank Tieri, Mike Benson, Adam Glass, Alexander Irvine
Rysunki: Paul Azaceta, Manuel Garcia, Tomm Coker, Shawn Martinbrough, Antonio Fuso
Tłumaczenie: Dariusz Stańczyk
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 408
Ocena: 85/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.