Maceo i Mezzy dorośli. Z niepasujących do siebie młodzieńców stali się nierozłączną parą kochanków, która świata poza sobą nie widzi. W sumie i tak tego świata nie ma, bo się skończył, prawda? Nasi bohaterowie spijają sobie z dziubków i chędożą się gdzie popadnie, aż do przesady, bo Aaron odrobinę przegina z kreśleniem tej relacji, osiągając coś, co można nazwać jedynie „tęczowym rzygiem” lub „słodkim pierdzeniem”. Nie na długo na szczęście.
Pewnego razu gdzieś na końcu świata – Księga druga – Powstanie i upadek Golgonoozy rozpoczyna się cukierkowo. Owszem, świat zamienił się w toksyczne pustkowia, gdzie prawie wszyscy zdążyli się powybijać i zostały tylko śmieci i szczury. Ale Maceo i Mezzy nie są jedynymi ocalałymi. Otwierając się na coraz to kolejnych przybyszów zakładają swoją oazę, której nazwa nawiązuje do mitycznego miasta z twórczości Williama Blake’a. W efekcie wychodzi miasto przyjaźni i piękna, gdzie ludzie uprawiają wolną miłość, koegzystują w pokoju, dzielą się uprawami i sprawiają sobie hedonistyczne przyjemności. Czyli utopia czystej wody, która siłą rzeczy musi ulec degrengoladzie.
A w tym już Jason Aaron jest dobry. Z każdą kolejną stroną czuć, że nad społecznością Golgonoozy zbierają się czarne chmury, czy może raczej zielone toksyczne mgły. Coś wisi w powietrzu, a czytelnik czuje, że za moment komuś puszczą hamulce. I rzeczywiście tak się dzieje, a sielanka zamienia się w masakrę, kiedy ludzie zaczynają słyszeć głosy, mówić rzeczy, których nie mają na myśli i widzieć rzeczy zupełnie inaczej, niż wyglądają one w rzeczywistości. Z każdym zeszytem akcja się zagęszcza, prowadząc aż do dramatycznego finału.
Pewnego razu gdzieś na końcu świata – Księga druga – Powstanie i upadek Golgonoozy wyraźnie różni się od pierwszego tomu. Opowieść o zakochanych nastolatkach zastępuje tu historia oddalających się od siebie dorosłych. Opowieść drogi zastąpiona zostaje historią o osiedlonej już społeczności, która traci wszystko, na co pracowała latami. Lepiej wypada też warstwa graficzna, za którą tym razem odpowiada Leila Del Luca znana z urwanej u nas serii The Wicked + The Divine. Jej kreska jest czytelniejsza niż prace jej poprzednika, kiedy trzeba, jest łagodna i cukierkowa, ale gdy wymaga tego sytuacja, subtelność zanika na rzecz makabry i groteski.
Pewnego razu gdzieś na końcu świata – Księga druga – Powstanie i upadek Golgonoozy pozytywnie mnie zaskoczył. Drugi album wypada lepiej graficznie i scenariuszowo, wiec jeśli zrezygnowaliście z serii po lekturze pierwszego, rekomendowałbym zweryfikowanie tej decyzji. Jest mocniej, bardziej dojrzale i gorzko, czyli w stylu Aarona. Oprócz teraźniejszych wydarzeń ponownie zaglądamy w przyszłość, chociaż tylko na moment, by zobaczyć, że i ona nie będzie się malować w jasnych barwach. Twórcy nadal nie pokazali nam wszystkiego i chętnie dam się ponownie zabrać na pustkowia, by zobaczyć, czy historia Maceo i Mezzy będzie miała satysfakcjonujący finał.
Tytuł oryginalny: Once Upon a Time at the End od the World vol. 2 - The Rise and Fall of Golgonooza
Scenariusz: Jason Aaron
Rysunki: Leila Del Luca, Alexandre Tefenkgi, Nick Dragotta
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Nagle Comics 2024
Liczba stron: 176
Ocena: 80/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.