Jednym z wielu tych mniej szlachetnych Supermanów jest Ultraman. Postać dość ciekawa, lecz zmielona przez lata do kształtu złego-bo-tak. W tym tomie podróżuje on między wymiarami i wybija alternatywnych Kal-Elów. Jakoś tak się złożyło, że jedyną S-ką zdolną go powalić, jest Jon Kent. Rozpoczyna się walka na śmierć i życie, ale zanim na dobre się rozkręca, pojawia się kolejny Superman. Jon Kent trafia do wymiaru Injustice, a tamtejszy Supek jest, jak wiemy, dość dyskusyjny moralnie. Tom Taylor wchodzi na swoje podwórko , lecz ścieżki są w nim już nieco inne.
Lubię świat Injustice. Widać w nim bowiem wszystkie cechy pisarstwa Taylora. Od śmiałych wizji, genialne rozgrywanych postaci i dialogów, po niestety naciągane wątki, plątanie się autora w nich i gwałtowne zmiany tempa, powodujące zadyszkę u czytelnika. Jednak ten świat jest dobry i pojawia się w nim wiele fenomenalnych koncepcji. Tu kluczowy jest Superman. Heros, który stracił swą ukochaną w dość makabryczny sposób, spotykający de facto swego potencjalnego potomka. Ale nie spodziewajcie się łzawych scen, ani tym bardziej brutalnej i bezlitosnej fabuły, na jakiej Taylor oparł Injustice.
Pomimo umieszczenia niemal całości akcji w świecie znanym również z serii gier, nastrój komiksu Przygody Supermana: Jon Kent jest dużo lżejszy. Sytuacje rozmiękcza trochę sam tytułowy bohater. Niby taki odmienny od swego ojca, ale tak samo harcerzykowaty. Jego postać podkręcona została dodatkowymi, elektryzującymi mocami, które przypomną wielu dość szalony i słusznie miniony okres w życiu Kal-Ela. Przemyślana jest za to jego relacja z częścią alternatywnych bohaterów, gdzie Taylor postawił na racjonalność. Osią fabularną są jednak jego kontakty z tutejszym Supermanem, choć mnie bardziej intryguje, jak i czy w ogóle, Taylor dalej zamierza pociągnąć ten temat na łamach Injustice.
Jon Kent, podobnie jak jego tatko, to postać dobrze czująca się w przestworzach i świetle słonecznym. Nie przesiaduje na gargulcach w deszczową porę i dlatego jego przygody wizualnie są bezpiecznym superhero. Clayton Henry jest więc odpowiednim człowiekiem na stanowisku. Kłóci się to jednak z klimatem świata Injustice, gdzie bywało krwawo i brutalnie. Tu rysownik jakby hamował się z przemocą, niczym dobry dziadunio opowiadający wnuczkowi o koszmarze wojny, kastrując go do przestróg i przemilczeń. Brakuje pazura, ale jest poprawnie warsztatowo. I trochę nudnawo.
Tom Taylor bawi się zabawkami, które sam stworzył. Świat Injustice jest jednym ze słynniejszych alternatywnych wymiarów, nie opierając się przy tym na jakiejś elseworldowej dziwaczności, a solidnie skonstruowanym motywie przewodnim. Wrzucenie w to Jona Kenta było dość niepotrzebne, ale Taylor to gwiazda DC i może więcej. Do tego autor ma swój fanbase, który wydaje się tolerancyjny na nieco słabsze momenty jego twórczości. Przygody Supermana: Jon Kent to komiks poboczny w dosłownym tego słowa znaczeniu, wydany u nas trochę na fali popularności nadchodzącego filmu z Supermanem i jeśli chcecie przeczytać coś naprawdę solidnego, polecam Superman na wszystkie pory roku lub zapowiedzianego All-Star Supermana.
Tytuł oryginalny: Adventure of Superman: Jon Kent
Scenariusz: Tom Taylor
Rysunki: Clayton Henry
Tłumaczenie: Paulina Walenia
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 144
Ocena: 60/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.