Morze Karaibskie, rok 1666. Raven, pirat, do którego z rzadka uśmiecha się fart, ledwo wychodzi z katastrofy, będąc zresztą jej nieumyślnym prowodyrem. I nie jest to pierwszy taki przypadek w jego ponurej karierze. W efekcie fatalnych splotów zdarzeń cieszy się on więc złą sławą i tylko nieliczni chcą z nim podejmować współpracę. Tymczasem niejaka lady Darksee, piękna i niebezpieczna pani kapitan okrętu „Capricorn”, zawiera układ z władzami. W zamian za ułaskawienie i szansę na nowe życie ma zdobyć dla tymczasowego i skorumpowanego gubernatora zaginiony skarb konkwistadorów. Losy tych dwojga łączą się w typowy dla ich fachu sposób - na wyspie pełnej ludożerców i nieoczekiwanych rozbitków, wśród których znajduje się prawowity gubernator i jego śliczna córka.
Choć komiks w tytule ma imię głównego bohatera, to show nie mogłoby się odbyć bez Darksee i kilku pomniejszych postaci. Ale pierw kilka słów o Ravenie. Początkowo pirat wydaje się sztampowym morskim rozbójnikiem, ale autor zadbał o jego genezę. Ta jest pełna emocji, dramatyczna i w mroczny sposób wyjaśnia jego niecodzienne imię. Uważany za łotra, tak naprawdę jest człowiekiem honoru o niepoprawnie romantycznej duszy, upatrującym w piractwie czegoś więcej niż profesji dla kryminalistów i degeneratów. Lauffray kreuje postać, która ma wszystko by być bohaterem przez duże „B”. W swoich realiach jednak może stać się jedynie pechowcem cudem wychodzącym z opresji...
Po drugiej stronie stoi wspomniana pani kapitan. Mniej honorowa, łaskawa i zdecydowanie bardziej bezwzględna niż Raven. Nie rozpisywałbym się o niej, gdyby nie chemia, jaka pojawia się między bohaterami. Nie jest to zaczątek romansu, choć mógłby. Nie jest też to konflikt śmiertelnych antagonistów. Lauffray wlewa do kotła dwie buzujące mikstury, który tworzą mieszankę wybuchową, choć wystarczy zmienić proporcje, by stała się eliksirem. Darksee to jednak niejedyna postać kobieca warta wspomnienia. Córka prawowitego gubernatora, Anne di Montignac, to na początku panna z dobrego domu, ale z biegiem wydarzeń staje się kobietą o lwim sercu.
Opowieść Lauffraya ma niesamowity potencjał kinowy. Oprócz wymienionych bohaterów jest kilkoro mniej znaczących postaci, które stanowią nie tyle tło, co uzupełnienie tych pierwszoplanowych. Nie trzeba by było się wysilać z tworzeniem, wszystko podane jest na tacy. Raven to godny następca Sparrowa, a i pozostali znaleźliby swoje miejsce na scenie. Zwłaszcza że seria Piraci z Karaibów powoli umiera śmiercią naturalną. A szkoda byłoby, aby piraci poszli ścieżką kowbojów i innych kultowych archetypów, stając się jedynie okazjonalnymi gości na ekranach zdominowanych przez superbohaterów i mniej ciekawe figury. Na dodatek Lauffray jest równie dobrym rysownikiem, co scenarzystą. Niektóre plansze to wręcz gotowe story boardy.
Lauffray przy tworzeniu swego świata wyciąga klasyczne pirackie klisze z samego dna, łatając ich dziury i dając im wiatru w żagle. Anonimowi piraci z bandy Darksee to typowi przedstawiciele swego zawodu, w dodatku różnorodni. Z jednej strony mamy obszarpańców w wymiętolonych łachmanach, a z drugiej odzianych barokowo w stroje z epoki rębajłów. Do tego okręty, z „Capricornem” na czele, prezentują się dumnie i stanowią coś więcej niż środek transportu. No i projekty głównych bohaterów. Raven i Darksee są oczywiście literacko upiększeni. Charakterny przystojniak i piękna dziewczyna z opaską na oku przyciągają uwagę, ale warto spojrzeć dalej. Sceny batalistyczne, czy to na morzu czy lądzie, to złoto lśniące bardziej niż jakikolwiek skarb. No i te cienie. Choć Raven to komiks przygodowy, miejscami bywa naprawdę mrocznie.
Nie jestem wielkim miłośnikiem motywu piratów w popkulturze, ale nie mogę nie ukłonić się przed dziełami dobrymi. A taki właśnie jest Raven. Mathieu Lauffray z pozornie prostej historyjki o zdobywaniu skarbu uczynił epicką opowieść godną filmowych hitów. Z tym że tutaj dochodzi jeszcze literacki sznyt morskich opowieści, nad którymi unosi się piracka bandera. Czuć gryzący swąd prochu i aromat rumu. To komiks pełen dramaturgii, twardo nakreślonych postaci i byłoby wielką stratą, gdyby autor na nim poprzestał. Tym bardziej, że finał jest jednym z tych, które mogą być początkiem wielkiej przygody.
Tytuł oryginalny: Raven- Tome 1- Nemesis, Raven- Tome 2- Les contrees infernales, Raven- Tome 3- Furies
Scenariusz: Mathieu Lauffray
Rysunki: Mathieu Lauffray
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawca: Lost In Time 2025
Liczba stron: 200
Ocena: 85/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.