Ingrid to żona baliwa Rolanda, człowieka zajmującego się wykrywaniem i osądzaniem czarownic. Jeśli spodziewacie się kogoś, kto bohatersko walczy z czarną magią, to nie trafiliście. Mężczyzna tropi niewinne kobiety, które ośmieliły się wyjść nieco przed szereg. I chyba nie muszę wspominać, że niewiele trzeba było, by wtedy trafić na stos. Wydawać by się mogło, że Ingrid to najbezpieczniejsza kobieta w mieście. W końcu nawet jak coś przeskrobie, to ukochany ją ochroni. Ale mężuś to człowiek oddany swej pracy i wprost odwrotnie oddany żonie. A mroczne siły krążą. Zarówno te z ludzką, jak i nieludzką twarzą…
Początkowo myślałem, że Somna okaże się jakąś wersją 365 dni Blanki Lipińskiej w wersji folk-horrorowej. Cloonan i Lotay nie szczędzą bowiem czytelnikowi erotyki, często z damskiego punktu widzenia, ale daleko im do osławionej powieści. Na nasze szczęście. Ich dzieło bowiem to nie opowieść o babie, co mąż jej nie dogadzał, więc skumała się z diabłem. To historia ukazująca pozycję kobiety w tamtym świecie, której potknięcia czujnie wypatrywały nie tylko organa moralności, ale i cywile. Zło w Somnie ma wiele twarzy i żadna z nich nie jest jednoznaczna i oczywista. Pojawia się też inny dość silny wątek, ale o nim później.
Somna nie jest komiksem obrazoburczym i uderzającym w uczucia religijne. W konkurencji z takim Kaznodzieją czy Hellblazerem wypada w tej kwestii wręcz blado. Lokalny pleban to kapłan będący produktem swej epoki. Nie jest to przerysowany, opętany okrucieństwem wariat, a człowiek chłodno oddany ówczesnemu pojmowaniu wiary. Gorzej jest z Rolandem. Nie jest duchownym, a kimś w rodzaju śledczego na zleceniu Kościoła. Pracoholik, człowiek niebywale miękki, choć w pewnym momencie autorki niemal pozwoliły mi uwierzyć, że pozwoli on sobie na bunt. Główne zło to jednak nie wymienieni panowie, a system, który ich ukształtował. Ich i osobę, która podobnie jak Ingrid znajduje się na niższych szczeblach drabiny społecznej, ale z sumieniem, powiedzmy, bardziej elastycznym niż żona baliwa. A diabeł? Jest i diabeł, choć nie taki zły, jak go malują.
Nocna mara, która nawiedza Ingrid, a właściwie jej realność, jest dyskusyjna. Interpretuję ją dwojako - jako syntezę pragnień bohaterki i sił, które na nie odpowiadają. Sama Ingrid zresztą do pewnego momentu jest bliższa moralności swych czasów i choć ulega pięknemu złu, to nie oddaje mu duszy. No i czy faktycznie ciemne moce można nazwać złem? Lotay i Cloonan nie dzielą świata przedstawionego na biel i czerń. Somna to komiks dość złożony, gdzie erotyka stanowi jedynie dodatek do pozostałej treści.
Nie jestem pobożnym purytaninem, ale zwykle nie sięgam po Manarę ani żadnych innych autorów wyspecjalizowanych w komiksowej erotyce. Niniejsze dzieło jest wyjątkiem od reguły. Autorki podzieliły się rysunkami i tak Cloonan tworzy surowe i twarde sceny, w których Ingrid zderza się z rzeczywistością w świecie jawy. Dziewczyna żyje w surowych realiach epoki, zdominowanych przez barwy depresyjne, skłaniające do ponurej refleksji. A taka szarzyzna to zdecydowanie nie jej barwy. Prace Lotay to coś zupełnie innego. To zmysłowa, oniryczna erotyka, ubrana w mroczne, ale sensualne szaty, przy tym wspaniale spajająca się z ilustracjami Cloonan. Panie razem tworzą dzieło jednocześnie subtelnie erotyczne i brutalnie realistyczne, niewypaczające realiów epoki w żadną stronę.
Somna to dzieło odważne, pełne erotyzmu, ale i oferujące coś więcej niż zmysłowe kadry. Cloonan i Lotay przedstawiają ponury obraz epoki, unikając banalnych klisz, jasnego podziału na dobro i zło, a przede wszystkim atmosferki soft porno ubranej w sztukę komiksową. To opowieść skierowana nie tylko by nęcić zmysły, ale wykorzystująca erotykę w debacie na temat wolności kobiet, ich roli i niedoli w wiekach słusznie minionych. Pojawia się krytyka mężczyzn, ale nie w stylu „samiec twój wróg!”, a systemowa, powiązana z kościelnymi naukami, czy może raczej zabobonami tamtych czasów. To tytuł, nad którym warto się pochylić, nawet jeśli dotąd nie gustowało się w tym gatunku.
Tytuł oryginalny: Somna
Scenariusz: Becky Cloonan, Tula Lotay
Rysunki: Becky Cloonan, Tula Lotacy
Tłumaczenie: Maria Lengren
Wydawca: Lost In Time 2025
Liczba stron: 200
Ocena: 85/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.