Człowieka ze Stali można lubić lub nie, ale jeśli przeszkadza wam jego naiwność, nieskazitelność i syndrom harcerzyka, to wiedzcie, że w Superman na wszystkie pory roku wszystkie te cechy zostały uwypuklone. Na łamach 4 zeszytów, z których każdy symbolizuje inną porę roku, odwiedzimy Smallville, zajrzymy w początki kariery Clarka Kenta jako superbohatera, a także potowarzyszymy mu podczas wyjazdu do Metropolis i podjęcia pracy w Daily Planet.
Twórcy postawili na spokojną stylistykę rodem z obrazów i ilustracji Normana Rockwella i był to strzał w dziesiątkę. Świetnie wypada tu narracja – każdy z zeszytów „opowiedziany” został przez inną postać w jakiś sposób bliską Supermanowi. Inaczej postrzega go jego ojciec Jonathan, inaczej przyszła ukochana Lois Lane, inaczej przyjaciółka z młodości Lana Lang, a jeszcze inaczej jego największy wróg – Lex Luthor. Dzięki temu zabiegowi otrzymuje jeszcze pełniejszy obraz Człowieka ze Stali.
Amerykańska prowincja gdzieś w Kansas jest wręcz jednym z bohaterów komiksu. Sale postawił na duże przestrzenie, szerokie kadry i piękne splash-pages, dzięki czemu znakomicie mogły wybrzmieć tutaj zarówno bezkres nieba, jak i nieskończone połacie ziem uprawnych, pięknie pokolorowane akwarelami. Nad wszystkim góruje postać Clarka – nienaturalnie wielkiego i zwalistego chłopa z twarzą lekko nierozgarniętego dziecka. Sale starał się oddać tu kontrast pomiędzy jego nieziemską siłą, a niewinnością i czystością serca, ale wygląd postaci nie każdemu się spodobał i swojego czasu był obiektem sporej krytyki czytelników.
Na szczęście opowieść broni się sama, nawet pomimo pewnych mankamentów. Chociaż nie mamy tu spektakularnych bitew z kosmicznymi złolami pokroju Doomsdaya, to obserwowanie jak młody, wycofany chłopak ściga się z rozpędzonym pociągiem, przeżywa pierwsze porażki, a potem zbiera się w sobie, by dosłownie zawracać bieg rzeki i chronić miasteczko przez katastrofą, czyni lekturę niezwykle satysfakcjonującą. Jest swojsko, jest nostalgicznie, bywa wzruszająco i nieco patetycznie, ale przecież komiksy o Supermanie zawsze się tym charakteryzowały.
Superman na wszystkie pory roku skupia się na rodzinie, otoczeniu, odwadze i odpowiedzialności związanej z wielką mocą (skąd my to znamy?). Wszystko ma swoisty feeling originu, czyli genezy, ale aby w pełni zasłużyć na tę łatkę historia musiałaby być bardziej rozbudowana. Tutaj najważniejsze są uczucia i emocje, a na tym panowie autorzy akurat grać potrafili. A że Clark jest bardziej ludzki niż niejeden Ziemianin, to i potencjał na ciepłą historię był spory. Zresztą nie tylko główna opowieść potrafi poruszyć. Zawarte tu shorty z innych komiksów i serii, stworzone przez ten sam duet, są równie mocne w wymowie.
Superman na wszystkie pory roku to również tona dodatków – od interesującego wywiadu, poprzez scenariusze, aż po liczne szkice – łącznie ponad 160 stron więcej niż wydanie z 2006 roku, plus oczywiście powiększony format DC Deluxe. Do tego odświeżony, bo pod obwolutami nie kryją się już czarne okładki z ledwie widocznym tytułem, a pełnoprawne grafiki. Kulisy powstawania tego dzieła, a także jego wpływ na komiksowy światek to coś, co każdy miłośnik sztuki komiksowej zgłębić i znać powinien – jeśli więc nie czytaliście tego komiksu, musicie czym prędzej nadrobić zaległości.
Tytuł oryginalny: Superman for all Seasons
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Tim Sale
Tłumaczenie: Maciej Drewnowski, Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 368
Ocena: 90/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.