Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wielka rozrywka w SkyShowtime!

Dramat i horror okultystyczny w jednym - Recenzja 4 sezonu Servant

Autor: Daniel Podolak
16 marca 2024
Dramat i horror okultystyczny w jednym - Recenzja 4 sezonu Servant

Servant to wyjątkowy serial wyprodukowany przez Apple TV, za którym stoi mistrz baśniowej dziwności i suspensu czyli M.N. Shyamalan (  Osada, Old ) oraz Tony Basgallop, znany bardziej z mini seriali telewizyjnych (Stacja Berlin). Pomysł na Servant pojawił się jeszcze w czasie, gdy Shyamalan pracował nad filmem Glass i już wtedy wiedział, że chce po jego ukończeniu wziąć udział w projekcie napisanym przez Basgallopa. Trudno mu się dziwić, ponieważ scenariusz do samego pilota został napisany w bardzo inteligentny sposób. Gdybym miał wskazać spośród obecnie wypuszczanych produkcji serialowych, jeden tytuł, który konsekwentnie buduje napięcie i grozę wybrałbym Servant.

Kluczem jest tempo

Pierwszy sezon miał swoją premierę w 2019 roku i wstyd się przyznać, ale wówczas nic o nim nie słyszałem. Nieco później odnalazłem go na platformie Apple TV+ i od tamtej pory całkowicie skradł moje serce. Shyamalan jest tu producentem wykonawczym i człowiekiem, który nadał kształt temu serialowi. Servant to bardzo minimalistyczna a zarazem niezwykle kinematograficzna produkcja. Każdy odcinek trwa średnio 30 minut. Wydawałoby się, że to niewystarczająco długo, by zbudować i wywołać właściwy nastrój u widza. Zakończenie każdego z odcinków dobrym cliffhangerem i skłania odbiorców, by czekali tydzień na kolejny. Mimo niewielkiego budżetu i ograniczenia się do kręcenia w jednej, konkretnej lokalizacji, twórcom udało się to osiągnąć. Kluczem jest tu bardzo hitchcockowskie tempo, które w serialu jest wręcz celebrowane poprzez długie i hipnotyzujące ujęcia, bardzo często pozbawione dialogów. Gdy polejemy całą historię okultystycznym sosem, danie mamy praktycznie gotowe. 

Dla tych, którzy serialu nie oglądali, zacznę może od początku. W prologu tej historii poznajemy młode i zamożne małżeństwo Turnerów. Dorothy (Lauren Ambrose) jest wziętą prezenterką telewizyjną a Shean (Toby Kebbell) uznanym kucharzem. Już w pierwszych scenach pierwszego sezonu widzimy, że pod względem materialnym niczego im nie brakuje. Mają piękny, wielki dom, karierę i przyjaciół. Nie wszystko jest tu jendak takie kolorowe. Prawdziwym problemem jest trauma i pustka, jaką młoda para przeżywa po stracie dziecka, które zmarło w nie do końca jasnych okolicznościach. Aby poradzić sobie z traumą, małżeństwo na miejscu synka umiejscawia gumową lalkę i wynajmuje nianię o imieniu Leanne (Nell Tiger Free). Wszystko po to, by utrzymać pozory normalności. Tuż po pierwszej nocy nowej niani w domu Turnerów wydarza się cud. Lalka zmienia się w niegdyś utraconego czternastotygodniowego chłopca, jednak w domu zaczynają dziać się niewytłumaczalne rzeczy. Tym mocnym akcentem, rozpoczyna się historia Turnerów i ich nietypowej niani.

Ewolucja bohaterki i nastrojowa groza 

Pierwszy sezon serialu zakończył się sporym cliffhangerem. Początek drugiego to natomiast trzęsienie ziemi w postaci zniknięcia Leanne i Jericho. Za całe to zamieszanie odpowiada złowroga i przebiegła ciotka May Markham i neurotyczny acz z pozoru nieszkodliwy wujek Georga, który zamieszkuje z Turnerami na jakiś czas. Trzeba dodać, że sceny z nim utrzymane są w rewelacyjnym tonie czarnego humoru i groteski. Ten sezon to również zacieśnienie relacji między Leanne a Julianem, co owocuje skomplikowanym romansem. Trzeci sezon jest jednym z lepszych pod względem tempa akcji, nastroju grozy i moralnych dylematów bohaterów. Bardzo podoba mi się jako zostaje nakreślona relacja między Seanem a nianią. Z jednej strony Leanne chce widzieć w nim swojego ojca zaś Sean zaczyna traktować ją jak swoją córkę. Daje on również sporo informacji na temat sekty, która wychowała Leanne i która nadal próbuje ją odnaleźć. 

Zobacz również Szogun - oceniamy początek serialu na Disney+

Trzeba przyznać, że otwarcie czwartegp było z mocnym przytupem. Dorothy po upadku ze schodów, (co widzieliśmy w końcowej scenie trzeciego sezonu), jest sparaliżowana i przykuta do łóżka. Sfrustrowana i przerażona byciem na łasce Leanne decyduje się na zatrudnienie dwóch leciwych rehabilitantek, które nie zostają zaakceptowane przez nianię. Drugi odcinek pod tytułem "Swędzenie" to surowy kawałek nadnaturalnej grozy, gdzie napięcie i atmosfera osaczenia wgniata w fotel. To jak do tej pory według mnie najlepszy odcinek. Scena, w której cała okolica zostaje opanowana przez pluskwy na skutek czego zjeżdża się armia dezynsektorów zapada w pamięć. Akcja czwartego odcinka rozpoczyna się przygotowaniami do Halloween. Widzimy, że Leanne robi się coraz bardziej nieobliczalna i przebiegła. Sekta depcze jej po piętach i z każdej strony widnieje ryzyko ataku, co w finale wyzwala w niej jeszcze większą moc. W tym sezonie postać Lenne staje się zdecydowanie bardziej zuchwała. Wie doskonale, że Turnerowie się jej boją i będą próbowali się jej pozbyć ze swojego życia. Na nic jednak zdają się ich próby. Piąty odcinek zabłysnął komediowymi akcentami. Cały serial jest okraszony czarnym humorem, jednak w piątym epizodzie wyreżyserowanym przez Carlo Mirabella-Davisa wisielczy humor naprawdę rozbraja. Scena, w której Turnerowie zapraszają sąsiadów na imprezę, po to tylko by przeprowadzić własne nieudolne śledztwo, to majstersztyk.

Niania z piekła rodem

Twórcy na przestrzeni kilku sezonów, w arcyciekawy sposób pisali postać Leanne. Z jednej strony widz z łatwością chce się z nią utożsamiać, z drugiej zaś coś mówi nam, by lepiej tego nie robić. Ta dwoistość i niejednoznaczność jej natury ciągle popycha akcję serialu do przodu i sprawia, że chce się oglądać dalej. W tym sezonie postać Leanne zostaje nakreślona w o wiele bardziej mroczny i wielowymiarowy sposób. Widzimy w niej przepoczwarzanie się z cichej i zakompleksionej introwertyczki w pewną siebie kobietę. To, co zdaje się nie zmieniać w motywacji tej postaci, to pragnienie bycia częścią rodziny Turnerów. Wydaje mi się, że jak dotąd cały czwarty sezon jest kluczowy pod względem moralnej przemiany postaci granej przez Nell Tiger Free. Twórcy w tym sezonie postanowili wykonać zwrot o 180 stopni.

Suspens i mistrzowskie kadrowanie

Odcinki choć pisane i reżyserowane na przemian przez różnych autorów trzymają spójność. Świetnie budują znakomitą dramaturgię oraz suspens wokół całej historii Tony'ego Basgallopa i M.N.Shyamalan'a. Biorąc pod uwagę skromność scenografii i ograniczenie się do jednego miejsca akcji (przypomina chwilami sztukę teatralną w jednym akcie), to serial ogląda się od pierwszych odcinków znakomicie. Nie widzę, by historia schodziła na mieliznę czy aby twórcy zabrnęli w ślepy zaułek. Fabuła i postacie nadal pisane są świetnie. Akcja rozwija się ciekawie i nie sposób zgadnąć jak się skończy. W poprzednich sezonach groza była budowana bardzo nieśpiesznie jednak szalenie precyzyjnie. W 4 sezonie atmosfera zagęszcza się zdecydowanie bardziej agresywnie i psychologicznie. Przeczucie tragicznego finału wisi wyraźnie w powietrzu. Warto dodać, że „Servant” to uczta dla oka już na poziomie komponowania kadrów. Wszystko tu jest na swoim miejscu i nie sposób od tego oderwać oczu. Czuć w nich harmonię i magię. Widać wyraźnie jak kamera tworzy relację w przestrzeni kadrowej i poza nią. Podobają mi się te wydłużone ujęcia, pozbawione dialogów, które doskonale potęgują napięcie. Operator kamery Michael Gioulakis (It Follows, Split, Us) odwalił tu kawał znakomitej roboty. To w dużej mierze jemu zawdzięczamy to, jak dobrze ten serial wygląda. Podsumowując, opowieść Basgallopa i Shyamalan'a to kawał dobrze opowiedzianej historii o miłości, poświęceniu i stracie w okultystycznej stylistyce. Ci z Was, którzy lubią horror i suspens, z pewnością będą usatysfakcjonowani.

Więcej informacji o
Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.