Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Ex Machina tom 1 - recenzja komiksu

Autor: Piotr Pocztarek
10 czerwca 2018

Prezydent USA to dość oryginalna funkcja. Trochę celebryta, trochę urzędnik i sługa narodu, a trochę monarcha absolutny. Ostatnie wybory w USA były walką dwóch przeciwstawnych żywiołów, zarówno pod względem światopoglądowym, jak i osobowościowym, pokazując, że bój polityczny może być zacieklejszy od ringowego meczu.

Strona komiksu Ex Machina tom 1

Brian K. Vaughan, twórca Sagi, na łamach innych swoich dzieł pozwalał sobie na drobne polityczne manifestacje, lecz tu jest w nich zaskakująco oszczędny, co jest godne podziwu, zważywszy na silny fabularny nacisk na politykę. Ex Machina łączy z nią wątki superbohaterskie, robiąc to w sposób realistyczny, nieprzewidywalny i przede wszystkim ciekawy.

Mitchell Hudred miał podobny początek jako heros, co wielu kolegów po fachu. Jego zdolności wzięły się bowiem z niefortunnego wypadku. Pewnego dnia, pracując na morzu, wyłowił z wody tajemnicze urządzenie, które poraziło go nieznaną energią, obdarowującą zdolnością komunikacji z wszelkimi urządzeniami elektronicznymi. Podobną zdolność posiadał swego czasu Tony Stark po podaniu mu wirusa Extremis. Mitchell jednak nie konstruuje futurystycznego pancerza, a stara się działać w takim stopniu,  w jakim pozwalają mu jego umiejętności, które okazują się wystarczające, gdy jedenastego września 2001 roku nieomal dochodzi do katastrofy bliźniaczych wież World Trade Center. Mężczyzna częściowo zapobiega katastrofie, ratując jeden z budynków i tym samym stając się bożyszczem tłumów.

Strona komiksu Ex Machina tom 1

Zawsze dziwiło mnie, czemu superbohaterowie nie kierują spojrzenia w stronę polityki. Nawet indywidualne przypadki jakoś mało przekonująco zasiadały na urzędniczych fotelach, bodaj jedynym wiarygodnym bohaterem spod znaku superhero był Lex Luthor, chociaż może to nie najlepszy przykład. Mitchell początkowo kandyduje na burmistrza Nowego Jorku i wygrywa z niemałą przewagą. Metropolia wychwalana w piosence przez Franka Sinatrę odchodzi jednak na bok, gdy bohater zauważa, że może sięgnąć znacznie wyżej. Biały Dom kusi nie tylko miliarderów-celebrytów, westernowych aktorów czy żony byłych prezydentów. Herosi również mogą domagać się stanowiska Pierwszego Obywatela USA. Sęk w tym, że kandydatura to ryzyko, szczególnie jeśli jest się superczłowiekiem. Skoro mowa o ryzyku, kluczowa w pierwszym tomie cyklu Ex Machina jest postać Lincolna i pewnego napisu na jego portrecie, udowadniającego, że Vaughan nie boi się dyskusji z czytelnikiem.

Brian K. Vaughan w dość zaskakujący sposób ukazał motyw superbohatera, składając jednocześnie należny hołd całemu temu zjawisku w retrospekcjach, w których główny bohater jest dzieciakiem zafascynowanym herosami. Jako dorosły, Mitchell Hundred jest superbohaterem wiarygodnym, lecz nie w sposób uwypuklający jego mroczne cechy, jak miało to miejsce w przypadku strażnikowego Komedianta. Scenarzysta stawia tu bardziej na społeczny niż psychologiczny aspekt jego działalności, zarówno jako herosa, jak i polityka. Moc kontrolowania maszyn, przez znawców czasem nazywana technopatią, dla niektórych nie jest czymś godnym podziwu, a piętnem nadanym przez mroczne moce/ tajny rząd/ kosmitów, w zależności od stopnia zaawansowania choroby psychicznej delikwenta pragnącego śmierci bohatera. Hundred, mimo swej mocy, może mieć pewne obawy. Wszak jak wiemy z wielu innych komiksów superbohaterskich - nawet kuloodporny Superman miał swoją achillesową piętę w postaci kryptonitu.

Strona komiksu Ex Machina tom 1

Są różne poziomy wizualnego realizmu w komiksach i ten ołówka Tonny'ego Harrisa jest dla mnie idealny. Ortodoksyjny fotorealizm, jeśli nie wyszedł spod ręki artysty o wyobraźni i warsztacie Alexa Rossa, jest nudny i mdły już po kilku stronach. Oszczędne, lecz wierne oddawanie rzeczywistości z kolei sprawia ubogie i płytkie wrażenie. Harris stawia na charakterystyczność. Hundred nie jest pomnikowym superbohaterem, a dość przeciętnym mężczyzną po trzydziestce, a w swoim stroju prezentuje się co najmniej dziwacznie i niezgrabnie. Hełm, gogle i cudaczna maska nie nadają mu wyglądu bohatera, a raczej człowieka, który swój kombinezon skompletował podczas rajdu po pobliskich śmietnikach. Obok rysownika wymienić należy kolorystę - JD Mettler to bowiem mistrz. Zawsze uwielbiałem neonowe, wyraziste barwy, a tutaj jest ich sporo, a jakby tego było mało, zachowują one balans z nieco mniej jaskrawo nasyconymi odcieniami.

Przyznam, że tytuł ten wcześniej jedynie obił mi się o uszy, toteż wydanie go w Polsce niespecjalnie mnie poruszyło. Na szczęście Egmont wypuścił ten komiks w ramach ofensywy tytułów Vertigo i przekonał mnie, iż jest on wartościową pozycją obok klasyków imprintu DC. Moja półka ugina się już pod ciężarem pozycji tego wydawnictwa i przypuszczam, że nawet po zakończeniu wszystkich serii nie będzie dane jej odpocząć, z kolei Ex Machina będzie z pewnością jedną z nich. DC zdecydowało się reaktywować Vertigo i wydać siedem nowych pozycji, z których kilka jest co najmniej obiecujących.


Okładka komiksu Ex Machina tom 1

Tytuł oryginalny: Ex Machina: The Deluxe Edition Vol. 1 Scenariusz: Brian K. Vaughan Rysunki: Tonny Harris, Tom Feister Tłumaczenie: Tomasz Kłoszewski Wydawca: Egmont 2018 Liczba stron: 276 Ocena: 90/100

PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.