Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Terry Pratchett, Neil Gaiman - Dobry omen - recenzja książki

Autor: Tomasz Drozdowski
30 lipca 2020

Gdy sięgnąłem po tekst biblijnej Apokalipsy, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że mimo całej oprawy z wielogłową Bestią, archanielskimi trąbami i Nierządnicami Babilońskimi, niesie on ze sobą niepokojąco realną wizję. Że zamiast atomowego festiwalu czy katastrofy ekologicznej na niebie pojawią się Czterej Jeźdźcy i w finale wszyscy zostaną wysłani w dół lub w górę. Objawienie św. Jana to więc niebywale widowiskowa i plastyczna wizja, która zainspirowała wielu twórców, chociaż nie wszyscy podeszli do niej z trwożliwą powagą. Dobry omen Pratchetta i Gaimana to dowód na to, że koniec świata może być nader zabawnym wydarzeniem.

Głównymi bohaterami są anioł Azirafel i demon Crowley. Panowie nie należą do przykładnych przedstawicieli swego gatunku. Brak im typowych aspektów swego stanu i ich przynależność na dobrą sprawę związana jest tylko z podziałem sprzed wielu eonów. Do tego są nadto przywiązani do ziemskich przyjemnostek, niekiedy niepasujących do ich funkcji. Obaj ukochali ziemskie życie i wspólne gierki, w czasie których narodziła się między nimi osobliwa przyjaźń. Status quo trwa do momentu, w którym przychodzi czas na Apokalipsę. Koniec świata. Tego świata, do którego już tak przywykli i związali się z nim bardziej, niż z nadnaturalnymi ojczyznami. Stąd, najogólniej mówiąc, plan powstrzymania Armagedonu. Ku dobru własnemu i przy okazji ludzkości.

W polskiej fantastyce twórcy tacy jak Maja Lidia Kossakowska czy Michał Gołkowski również sięgają po motywy apokaliptyczne, jednak poruszają je od zupełnie innej strony. Pratchett i Gaiman tworzą pełnokrwistą komedię, zawierającą w sobie wiele uniwersalnych, pozytywnych prawd, nie tylko dotyczących sfery niebiańsko-piekielnej. Główni bohaterowie reprezentują wrogie sobie siły, lecz w swojej rywalizacji ustawili się tak zgrabnie, iż nie przeszkadza im ona we wspólnym knuciu przeciw planom swoich mocodawców, z zamiarami ukatrupienia Antychrysta włącznie. Osobnika dość sympatycznego, jak na piekielną Bestię i to pomimo znamiennego imienia Damian.

Dobry omen powstał, gdy Neil Gaiman był żółtodziobem, a Pratchett autorem o pewnym już dorobku. I może dlatego szczególny humor i styl narracji twórcy Świata Dysku jest tu dominujący nad kształtującą się estetyką przyszłego autora Amerykańskich bogów. Gdy jednak uprzeć się na rozróżnieniu tego, co wykreował poszczególny autor, to pewne fragmenty jasno pokazują, że młodszy z nich nie był tylko pomagierem. W dalszej twórczości Gaimana można zauważyć pewne rozwiązania fabularne, mające w sobie pewną nutkę brytyjskości, które pojawiają się tutaj.

Komedia to gatunek najłatwiej wpadający w pułapkę infantylności i grania na najniższych instynktach odbiorcy. Pratchett i Gaiman to autorzy posługujący się dość wysublimowanym poczuciem humoru, więc nie obawiajcie się, że traficie na gagi w stylu letnich festiwali kabaretowych. Nawiązania do kultury, gry słowne, absurdy charakterystyczne dla twórczości mieszkańców Wysp Brytyjskich czy dość śmiałe i nieobrazoburcze igranie sobie z religijnymi świętościami - to wszystko składa się na Dobry omen. To ciekawy punkt startowy, aby zacząć przygodę z autorskim duetem. Nie mogę też nie wspomnieć o serialowej ekranizacji, która jak na dość szczególny technicznie materiał źródłowy okazała się całkiem udana.

Książkę Dobry omen do recenzji dostarczyła księgarnia internetowa Inverso.pl, której adres możecie znaleźć tutaj.


Okładka książki Dobry Omen

Autor: Terry Pratchett, Neil Gaiman Tytuł oryginalny: Good Omens Wydawca : Prószyński Media 2020 Tłumaczenie : Jacek Gałązka, Juliusz Wilczur-Garztecki Stron : 416 Ocena: 80/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.