Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

lenovov

Kolejna wojna bohaterów

Autor: Tomasz Drozdowski
22 maja 2018

Podstawą ciągu fabularnego komiksów superbohaterskich są crossovery. Uzasadniają one logicznie zmiany na dużą skalę, takie jak śmierć postaci czy różnorakie roszady, ale stanowią także solidną porcję rozrywki, jaką nie dostarczyłyby pojedyncze tytuły. Wśród nich wyróżniają się najbardziej te, w których superbohaterowie nie walczą z kolejnym przeciwnikiem zagrażającym równowadze wszechświata, a stają naprzeciwko siebie, zapominając na chwilę o latach współpracy i osobistych relacjach. Do takich należy świeżo wydany komiks Liga Sprawiedliwości kontra Suicide Squad, gdzie może i ich członkowie nie byli wielkimi przyjaciółmi, ale działali mniej więcej po tej samej stronie barykady.

 Liga Sprawiedliwości kontra Suicide Squad

Najbardziej zadziwia skrajność obu zespołów. Suicide Squad, noszący swe miano nie tylko z powodu straceńczych misji, jakie wykonuje, jest grupą przestępców, których jedynym hamulcem jest zabezpieczenie w postaci ładunku wybuchowego umieszczonego w karkach każdego z nich. Dowodzi nimi twardą ręką Amanda Waller, o której można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że ma skrupuły i jest litościwa. Miejscami można odnieść wrażenie, iż w głębi duszy pragnie buntu któregoś z członków Oddziału Samobójców, aby w praktyce wypróbować swoje bombki, którymi nieustannie straszy i prowokuje swych podkomendnych. Z kolei Ligi Sprawiedliwości nie trzeba przedstawiać. Ikoniczny zespół, w którego skład wchodzą największe gwiazdy DC Comics, to ucieleśnienie superbohaterskiej idei. I choć w przeszłości jej skład ulegał wielu zmianom, to niektórzy członkowie wydają się stałymi jej elementami. Widać więc tu wyraźny podział na jasną i ciemną stronę trykociarstwa. Czy jednak aby na pewno?

 Amanda Waller to jedna z najciekawszych dam komiksu superbohaterskiego. Niepozorna, sprawiająca wrażenie urzędniczki średniego szczebla, nie budzi na pierwszy rzut oka respektu, a już na pewno nie pasuje do obrazu szefowej tajnego oddziału uderzeniowego złożonego z superłotrów. Pozory mylą, i tu po raz kolejny pokazuje, co potrafi, angażując w swoje gierki potężną Ligę Sprawiedliwości. Okazuje się bowiem, że na jej życie czyhają siły mogące solidnie jej dopiec, a za wszystkim stoi niejaki Max Lord. Człowiek dysponujący telepatią i kierujący oddziałem, w którego skład wchodzą takie potęgi jak Lobo czy Doktor Polaris. Oni i reszta jego grupy byli niegdysiejszym Suicide Squadem, zaś sprowadzenie Ligi miało dodatkowo wzmocnić obecny team Waller w nieuniknionej walce z nimi. Tym razem jednak nie wszystko idzie po myśli żelaznej damy i niemal całą Liga staje po stronie Lorda, nie bez ingerencji jego zdolności parapsychicznych, rzecz jasna. Aktualny Oddział Samobójców i pominięty przez Lorda Batman stają więc przed ogromnym wyzwaniem.

 Odejdźmy na chwilę od Ligi Sprawiedliwości kontra Suicide Squad i pomyślmy nad tym, czemu właściwie dochodzi do takich starć i czy są w jakikolwiek sposób racjonalne? Czy takie prywatne wojenki mają w sobie jakikolwiek ładunek racjonalizmu, zarówno pod względem fabularnym, jak i czysto socjologicznym. Omawiana batalia jest prosta do wytłumaczenia, wręcz uderzająca swą banalności. Nawet bez udziału Maxa Lorda obie grupy mogłoby stanąć naprzeciwko siebie w poważnej walce niosącej równie poważne konsekwencje. W historii obu komiksowych gigantów zdarzały się jednak takie konfrontacje, które stawiały przeciw sobie współpracujące często ze sobą zespoły. Ot, chociażby Avengers kontra X- Men, których łączyły nie tylko wspólne przygody, ale nawet członkowie rzucali się sobie do gardeł pod dość prostym do rozwiązania pretekstem związanym z ponownym przybyciem Phoenix. Nie wspomnę już o Wojnie Domowej, gdzie dwaj przyjaciele z dnia na dzień zaczynają traktować siebie jak wrogów numer jeden, czy Civil War II, która pobiła już rekordy absurdu. Ale czy realne spory w naszym, pozbawionym niestety superbohaterów świecie są bardziej uzasadnione? Niekończąca się wojenka polityczna lewicy i prawicy, w której część powodów do starć stanowią bezsensowne polemiki i złośliwy opór przeciw postulatom drugiej strony. Nie wspominając już o niemal plemiennych wojnach kibiców czy członków poszczególnych subkultur, których powody do walki są nader błahe. Superbohaterskie, bratobójcze spory są więc w pewnym sensie odbiciem naszych. Bo czyż wojna między Rogersem a Starkiem nie jest odbiciem sporu między Republikanami a Demokratami, a walka Ligi z jej młodszą wersją, Teen Titans, to nie konfrontacja starszego i młodszego pokolenia?

Liga Sprawiedliwości kontra Suicide Squad

 Superbohaterowie to nacja kłótliwa. Czasami odnoszę nawet wrażenie, że zaciekłość, z jaką stają naprzeciw siebie, bije na głowę tę, z jaką poskramiają złoczyńców. O ile pojedynek omawianych teamów jest, jak wspominałem, dość uzasadniony, a biorąc pod uwagę ich specyfikę niezwykle ciekawy, wiele bratobójczych wojenek ma za zadanie jedynie namieszać w często i tak już niestabilnym uniwersum. Wydana w maju przez Egmont historia Liga Sprawiedliwości kontra Suicide Squad co prawda nie niesie za sobą diametralnych zmian, ale dostarcza czystej, superbohaterskiej rozrywki, którą z pewnością docenią fani obu teamów. Ciekawa konfrontacja tak odmiennych osobowości, jak Wonder Woman i Harley Quinn czy Aquaman i Killer Croc stanowi dodatkowy atut przemawiający na korzyść tego komiksu.

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.