Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

lenovov

Co obejrzeć przed seansem "W samym sercu morza"?

Autor: Szymon Góraj
3 grudnia 2015

Wielkie morskie wyprawy, gdzie czyha niebezpieczeństwo, przygody, a przede wszystkim to, co pociągało i pociągać będzie zawsze – nieznane. Ta tematyka to znakomity potencjalny materiał zarówno na lekkie, odmóżdżające klimaty, jak i znacznie poważniejsze, egzystencjalne problemy. Wyprawy w samo serce morza to znakomity pretekst do tego, by wyalienować wybranych bohaterów ze społeczeństwa, ukazać ich prawdziwą naturę czy też sprawdzić hart ducha protagonistów. Mamy więc istny tygiel różnych kombinacji tematycznych, który bardzo trudno byłoby zebrać w jednym miejscu. Postaram się więc w tym artykule naświetlić kilka co ciekawszych, które mogłyby nastroić na  seans nowego hitu Rona Howarda „W samym sercu morza”.

bunt

Zobacz również: Recenzja „W samym sercu morza” – oceniamy nowe dzieło Rona Howarda

Na pierwszy ogień idzie ekranizacja powieści Richarda Hougha z 1984 roku – „Bunt na Bounty”. Roger Donaldson wprowadza nas w konflikt ambitnego kapitana i załogi, która ma dość jego metod podczas jednego z rejsów. Trzeba przyznać, że szczególnie samo starcie przywódcy statku, który chce osiągnąć chwałę dającą mu wielki, zapewniający mu awans rozgłos w środowisku i lidera buntowników, mającego zupełnie inne spojrzenie na całą sytuację, jest naprawdę godne pochwały – duża w tym zresztą rola faktu, iż role te są odgrywane kolejno przez Anthony’ego Hopkinsa oraz Mela Gibsona, którzy wywiązali się z nich wyśmienicie. Skutecznie wspierają ich również takie gwiazdy jak Liam Neeson, Jason Isaacs czy Bernard Hill. Jest to naprawdę warte obejrzenia dzieło, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż pewne elementy zawarte w „Buncie na Bounty” możemy obserwować również w kontekście „W samym sercu morza”.

pan i władca

Kolejną ciekawą opcją jest „Pan i władca: Na krańcu świata” z roku 2003. To następna po „Buncie na Bounty” produkcja, w której naczelną rolę pełni relacja kapitana i jego załogi. Tutaj jednak dla odmiany możemy być pewni, że grany brawurowo przez Russela Crowe’a przełożony nie wyleci za burtę ani nie zostanie uwięziony we własnym okręcie. Rzecz dzieje się podczas wojen napoleońskich. Komandor Jack Aubrey (Crowe) postanawia zaryzykować życie swoje i swych ludzi, by dopaść francuski statek korsarski. Film Petera Weira stawia na świetne zdjęcia, widowiskowe sceny i wielkie napięcie, a to wszystko przy akompaniamencie znakomicie dopasowanej ścieżki dźwiękowej. Zdecydowanie zaproponowałbym ją tym, którzy poszukują czegoś pokrewnego „W samym sercu morza”, jednak szukają też nieco więcej rozrywkowej esencji i ładnych dla oka scen.

20000
Przejdźmy teraz do filmu, który jest już klasyką i łączy nieco inne wspólne cechy z filmem z Chrisem Hemsworthem w roli głównej. „20 000 mil podmorskiej żeglugi” z 1954 to bodaj najlepsza ekranizacja prozy Juliusza Verne’a. Tak jak mamy to przy „W samym sercu morza”, osią akcji filmu jest polowanie na ogromne monstrum. Jednakowoż w tym przypadku nie chodzi już o bogacenie się kosztem biednych zwierząt, tylko o domniemane wielkie zagrożenie w postaci terroryzującej wody bestii. Co jasne, widowisko różni się od pozostałych także tym, że – jak wynika z samego tytułu – gro akcji dzieje się pod wodą, aczkolwiek uznałem, że przyda się w zaproponowanym przeze mnie repertuarze godny przedstawiciel nieco starszych propozycji. Nagrodzony zaś Oscarami (scenografia i efekty specjalne) film Richarda Fleischera zdaje się znakomicie do tego pasować. Jest to również okazja na to, by prześledzić nieco archaiczny sposób kręcenia filmów, na czele z wychwalanymi niegdyś efektami specjalnymi, które w dzisiejszych, pełnych szaleństwa CGI czasach, są ciekawym urozmaiceniem. Na pochwały zasługuje również aktorstwo, a szczególnie Kirk Douglas, wcielający się w jedną z najważniejszych postaci filmu – Neda Landa.

skrzynia
Ostatnia propozycja jest swojego rodzaju dodatkiem, nie ukrywam, że umieściłem ją z lekkiego sentymentu, bo choć wiele jego elementów mogłoby pasować do całości, to różni się w głównej mierze swoim ogromnym naciskiem na kwestie rozrywkową. Bo jak wiadomo, ciężko jest znaleźć tak adekwatny przykład dzisiejszych blockbusterów, jak cokolwiek z serii „Piratów z Karaibów”. Choć mógłbym podać zasadniczą całą trylogię (no dobrze, póki co tetralogię, ale z litości wolę pomijać to kompletnie bezsensowne kontynuowanie serii), postawię na część drugą „Skrzynię umarlaka”. Kto oglądał, ten znakomicie rozumie mój powód. Chodzi oczywiście o straszliwego Krakena, który z brawurą naciera na Czarną Perłę kapitana Jacka Sparrowa (najsłynniejsza rola Johnny’ego Deppa). Ciekawym byłoby porównanie tej oślizgłej bestii z Moby Dickiem z „W samym sercu morza”. Bo choć oba filmy mają w swoich założeniach zupełnie inny ciężar gatunkowy, oba monstra mają być czymś przerażającym, budzącym grozę. Dodatkowo przy „Piratach…” można się także nieźle bawić, jeżeli ktoś lubi tego typu klimat. Druga część ma tę zaletę, że nie zaczyna jeszcze trącić myszką tak jak trzecia odsłona, a choć nie jest już tak świeża jak „Klątwa Czarnej Perły”, to mimo wszystko w „Skrzyni umarlaka” największy nacisk położono na akcent komediowy, co dla wielu może być zaletą.

Zobacz również: Chris Hemsworth poluje na wieloryba! Nowy zwiastun „W samym sercu morza”!

W_samym_sercu_morza_1140x400b

Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.