Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Artykuł: Nie róbcie nam tego drugi raz! – „Mroczne Widmo”

Autor: Łukasz Kołakowski
14 grudnia 2015

Doczekaliśmy się! „Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy” obejrzymy już w tym tygodniu, dokładnie jak 16 lat temu, po ponad dekadzie czekania na kolejny film najpopularniejszej i najlepszej gwiezdnej sagi. Jeśli jest coś, co przed tym seansem napawa mnie niepokojem, to jest to rok 1999. Wtedy fani czekali równie mocno, machina promocyjna była równie napompowana, choć nie było tego tak mocno widać, głównie z powodu dużo mniej powszechnego w tamtych czasach internetu. Widzowie czekali, czekali i dostali… „Mroczne Widmo”. I wielu poczuło się jak uderzeni w twarz.

jar jar 2

Hipster „Gwiezdnych Wojen”. Tak niektórzy z fanów lubią określać ludzi, którzy twierdzą, że jedyną słuszną trylogią sagi jest ta nakręcona na przełomie lat 70. i 80. XX wieku. Ja raczej się do nich nie zaliczam, bo nowsze filmy umiarkowanie lubię, a „Zemstę Sithów”, poza jednym momentem (wiadomo którym i wiadomo przez kogo spapranym), uważam za świetną. Ale nie lubię „Mrocznego Widma” i dostrzegam przepaść, jaka dzieli ten film od „Imperium Kontratakuje” czy „Powrotu Jedi”. Tuż przed premierą siódmej części powiem tylko, że nie chcę drugiego „Mrocznego Widma”. Już wyjaśniam dlaczego.

Po pierwsze, bohaterowie. Kto nie uwielbiał Hana Solo, nie kibicował Luke’owi Skywalkerowi, nie ślinił się do księżniczki Lei? W „Mrocznym Widmie”, zamiast ikonicznych bohaterów, mamy tylko dwa rodzaje postaci: irytujące i niepotrzebne. Obi-Wan Kenobi i młody Anakin (który na szczęście nie dorósł jeszcze na tyle, aby zostać Haydenem Christensenem) sytuacji nie ratują. Wisienką na torcie jest Jar Jar Binks, który wspomniane wcześniej kategorie bohaterów łączy, będąc irytującym w każdej sekundzie na ekranie, a potrzebnym fabule tylko na samym początku filmu. Potem jest już piątym kołem u wozu. Najśmieszniejsza scena przychodzi, gdy wspomniany już „ulubieniec” fanów zostaje generałem. W założeniu epicka bitwa pomiędzy Gunganami a droidami jest okazją do zaprezentowania 15 minut przewracającego się non stop Jar Jar Binksa. Czy Lucas naprawdę myślał, że po to ludzie idą na „Gwiezdne Wojny”? I kto w ogóle pomyślał, że Jar Jar nadaje się na generała?!

Druga sprawa to czarny charakter. Darth Maul, największy badass w całej galaktyce. Jaka jest jego rola w tym filmie? Na świeżo, po kolejnym już seansie, jestem w stanie opisać ją jednym zdaniem: Fajnie wygląda i efektownie macha mieczem świetlnym. Naprawdę trudno jest powiedzieć coś innego o tej postaci. „Idź, znajdź dwójkę naszych Jedi i się z nimi bij, a z racji fajnie wytatuowanego ciała my sprzedamy dużo figurek z twoją podobizną”. Nie powiem, sam jedną kupiłem, nie oglądając jeszcze filmu.

 

padme

Oryginalna trylogia „Gwiezdnych Wojen” pełna jest ikonicznych scen, które na stałe wryły się w pamięć fanów. Zakończenie „Powrotu Jedi”, bitwa na Hoth, zniszczenie Gwiazdy Śmierci czy pamiętne „No! I’m your father”, wypowiedziane przez wiadomo kogo i wiadomo do kogo, to momenty, do których wzdycha każdy fan. „Mroczne Widmo” w dłuższej perspektywie pamięta się tylko jako „ten film z wyścigiem”. To jedyna naprawdę ciekawa scena, jednak ma też swoje wady. Rywalizacja Anakina Skywalkera z nieuczciwym Sebulbą, choć świetnie nakręcona i emocjonująca, jest jednak pełna klisz i znanych motywów rodem z kina familijnego. Wielki faworyt przeciwko małemu chłopakowi, który ostatecznie zostaje pokonany, mimo ogromnych przeciwności losu. Skąd my to znamy? Wyścig w starszej trylogii byłby tylko dodatkiem, tutaj jest gwoździem programu, który jest najlepszy tylko dlatego, że reszta filmu prezentuje jakość co najwyżej średnią.

Warto też wspomnieć o wątku politycznym, który stanowi trzon fabuły chronologicznie pierwszej części „Star Wars”. We wcześniejszych filmach międzygalaktyczne polityczne rozgrywki były tłem, drugim planem dla fantastycznych, uniwersalnych opowieści o przyjaźni i walce dobra ze złem. Tutaj polityka wydaję się najważniejsza. Jakieś blokady handlowe, senatorowie, intrygi, które myślę że wielu fanów, tak jak i niżej podpisanego średnio interesują w obliczu historii o początkach Anakina Skywalkera. Oczywiście, jak przystało na kino familijne, mrok i tajemniczość poprzednich części również zniknęły.

To tylko kilka wad, które pokazują, jak słaby film wcisnął nam George Lucas pod szyldem znanej i kochanej na całym świecie marki. Można by jeszcze wspomnieć o Padmé, która wygląda w swoich kosmicznych kostiumach cudacznie i to niezależnie, czy występuje w nich akurat Natalie Portman, czy Keira Knightley. Gdyby ten film nie nazywał się „Gwiezdne Wojny”, a jego głównymi bohaterami nie byliby Obi-Wan Kenobi i Anakin Skywalker, zapewne przepadłby bez pamięci po jakimś miesiącu od premiery i rzadko kto skupiałby się na nim w swoich tekstach. Tytuł tego artykułu jest więc moją prywatną prośbą do J.J. Abramsa i reszty twórców. „Przebudzenie Mocy” już od jakiegoś czasu jest gotowe i spokojnie czeka, aż zapłaczą nad nim widzowie z całego świata (z radości albo ze smutku), prośbę tę chciałbym więc zamienić na wyrażenie zaufania do twórcy, który dał mi wiele pięknych chwil z serialem „Zagubieni”. Tak więc: J.J. Abramsie, mam nadzieję, że nie zrobiłeś nam drugiego „Mrocznego Widma”.

 

STAR-WARS-FORCE-AWAKENS-9-1940x1356

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.