Fot. Kinguin
Od małego byłem wielkim fanem przygodówek, a Jack Orlando ze swoim dojrzalszym tonem, stanowił trochę taki zakazany owoc dla dzieciaka w moim wieku. Do dziś wspominam te kultowe dialogi i wspaniały klimat noir. Rozszerzona wersja to był dopiero hardkor – dopiero po długich latach dowiedziałem się, że w grę można było zwyczajnie przegrać, jeśli nie zdobyło się jednego przedmiotu w odpowiednim momencie. Najbardziej będę jednak wspominał ten dialog, który Jack odbywa z prostytutką:
– Typowy samiec. Żona kładzie dzieci spać, a on idzie na balety
– Cielęcinko, ubierz sobie lepiej ciepłe spodnie, bo wątrobę zaziębisz
Grając w Wiedźmina 3, muszę przyznać, że najbardziej zaangażowało mnie nie polowanie na potwory czy sama fabuła, a zbieranie kart właśnie. Tym bardziej ucieszyłem się, gdy CD Projekt RED zapowiedziało oddzielną grę poświęconą tej karciance. Choć zasady się nieco zmieniły względem oryginału, to w niczym nie przeszkadza – świetna, emocjonująca gra.
Dead Island było wielkim zawodem, a przynajmniej dla mnie. Bardzo monotonna gra z żywymi trupami w żaden sposób nie angażowała gracza na więcej i na dłużej. Ekipa z Techlandu wzięła to co im wyszło w Wyspie Trupów i przeniosła do Dying Light, dodając kilka zajebistych elementów. Poskutkowało to o wiele, wiele lepszą grą, do której często wracam i na której sequel czekam z niecierpliwością.
Fot. materiały promocyjne
Produkcje z krwiożerczymi zombiakami zawsze świetnie się sprzedają. Do dziś pamiętam jakie poruszenie wywołał na świecie bardzo emocjonalny zwiastun Dead Island. Sam także strasznie się po nim nakręciłem na tą grę. I na szczęści się nie rozczarowałem. Zaoferowała mi ona coś więcej niż tylko bezmyślne siekanie truposzy (choć akurat tego w niej nie brakuje). Gra opowiadała naprawdę ciekawą historię, która wciągnęła mnie bez reszty. Produkcja Techlandu do tego stopnia przypadła mi do gustu, że kończyłem ją kilkukrotnie. Oczywiście największą radość dawała zabawa ze znajomymi, z którymi wspólnie mogliśmy mordować całe hordy nieumarłych.
Większość graczy mówiąc o This War of Mine podkreśla jej psychologiczny wymiar. Zaznaczają to, jak gra oddaje koszmar wojny oraz ciężar trudnych wyborów i decyzji moralnych. Ja jakoś tego aż tak bardzo nie odczułem – widać jestem wypranym z uczuć draniem 😉 Jednak po tytuł ten zawsze z ochotą sięgałem, gdyż bardzo podobał mi się aspekt ekonomiczny i strategiczny tego tytułu. Decyzje co wybudować, co wytwarzać (i z czego), jak ulokować siłę roboczą i jakie podjąć ryzyko podobały mi się najbardziej. Dlatego ja traktuję produkcję 11 bit studios jako osadzony w realiach wojny ekonomiczno-strategiczny symulator życia. Bardzo udany symulator, po który chętnie sięgam w chwilach nudy.
Tego tytułu na mojej liście nie mogło zabraknąć. Z charyzmatycznym Geraltem spędziłem wiele godzin, które upływały nam obu na walce z potworakami i bugami. Bo jak bardzo lubię tę grę za wspaniałą i długą opowieść, pełną humoru i wyrazistych postaci, tak samo denerwują mnie błędy w grze, które robią olbrzymią rysę na ogólnej ocenie tego tytułu i to o wiele większą niż ta, która zdobi twarz wiedźmaka z Rivii. Jednak mimo frustrującego faktu, iż nadal nie mogę ukończyć kilku misji (a mój potwór ze Skellige wciąż żyje) to uwielbiam Dziki Gon. Spędziłem przy nim mnóstwo czasu, świetnie się bawiąc. A wspomnienie rozmów ze skalnym trollem ciągle wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
Fot. HRK Game
Ciężko było mi wyszczególnić konkretną odsłonę serii Wiedźmin od CD Projekt RED jako tą najlepszą, czy też ulubioną. Wielu graczy poprzez Dziki Gon zupełnie zapomniało o poprzednich odsłonach popularnego Wieśka, a prawdę mówiąc cała trylogia stanowi swego rodzaju jedność. Kolejne części stanowiły wynikowe poprzednich, a cały przebieg historii serii uwydatnia piękną ewolucję jaką przeszedł Geralt. Zarówno jeżeli chodzi o gameplay, jak i przedstawienie fabuły i samego bohatera. Całość twórczości jaką dokonali Redzi w uniwersum Sapkowskiego stanowi ogromny, jeden z największych kroków milowych jeżeli chodzi o polską twórczość na rynku gier komputerowych. Seria ta raczej nigdy nie umrze i to nie jedynie w Polsce, ale raczej na całym świecie.
Gierka ta zupełnie mnie oczarowała. Oczywiście mowa tu o pierwszej części serii, która trochę potem niestety pobłądziła. W Call of Juarez zagrywałem się bardzo długi okres czasu i jakże wielkie ogarnęło mnie zdumienie, gdy dowiedziałem się, że jest to gra polskiej produkcji. Nie sądziłem wtedy jeszcze, że nasi rodacy potrafią wypuścić tak dynamiczny i klimatyczny western, a przy tym naprawdę świetnego FPSa z kilkoma ciekawymi zabiegami, ot choćby nawet przycelowanie w slow motion (coś jak ult McCree, info dla młodszego pokolenia). Szkoda tylko, że seria bardzo szybko umarła i nie podążyła taką drogą rozwoju jak Wiedźmin.
Chyba nie ma polskiego domu, w którym choćby raz nie zagościli na PC Polanie II. Strategia za moich czasów dzieciństwa królowała pod każdą strzechą i w każdej szkolnej świetlicy, która oczywiście korzystała z cudu technologii jakim był w tym czasie komputer. Gra sama w sobie jest dość prosta w założeniach, ciekawie zaprojektowana i bardzo przyjemnie, jeżeli chodzi o aspekty wizualne, wykonana. Czego zatem chcieć więcej? Polan III!
Fot. screen z gry SuperHot
Genialny dodatek do świetnej gry. Wszyscy gracze, którzy zachwycili się trzecią odsłoną przygód Geralta bardzo czekali na premierę pierwszego rozszerzenia podstawowej historii. To jaki produkt dostarczyli deweloperzy ze studia CD Projekt RED przebiło wszelkie oczekiwania najbardziej rozochoconych fanów. Przez wiele osób Serca z Kamienia uważane są za dzieło o wiele lepsze od Dzikiego Gonu z uwagi na fakt, że podaje on bardziej skondensowaną fabułę w której akcja trzyma wysoki poziom już od samego początku, a tempo rozgrywki nie zwalnia aż po sam koniec historii. Na ogromny sukces dodatku wpłynął także niewątpliwie fakt inspirowania się największymi narodowymi legendami jak np. Legenda o Janie Twardowskim. Polski deweloper pokazał jak się dodatki powinno tworzyć, przykładając do nich nie mniejszą uwagę niż do pełnoprawnych produkcji i za to należą się im ogromne brawa.
Jest to prosta strzelanka typu FPP, w której kluczową rolę odgrywa czas, który płynie jedynie w momencie w którym porusza się gracz. Gra tak naprawdę mogła by nigdy się nie ukazać w obecnej formie, gdyby nie duże zainteresowanie graczy tą produkcją po konkursie 7DFPS w 2013 roku. Tytuł na pierwszy rzut oka wydaje się banalnie prosty, bo pokonywanie przeciwników nie stanowi większych problemów. Cała zabawa polega na tym, aby w jak najszybszy i najbardziej efektywny sposób tego dokonać. W serwisie Youtube.com można znaleźć setki materiałów wideo, na których gracze pokazują swoje świetne umiejętności w SUPERHOT. Podoba mi się w niej prosty mechanizm „ease to play, hard to master”. Zacząć w nią grać może każdy, lecz tylko nie liczni dojdą do takiego poziomu perfekcji w graniu, że plansze będą przechodzić w kilka sekund.
Niczym nie skrępowana sieczka, w której surrealistyczne metody eksterminacji wrogów są na porządku dziennym. Lubię takie produkcję, w których realizm odkładany jest na całkowicie boczny tor, a twórcy skupiają się na tym aby dostarczyć grającym czystą rozrywkę. Shadow Warrior 2 przywodzi mi na myśl staroszkolne strzelanki 3D, w których dostawaliśmy broń i naszym jedynym zadaniem było pokonywanie kolejnych wrogów. Takie produkcje na rynku także są potrzebne, a polska gra jest obecnie jedną z najlepszych produkcji do odpalenia po ciężkim dniu w pracy czy na uczelni i zwykłym zrelaksowaniu się wymachując cyfrową kataną.
Ilustracja wprowadzenia: Reddit