Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

#Venezia74 - dzień 4: Suburbicon i Foxtrot

Autor: Radek Folta
2 września 2017

W Wenecji temperatura rośnie o kilka dobrych stopni, jeżeli tylko pojawiają się tu gwiazdy wielkiego formatu. Oblegane hotele i konferencje prasowe, pokazy wyprzedane do ostatniego miejsca, łącznie z prasowymi, które zazwyczaj nie wypełniają sal do końca. Tak było właśnie dziś, kiedy na Lido zagościł George Clooney z obsadą do swojego najnowszego filmu. Suburbicon gwarantuje wielkie zainteresowanie, ale reakcje na sam obraz były skrajne.

KONKURS VENEZIA 74

Suburbicon 2

Suburbicon

Jedni stawiają ten tytuł jako kandydata w walce o Oscary, inni wylewają na niego kubeł pomyj. Pierwsze relacje podzieliły dziennikarzy na dwa obozy. Jak to zwykle z takimi reakcjami bywa, prawda leży gdzieś pośrodku.

Clooney opowiada historię rozgrywającą się w Ameryce późnych lat 50., w idyllicznym miasteczku Levittown. Gardner (Matt Damon) i Nancy Lodge (Julianne Moore), razem z młodszym synem Nickim (Noah Jupe) i odwiedzającą ich siostrą Nancy - Margaret (Julianne Moore) wiodą perfekcyjne życie na przedmieściach - do momentu, gdy do sąsiedniego domu wprowadzają się Afroamerykanie. William (Leith M. Burke) i Daisy Myers (Karimah Westbrook) wraz z synem spotkają się z szykanami i rasistowskimi komentarzami - ktoś nawet podpali samochód, a przed domem zawiśnie flaga Południa. Choć niektórzy deklarują swą otwartość, do akceptacji jest naprawdę daleko.

suburbicon 01

Prawdziwym punktem zapalnym będzie jednak brutalne włamanie do domu Lodge'ów, które doprowadzi do fatalnego w skutkach incydentu. Kogo lepiej nie oskarżyć o przemoc w spokojnej do tej pory okolicy, jak nie nowo przybyłych mieszkańców? Przemoc rozpęta się na dobre, a niewinne dotąd twarze mieszkańców pokażą prawdziwe oblicze.

Oparty na prawdziwych wydarzeniach scenariusz autorstwa braci Coen ma wszelkie rysy filmów twórców Fargo czy To nie jest kraj dla starych ludzi. Jest pokazana dosadnie przemoc, okraszona odpowiednią dawką humoru, cyniczne postaci, które próbują wykiwać innych, wprawiając spiralę przemocy w ruch. Gdzieś jednak to wszystko nie układa się w taką idealną mozaikę, jak u Coenów. Sceny z rasistowskim szykanowaniem sąsiadów są zbyt przerysowane, popełnione przestępstwo jest grubymi nićmi szyte i dość szybko rozpada się, stawiając w wątpliwym świetle całą intrygę. Świetne role Julianne Moore, Oscara Issaca i Noah Jupe na pewno poprawiają ogólną ocenę, podobnie jak zdjęcia, kostiumy i wystrój wnętrz. Muzyka często przywodzi na myśl arcydzieła Hitchcocka, ale na tym porównania z mistrzem suspensu się kończą.

Zobacz również : Suburbicon - kolejny zwiastun kryminału Clooney'a z Damonem w roli głównej

Dzięki tematyce film nawiązuje także do bardzo współczesnych wydarzeń, choćby w Charlotsville, sprawiając, że Suburbicon zyskuje na aktualności. Jednak, w kategorii dzieła filmowego, najnowsza produkcja spod ręki Clooneya pozostaje dziełem nie do końca spełnionym.

Ocena: 60/100

KONKURS VENEZIA 74

Foxtrot 1

Foxtrot

Są takie filmy, które podczas oglądania podejrzewamy o to, gdzie nas prowadzą, ale potrafią konkretnie zaskakiwać, jeżeli chodzi o sposób, w jaki to robią. Taki właśnie jest najnowszy film twórcy nagrodzonego Złotym Lwem w Wenecji w 2009 roku Libanu. Aż trudno uwierzyć, że to dopiero druga fabuła Samuela Maoza - widocznie reżyser stawia na jakość, a nie na ilość. I chwała mu za to, bo Foxtrot jest niemalże perfekcyjnym filmem antywojennym i filozoficzną rozprawą o losie kolejnych pokoleń mieszkańców Izraela.

Foxtrot 3

Pierwsze ujęcie z maski samochodu jadącego pustynną drogą zostanie przerwane i powróci dopiero w finale. Następnie wrzuceni jesteśmy do wnętrza mieszkania rodziny Feldmannów. Dzwonek do drzwi, kobieta otwiera drzwi i na widok gości (których jeszcze nie widzimy) mdleje. Obiektyw powoli prowadzi nas do środka, mężczyzna o szpakowatej brodzie wstaje i z przerażeniem patrzy na to, co się dzieje. Gdzieś po drodze kamera na chwilę zatrzymuje się na obrazie z kwadratami, układającymi się w spiralę Fibonacciego. Nic nie jest przypadkowe. Wszędobylskie oko obiektywu kilkukrotnie spojrzy na świat z góry, obserwując zachowania bohaterów spokojnie niczym milczący Bóg. Ale to już tylko interpretacja. Wróćmy do rodziny, którą odwiedzili żołnierze. Przynoszą wiadomość o śmieci ich syna. Widać, że robią to nie po raz pierwszy. Wojskowa maszyna ma odpowiedź na wszystko. Kobieta, matka zmarłego, dostaje zastrzyk na uspokojenie, mężczyzna - Michael (Lior Ashkenazi) ma pić szklankę wody co godzinę - o czym przypomina mu zaprogramowany przez mundurowych alarm. Ale czy jest jakiś sposób na poradzenie sobie z taką traumą? Rozpacz objawia się pod różnymi postaciami. Na ugaszenie bólu nie pomoże nawet wrzątek lany na rękę. Ani wizyta u tracącej zmysły babki żołnierza. Kiedy ze złości i bezsilności obrywa się nawet bogu ducha winnemu psu, do mieszkania wracają mundurowi z szokującą wiadomością.

Foxtrot 6

Nie wypada pisać więcej o fabule filmu, bo jedną z jego zalet - jak wspominałem - jest zaskakiwanie widza. Nie zdradzę za dużo, wyjaśniając tylko, że kolejna sekwencja dzieje się na pustyni, na drodze, po której przechodzi pies z kulawą nogą albo - okazyjnie - wielbłąd. Tam właśnie Jonathan Feldmann, z trzema podobnymi mu młokosami, odbywa swoją służbę wojskową. Pełne absurdalnego i czarnego humoru sceny kolejny raz, niczym w Libanie, pokazują bezsens wojny, siłę przypadku i nieubłagany los wiszący nad bohaterami. W tytule nawiązującym do kodu używanego przez wojskowych, ale też do stylu tańca, reżyser pokazuje błędne koło, w którym tkwią od czasów II wojny światowej Izraelczycy. Krok do przodu, krok w prawo, krok w tył, krok w lewo - i jesteśmy w punkcie wyjścia. Kolejne pokolenia doświadczane są przez konflikty zbrojne, zostawiając blizny nie tylko na ciele, ale i w umysłach walczących.

https://www.youtube.com/watch?v=_s6yGmNWfYI

Foxtrot jest produkcją prawie idealną, poza przyciężkawą sekwencją końcową, gdzie wracamy znowu do mieszkania. Jednak ten bogaty w znaczenia film jak na razie jest najlepszą produkcją pokazaną w weneckim konkursie. Samuel Maoz przyznaje, że do tej pory tylko dwa razy miał na sobie garnitur. Pierwszy raz podczas swojej bar micwy, drugi raz w 2009 roku w Wenecji. Jest szansa, że ubierze go w tym roku po raz trzeci.

Ocena: 90/100

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.