Nieprzypadkowo tytuł recenzji odwołuje się do dzieła Federico Felliniego z 1960 roku. W Słodkim życiu włoski mistrz skupił się na oddaniu blasków i cieni życia towarzyskiego mieszkańców Wiecznego Miasta. Hedonistyczna odyseja w jego czarno-białym ujęciu zapisała się na stałe w historii kina. A kultowa scena kąpieli Anity Ekberg w Fontannie di Trevi utrwaliła się w świadomości wielu widzów oraz zapewniła aktorce kinową nieśmiertelność. W filmie Najlepsze lata właśnie ten fragment jest cytowany bezpośrednio, gdy dwójka bohaterów, spotykając się po latach, wbiega do tej samej fontanny w tęsknocie za utraconą młodością.
fot: materiały prasowe/Aurora Films
Większość akcji rozgrywa się w Rzymie, gdzie obserwujemy grupę przyjaciół mierzących się z upływem czasu, sukcesami i porażkami zawodowymi, relacjami miłosnymi i poszukiwaniem szczęścia. Zaczynamy na początku lat 80-tych, gdy są jeszcze w wieku nastoletnim, wciąż beztroscy, z głowami pełnymi marzeń i młodzieńczych ideałów. Lata mijają, zmieniają się nie tylko oni, ale również cały kraj przygotowujący się do wejścia w nowy wiek. W ostatnich scenach czas zatoczy koło, a w dorosłość będą wchodzić nastoletnie dzieci bohaterów. A im pozostanie spojrzenie w wybuchające na niebie sylwestrowe fajerwerki oraz wypowiedzenie magicznych słów: „Kiedyś to było”.
Najlepsze lata trwają niewiele ponad dwie godziny, a można odnieść wrażenie, że reżyser chce zmieścić w tym metrażu cały sezon serialu. Akcja pędzi jak szalona, więc jeśli zdecydujecie się na krótką wizytę w toalecie w trakcie seansu, możecie stracić kilka lat z życia bohaterów. Giulio, Paolo i Riccardo różnią się zarówno charakterami, jak i obranymi później ścieżkami kariery. Chyba nikogo nie zdziwi, że najlepiej zarobi ten, który zatraci swoje ideały i będzie adwokatem nieuczciwych polityków. Za to nauczyciel z misją przez wiele lat będzie czekał na upragniony etat, a dziennikarz będzie musiał zadowolić się miniaturowymi stawkami za tworzone w pocie czoła teksty. Czyli całkiem podobnie jak w naszym pięknym kraju nad Wisłą.
fot: materiały prasowe/Aurora Films
W czasach, kiedy światowe kino oferuje coraz więcej ciekawych bohaterek kobiecych, film Muccino zmierza raczej w stronę krzywdzących stereotypów. Spojrzenie na mężczyzn pełne jest empatii pomimo tego, że mają swoje za uszami. Natomiast kobiety zdradzają, ranią, obwiniają i finalnie są zepchnięte do ról matek wyzbywających się świadomie własnych zainteresowań. Ta męska optyka scenarzystów szczególnie widoczna jest przy portretowaniu zachowań dwójki nastolatków zmuszonych do rozstania. On zamknie się w romantycznej wizji tej jedynej ukochanej, a ona będzie wikłać się w przypadkowe znajomości i przelotne kontakty seksualne. Nie da się ukryć, że całość zmierza w stronę telenoweli, gdzie będą rożne konfiguracje relacji miłosnych, a po latach można wybaczyć najbliższym nawet ich najgorsze uczynki. Oprócz tego trzeba być przygotowanym na zbiegi okoliczności – w takich filmach przypadkowe wpadanie bohaterów na siebie jest na porządku dziennym.
Czy Gabriele Muccino jest reżyserem bawiącym się w subtelności? Zdecydowanie nie – jeśli oglądaliście nakręcone przez niego w USA Siedem dusz lub W pogoni za szczęściem, to dobrze o tym wiecie. Gdy coś ma być, niezależnie czy to śmiech, wzruszenia czy współczucie, to jest na całego. Półśrodki nie są stosowane również przy tym, jak film wygląda. Dlatego bohaterowie Najlepszych lat przełamują czwartą ścianą, mówiąc w wielu scenach prosto do kamery w zupełnie losowych momentach. Kamera jest w ciągłym ruchu, śledząc grupę przyjaciół w różnych momentach życia. Natomiast na soundtrack składa się wiele hitów muzycznych charakterystycznych dla danej epoki, a scenografia odtwarza transformujące się Włochy.
fot: materiały prasowe/Aurora Films
Być może Najlepsze lata będzie można kiedyś zobaczyć w kinach, bo w trakcie przeglądu Aurora Films wyświetlany był przedpremierowo online. Po ponad dwóch godzinach spędzonych z bohaterami możemy się tylko zastanawiać, po co to właściwie było. Nie ma w tym miejsca na chwilę przestoju, moment na zastanowienie. Humor, krzyki, wymachiwanie rękami zmniejszają siłę scen dramatycznych, przez co wszystko staje się zbyt obojętne. W pewnym momencie doświadczeni już bohaterowie spotkają się po latach i dojdą do konkluzji, że młodzi zawsze będą krytykować starszych, a starsi młodszych. No cóż, „każde pokolenie ma własny czas”.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe/Aurora Films