Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Lupin – szukając prawdy. Recenzja serialu Netflixa

Autor: Marta Rajca
11 stycznia 2021

Lupin -  francuska produkcja Netflixa to kolejny dowód na to, że europejskie produkcje giganta zdecydowanie powinny powstawać częściej. Serial inspirowany przygodami Arsène Lupin stworzonego przez Maurice’a Leblanca w żadnym z rozdziałów nie zwalnia tempa. Zaskakuje i wciąga, a z każdym kolejnym odcinkiem chce się więcej.

Lupin opowiada historię Assana Diopa (Omar Sy), syna emigranta z Senegalu, który wychował się we Francji. Kiedy Assane był jeszcze chłopcem jego ojca oskarżono o kradzież drogocennego naszyjnika i skazano, ten nie potrafiąc sobie z tym poradzić, odebrał sobie życie. Przed śmiercią zostawił jednak chłopcu książkę opowiadającą o przygodach Arsène Lupin – złodzieja dżentelmena. Główny bohater przez wiele lat nie rozstaje się z książką. Staje się ona dla niego kompasem w życiu.
Lupin, Omar Sy
fot. Netflix
Bardzo szybko dowiadujemy się czym w życiu zajmuje się Assane, choć nie ze szczegółami. Obserwujemy jak przygotowuje się do kradzieży drogiej biżuterii z Luwru. Wydaje się, że skok zaplanował on tylko po to, by spłacić swoje długi zaciągnięte u pomniejszych paryskich gangsterów. Wkrótce orientujemy się jednak, że nic nie jest do końca tym, czym się wydaje.

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 2. sezon Dickinson

Omar Sy znany z filmów takich jak Nietykalni czy Jutro będziemy szczęśliwi znakomicie odnajduje się w roli współczesnego Lupin. Złodziej, który potrafi uciec z każdej zasadzki i wyprowadzić w pole każdego, tak w skrócie możnaby opisać głównego bohatera. Sy dodaje mu jednak mnóstwo charyzmy i sporo poczucia humoru. Aktor wciela się w postać naturalnie, niemal bezbłędnie. Niemniej muszę przyznać, że nie jest to absolutnie nowe spojrzenie na sposób gry aktora. Pewne elementy mogliśmy już oglądać w poprzednich produkcjach z jego udziałem. Nie uważam jednak, żeby było to tak złe, zwłaszcza, że dobrze wpisuje się w klimat serialu.
Lupin
fot. Netflix
Choć Lupin może wydawać się dziełem jednego aktora, Sy zdecydowanie zdominował całość, to jednak pojawia się kilka postaci drugoplanowych, o których warto wspomnieć. Hubert Pellegrini (Hervé Pierre), główny czarny charakter to porywczy, głośny i nerwowy milioner. Muszę przyznać, że Pierre poradził sobie w tej roli całkiem nieźle, choć ja cały czas widziałam w nim naszego Zbigniewa Zamachowskiego, co do pewnego stopnia utrudnia mi ocenę jego starań. Ludvine Sagnier wcieliła się w Claire, wielką miłość głównego bohatera i matkę jego dziecka. Aktorka znana m.in. z roli Esther w Młodym Papieżu portretuje silną kobietę, która nadal przyjaźni się z byłym partnerem. We współczesnej kinematografii to raczej nieczęsty motyw, a więc i jego zagranie musi być trudniejsze. Sagnier udaje się to zrobić w miarę realistycznie. Radzi sobie z długimi zbliżeniami, jej oczy wyrażają szereg uczuć. Niemniej nie pozostaje ona na ekranie nigdy zbyt długo. Trudno więc zrozumieć jej myśli i motywacje. Z przyjemnością zagłębiłabym się nieco bardziej w jej historię i odkryła, co nią tak naprawdę kieruje. Lupin można pochwalić również za piękne zdjęcia Paryża, ale również sporo dynamicznych ujęć nadających tempa akcji. Ucieczki Assane’a czy pościgi samochodowe nie sprawiają wrażenia tanio zrobionych czy niedokończonych, są przekonujące i wciągające. W produkcjach seriali nie zawsze się udaje. Kolejnym mocnym punktem są kostiumy, którymi zajął się Olivier Bériot. Choć nie jest to oczywiste, to funkcjonalność kostiumów to bardzo istotna część całej fabuły. Te przygotowane dla Assane’a muszą spełniać wiele funkcji, co często widzimy na ekranie. Bériot spisał się tu na medal.
Lupin, Omar Sy
fot. Netflix
Za reżyserię odpowiadają Louis Leterrier (pierwsze trzy rozdziały) i Marcela Said (rozdział 4. i 5.). Przyznaję, że zawsze mam pewne obawy kiedy reżyseria dzielona jest na odcinki w serialach tego typu. Przeważnie obawiam się braku ciągłości i pewnego rodzaju spójności między kolejnymi częściami. Tutaj jednak nie zauważyłam nawet zmiany reżysera dopóki nie przeczytałam napisów końcowych. Twórcy stworzyli naprawdę pełną opowieść. Łatwo można zauważyć, że współpraca, a przynajmniej jej efekty są jednolite.

Zobacz również: QUIZ: Bridgertonowie – jak dobrze znasz produkcję Netflixa?

Lupin w pierwszej części składa się z pięciu rozdziałów. Szalenie podoba mi się ten zabieg będący swego rodzaju odniesieniem do książek o złodzieju. Każdy z rozdziałów opowiada kolejną historię, przedstawia kolejny sposób, w który współczesny Lupin oszukuje wszystkich. Struktura książki pozwala twórcom utrzymać się w ramach każdej przygody mimo wszystko łączą je ze sobą. Podział na części może również znaczyć, że 5 odcinków, które możemy już oglądać to tylko połowa pierwszego sezonu i możemy spodziewać się drugiej części jeszcze w tym roku. Data natomiast nie została jeszcze podana.
Lupin
fot. Netflix
Lupin to kolejny przykład dobrze zrobionego gatunkowego serialu. Produkcje przygodowe połączone z komedią udowodniły już wielokrotnie, że ich potencjał nie maleje. Wystarczy tylko spojrzeć na popularność filmów o Sherlocku Holmsie, Herkulesie Poirot czy nawet Na noże z 2019 roku. Myślę, że i Lupin znajdzie swoich odbiorców wśród fanów takich produkcji. Natomiast nawet jeśli nie jesteście fanami takich produkcji to warto poświęcić chwilę, żeby obejrzeć serial. Nie zmieni ona waszego życia. Zapewni natomiast wciągającą rozrywkę, która pozwoli oderwać się na chwilę od szarej rzeczywistości za oknem. Dla tych tęskniących już za podróżami przybliży również atmosferę paryskich uliczek. Tak więc szukajcie prawdy razem z Assanem, a może te poszukiwania pozwolą wam nabrać nieco dystansu, by dotrzeć do waszych własnych prawd. Każdy przecież ma swoją własną prawdę, nawet jeśli nikt inny w nią nie wierzy.
Ilustracja wprowadzenia: Netflix

Wielbicielka skomplikowanych filmów, koreańskich seriali i mocnej kawy.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.