Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Supergirl - recenzja 6. sezonu serialu. Nareszcie koniec

Autor: Aneta Olejniczak
27 listopada 2021

Supergirl zadebiutowała na małym ekranie w 2015 roku i po sześciu długich latach dobiegła do końcowej linii mety. Tym samym dołączyła do dwóch innych zakończonych seriali Arrowverse - Arrow oraz Black Lightning. Niegdyś bogata w superbohaterów oferta The Cw zaczęła się znacząco kurczyć i nie pozostaje nic innego, jak się z tego cieszyć. Zatem żegnaj Supergirl, lepiej późno niż później!

Na samym początku warto przypomnieć, że swoim debiutem w 2015 roku Supergirl zrobiła dość dobre wrażenie. Pierwszy sezon przygód Kary Zor-El był zarazem najlepszym sezonem serialu. Można było liczyć, że finałowy wróci trochę do swoich korzeni i pozwoli powspominać stare dobre czasy. Twórcy mieli jednak inne plany - zanudzić widzów jednym i tym samym schematem przez wszystkie 20 odcinków. Ale po kolei.

Zobacz również: Arcane – recenzja serialu. Chipsy, cola, gramy w LoLa

Serial opowiada o Karze Zor-El, kuzynce Supermana, która została wysłana na Ziemię, by zaopiekować się swoim młodszym kuzynem. Jednak w trakcie podróży jej kapsuła zboczyła z drogi i zanim dotarła na właściwą planetę, Kal-El (czy jak kto woli Clark Kent) zdążył już dorosnąć i stać się superbohaterem. Kara po osiągnięciu dorosłości poszła w ślady swojego kuzyna i została bohaterką w National City. Po pokonaniu Lewiatana, twórcy ponownie wrzucają widzów w konflikt pomiędzy Lexem Luthorem, a drużyną Dziewczyny ze stali. https://www.youtube.com/watch?v=PdI5jyNXqPY Sezon zaczyna się starą śpiewką. Niewiele się przez te 6 lat zmieniło. Bohaterka nadal jest reporterką w Catco, ale przetrwała kilka kryzysów. Zdecydowanie do większej ilości jej przyjaciół dotarło, że jedyną rzeczą różniącą Karę i Supergirl są okulary. Finałowy sezon na powitanie wprowadza trochę dramaturgii, bo przez Lexa Luthora, Kara trafia do Widmowej Strefy. Zdecydowanie rzadziej widzimy ją na ekranie, a pałeczkę bohaterów przejmują jej przyjaciele. I jest to chyba najbardziej nużące rozpoczęcie sezonu, na jakie twórcy mogli wpaść. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu zabiegowi już na samym starcie wiadomo, czego oczekiwać, a raczej nie oczekiwać. Po prawie rocznej przerwie pomiędzy 5., a finałowym sezonem można się było łudzić, że scenariusz zyska na jakości. W końcu był to kawał czasu, żeby serial dopracować i godnie zakończyć, a tymczasem jest to do bólu powtarzalny, nudny i okropnie schematyczny sezon.
Supergirl
kadr z serialu Supergirl
Każdy odcinek 6. sezonu wygląda tak samo. Pojawia się problem, a następnie nieudana próba rozwiązania go przez zespół. Jeden, bądź dwóch bohaterów, przechodzi przez to załamanie, ale na szczęście reszta jest gotowa wesprzeć i podsunąć rękaw do wypłakania. Po dramatycznych scenach nadchodzi pocieszanie i poprawa nastroju, a do głów bohaterów wpadają nowe pomysły na rozwiązanie problemu odcinka. Na koniec wielka niespodzianka, wszystko udaje się rozwiązać. Do zobaczenia za tydzień!

Zobacz również: The Morning Show – recenzja 2. sezonu najgłośniejszego serialu Apple TV+

Do tego dochodzi niski budżet, który widać, słychać i czuć niemal w każdej scenie. O efektach specjalnych chyba nawet nie warto wspominać, wystarczy popatrzeć na Widma atakujące National City w pierwszych odcinkach. Fabularnie jest masa niedociągnięć. Wiele wątków poprowadzono trochę po macoszemu, bez jakichś głębszych i potrzebnych rozwinięć. Zupełnie, jakby twórcy oczekiwali, że wszystkiego, co niedopowiedziane widz ma się po prostu domyślić. Cały sezon jest monotonny, po brzegi wypełniony ckliwymi rozmowami i pseudo naukową paplaniną, której i tak nikt nie rozumie. Wszystko jest ciągnięte na siłę. Bohaterowie znikają z niewiadomych powodów i nagle pojawiają się ponownie. Jedne wątki, jak na przykład romantyczną relację Kary i Williama zamknięto dosłownie jednym zdaniem. Inne wprowadzono na ostatnią chwilę, bez ładu i składu - pojawienie się ojca Kary, czy niewiarygodnie naciągane magiczne zdolności Leny Luthor.
Suoergirl
kadr z serialu Supergirl
Ten sezon ma jednak jakieś plusy. Największym jest to, że jest ostatni. Dodatkowo Melisa Benoist wciąż dobrze wypada w swojej roli, podobnie jak Jesse Rath, którego Brainy wprowadza nieco rozrywki do tej totalnej nudy. Co prawda zazwyczaj jest to drętwy, a czasem i żenujący humor, ale jednak humor. Plusem zdecydowanie można także nazwać Petę Sergeant w roli Nyxly, która może i nie jest antagonistą na miarę finału, ale to miła odmiana od niekończącego się wątku Lexa Luthora. Z ogromnej papki schematycznej fabuły wyróżniają się trzy odcinki. Bal licealny, jego kontynuacja I znowu bal, ponieważ są minimalnie ciekawsze od pozostałych. Warto też wspomnieć Ty też możesz coś przeoczyć, głównie za poruszenie tematyki rasizmu i podziałów rasowych, chociaż w okropnie niezręczny sposób.

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 1. sezon serialu Hawkeye

Reszta odcinków Supergirl pozostawia wiele do życzenia. Podobnie jak sam finał, którego nie ratują powroty dawno niewidzianych sojuszników Dziewczyny ze stali. Zakończenie się nie klei, rozczarowuje, a skala żenady jest na najwyższym poziomie. Pozostaje naprawdę cieszyć się z końca serialu. The Cw i ich scenarzyści powinni dać już sobie spokój z superbohaterami i pozwolić innym, lepszym twórcom zająć się tematyką DC Comics.
Ilustracja wprowadzenia: materiały promocyjne

Fanka Batmana, fantastyki, horroru i dobrych kryminałów.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.