W tym roku selekcjonerom festiwalu przyświecała chyba myśl, że im dłuższy film, tym bardziej nadaje się do konkursu głównego. Tym samym mamy dziesięć ponad dwugodzinnych kolubryn walczących o Złotą Palmę. Na razie jednak wszyscy twórcy udowodnili, że warto poświęcić ich filmom więcej niż sto dwadzieścia minut.
KONKURS GŁÓWNY
Toni Erdmann
reż. Maren Ade
Niemiecka reżyserka jest jedną z trzech kobiet, których film prezentowany jest w konkursie. W tym bardzo skromnym i oszczędnym w środkach wyrazu, choć trwającym prawie trzy godziny filmie przyglądamy się relacji ojciec – córka. Winfrid (Peter Simonischek) jest małomiasteczkowym ekscentrykiem, lubującym się w robieniu innym ludziom żartów i wkręcania w dziwne sytuacje. Ines (Sandra Hüller) spędza każdą chwilę w pracy, obecnie będąc konsultantką dla międzynarodowej firmy w Bukareszcie. Trudno wyobrazić sobie dwa różne charaktery – wyluzowany, prawie hipisowski w swoim podejściu do życia ojciec, spędzający czas ze swoim chorym psem, odwiedzający matkę, uczący dzieci gry na pianinie. Córka ma niewiele czasu dla siebie, żyje w ciągłym stresie i napięciu, walcząc o awans w firmie, który oznaczałby wyjazd do Singapuru. Wypad do rodziny (odwiedza rozwiedzioną z ojcem matkę) przeplatany jest ciągłymi telefonami z pracy. Winfrid po śmierci psa postanawia odwiedzić zapracowaną kobietę. Wkracza w jej świat w typowym dla siebie komediowym stylu i nie ma zamiaru tak łatwo odpuścić. Podświadomie wie, że jego córce czegoś w życiu brakuje.
Jedną z cudownych cech filmu Ade jest łatwość, w jaką wchodzimy w świat bohaterów. Niemalże od początku udaje nam się nawiązać sympatię z Winfridem dzięki jego nietuzinkowemu poczuciu humoru (swojej matce mówi że dostał dodatkową pracę w domu starości jako morderca i dostaje 50 euro od łepka: „staruszki nie uciekają”). Współczujemy mu jeszcze bardziej, kiedy bezskutecznie stara się dotrzeć do swojej córki, lodowatej, nieobecnej, zapracowanej. Śledzimy jej stresujący dzień pracy i kiedy tatuś w peruce i sztucznej szczęce wkracza na ekran, jego osobowość i zachowanie wywołują szczere salwy śmiechu. Winfrid tworzy naprędce osobowość Toniego Edrmanna, biznesmena, trenera, ambasadora, rozsadzając od środka kolejne sytuacje swoim żenującym poczuciem humoru.
Był to pierwszy film podczas tegorocznej edycji Cannes, kiedy publiczność żywiołowo reagowała na akcję na ekranie, śmiejąc się i klaszcząc spontanicznie. Nie zdradzając zbytnio fabuły dodam tylko, że burzę oklasków zebrał występ Ines przed przypadkową publicznością, który pobił jakościowo niejeden performance z Eurowizji. Także sekwencja imprezy urodzinowej bohaterki przejdzie zapewne do historii.
Toni Erdmann pozostawia widzów we wspaniałym, choć melancholijnym nastroju. Reżyserka nie czuła na szczęście potrzeby w sięganiu po melodramatyczne zwroty akcji. Fantastyczni grający aktorzy, którzy zdołali przełożyć na język kina prawdziwe uczucia, zrobili to za nią. A muzyka zespołu The Cure, rozbrzmiewająca podczas napisów końcowych, działa jak katharsis, odkorkowując skupiane przez cały czas projekcji emocje.
Ocena MoviesRoom: 90/100
Służąca (Agassi)
reż. Park Chan-Wook
Od otwierających film scen nie mamy wątpliwości, że jesteśmy w świecie Park Chan-Wooka. Wystylizowane ujęcia, każdy odcień czerni widoczny w przesyconych kolorami kadrach, potęgująca nastrój muzyka. Twórca Oldboya przenosi nas do Korei pod okupacją Japonii. Młoda dziewczyna Sookee (Tae-ri Kim) zostaje służącą w domu bogatej japońskiej rodziny. Ma być pomocą pięknej dziedziczki fortuny (Min-hie Kim), która żyje w olbrzymiej posiadłości ze swoim wujkiem (Jin-woong Jo), obsesyjnym zbieraczem książek. Z pozoru niewinna dziewczyna szybko ujawnia swoją prawdziwą twarz: dowiadujemy się, że ta zręczna złodziejka i członkini gangu została zatrudniona specjalnie, by skłonić bogatą pannę do poślubienia pewnego księcia. Ten zaś jest uzurpatorem pracującym ze służącą i interesuje go tylko fortuna kobiety. Ich plan ma doprowadzić dziedziczkę fortuny do załamania nerwowego. Nikt nie przewidział, że gdzieś w tym zręcznie napisanym spisku pojawi się prawdziwe uczucie.
Wizualnie bogaty film, inspirowany japońskim malarstwem oraz europejskim kinem grozy, ma wiele elementów, które znamy z poprzednich tytułów reżysera. Jest zbrodnia, zemsta, spisek, perwersyjna namiętność, szokująca w swych detalach przemoc, nastój osaczenia, mylenie tropów. W podzielonej na trzy rozdziały Służącej reżyser stosuje sprawdzony zabieg prezentowania opowieści z różnych punktów widzenia. Nie jest to może zagranie oryginale, ale wspaniale wpisuje się w książkowy wątek, stanowiący bardzo ważną część opowieści. Powtarzanie kilku scen nie jest pustym ćwiczeniem stylistycznym (za każdy razem kamera jest w innym miejscu), ale daje nam dogłębny wgląd w oglądane sytuacje. Nagość i kilka nasyconych erotyzmem scen ma moim zdaniem bardzo ważne znaczenie w filmie. Dochodzi bowiem tylko do zbliżeń kobiet, traktowanych jak przedmioty i narzędzia przez mężczyzn. Seks staje się dla nich sposobem upełnomocnienia swojej pozycji w patriarchalnym społeczeństwie, jest niemalże krzyczącą manifestacją feminizmu. Ostatnia scena, świadomie przestylizowana, jest świadomą kpiną z lubującej wojeryzm publiczności kinowej.
Ocena MoviesRoom: 85/100
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".