Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

3000 metrów nad ziemią - recenzja filmu. Średnie loty Mela Gibsona

Autor: Adam Kudyba
1 lutego 2025
3000 metrów nad ziemią - recenzja filmu. Średnie loty Mela Gibsona

W 2016 roku byłem jeszcze ( o ile mnie pamięć nie zawodzi) w gimnazjum, o kinie wiedzę czerpałem głównie z maratonów horrorów albo filmów Marvela, Leo DiCaprio dostał pierwszego Oscara, a Donald Trump został po raz pierwszy wybrany na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. W tym samym roku Mel Gibson (obecnie ochrzczony jako jeden ze specjalnych wysłanników nowego-starego prezydenta ds. Hollywood) uraczył świat swoim ostatnim filmem, Przełęczą ocalonych. Dziś wraca z tytułem, który zaskakująco mocno do niego nie pasuje. Ale może to i lepiej? 

Dość szybko dowiadujemy się, co jest pięć - agentka Madelyne Harris (Michelle Dockerty) już w pierwszych minutach filmu aresztuje Winstona (Topher Grace). Przerażony mężczyzna jest zbiegłym księgowym mafioza Morettiego i nie charakteryzuje się wielkimi pokładami lojalności, więc za cenę bezpieczeństwa swojego i matki od razu idzie na współpracę. Dowódcą sekcji transportowej całej operacji - czytaj: pilotem niewielkiego samolotu - jest Daryl Booth (Mark Wahlberg), który na pierwszy rzut oka zdaje się być zwykłym teksańskim gadułą służącym idei "klient nasz pan". Jak nietrudno się domyślić, podniebna wycieczka wkrótce przerodzi się w walkę z czasem.

Dlaczego stwierdziłem, że 3000 metrów nad ziemią niespecjalnie kojarzy mi się z dotychczasowym reżyserskim dorobkiem Gibsona? Większość tytułów wywodzących się spod jego ręki to filmy mniej lub bardziej natchnione, pełne patosu i tematycznie bliskich moralnym kwestiom. Nie jest twórcą, z którym sympatyzuję jakoś szczególnie, ale myślę, że zdołał sobie skutecznie wykształcić wizerunek twórcy zawziętego i umiejącego wcielić w życie swoją wizję. Nakręcenie przez niego dość kameralnego metrażem i przestrzenią thrillera siłą rzeczy zwróciło moją uwagę. 

Jak na generalne zapędy Gibsona ku potędze, to jego film bardzo marnuje potencjał lokacji, w której osadza akcje. W wielu momentach aż prosi się o ciekawsze, bardziej emocjonujące czy wręcz klaustrofobiczne ukazanie przestrzeni samolotu jako stalowej pułapki pośrodku niczego. Wewnątrz jest dość średnio, ale i na zewnątrz dało się wycisnąć coś więcej. W jednej scenie samolot spada jakoś sporo za długo, w innej mamy jeden z nielicznych momentów, który wygląda i robi wrażenie. Tu aż prosi się o rozmach, który nigdy nie nadchodzi. Ten film jest kinem jakościowego środka - widać w nim zalążki czegoś fajnego, reżyser zdaje się mieć na to ambicje, ale ostateczna realizacja za często zawodzi.  

Na całe szczęście Mel Gibson nadrabia wizualno-klimatyczne niedociągnięcia dzięki intrydze i znajdującym się w jej centrum postaciom. Nie jest to może pierwszorzędnie wykonana scenopisarska robota, ale wystarczy na półtorej godziny. Część zwrotów akcji wypada porządnie, odkrywanie kolejnych fabularnych kart co do tożsamości, przeszłości czy bieżących losów bohaterów potrafi przyciągnąć uwagę. Zwłaszcza w przypadku ustawionej na tryb Jokera postaci granej przez Wahlberga mamy tutaj do czynienia z średnio subtelnym, ale skutecznym, wzbudzającym większe napięcie wśród reszty bohaterów mąceniem i przysłowiowym "wchodzeniem na psychę". Film całkiem zgrabnie rozgrywa też postać głównej bohaterki, dzięki czemu da się wraz z nią współodczuwać stawkę tego, co się dzieje. Pół żartem, pół serio - finalny wydźwięk mógłby wkurzyć zagorzałych przeciwników “woke”, bowiem mamy intrygujący zestaw: kobietę jako główną bohaterkę, złolem jest rubaszny i obrzydliwy Teksańczyk po czterdziestce, a jakby tego było mało, bohaterom pomaga kontroler lotu imieniem Hassan. Ameryka tego nie wytrzyma…

Nie będzie raczej wielkim zaskoczeniem (a może jednak?) że to właśnie Mark Wahlberg jest najmocniejszym punktem tego filmu. To, że spośród całej trójki właśnie on jest tym złym, nie jest żadnym szczególnie ukrywanym sekretem - to nasuwająca się praktycznie od razu oczywistość. Ten brak suspensu jest jednak zaskakująco dobrze przykrywany przez nieskończoną aktorską szarżę Wahlberga, będącego naraz teksańskim redneckiem, wygadanym psychopatą i prawdopodobnym gwałcicielem. Dockerty radzi sobie poprawnie jako coraz bardziej rozedrgana agentka z przeszłością, a Topher Grace z różnymi efektami odpowiada głównie za aspekt komediowy tego filmu (choć lepiej wypadł w bardziej dramatycznych momentach). 

3000 metrów nad ziemią to średnio udany powrót Mela Gibsona na duży ekran. Udało mu się jako jednemu z nielicznych wycisnąć z Marka Wahlberga ponadprzeciętne aktorstwo, opowiadana przez jego film historia potrafi przyciągnąć uwagę, ale trochę szkoda tak koncertowo zmarnowanego potencjału na pozostałych frontach.

Inne recenzje filmowe na Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Adam Kudyba

Dziennikarz

Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

55/100
  • Mark Wahlberg
  • Niektóre zwroty akcji są niezłe
  • Metraż jest w sam raz
  • Da się wciągnąć w akcję
  • Nie wykorzystuje potencjału przestrzeni
  • Brakuje mu rozmachu
  • Poza Wahlbergiem reszta postaci aktorsko średnia
  • Poza paroma zwrotami historia dość oczywista 

Movies Room poleca