Na nową generację Pokemonów czeka się na jak na kolejną odsłonę naszej ulubionej serii filmowej czy kontynuację przygód naszych bohaterów ze świata gamingu. Choć wiemy, że ponownie będziemy robić to samo – czyli łapać je wszystkie i toczyć niezliczone boje – to chcemy, by było ich więcej i by wyglądały choć trochę inaczej. Może brzmi jak jakaś choroba psychiczna albo uzależnienie od dziwnych substancji, ale chyba działa, bo gry o słodkich stworkach nieustannie sprzedają się w zawrotnym tempie. Czy Pokemon Scarlet/Violet dobrze przyprawia tę nową porcję pociesznych kieszonkowców?
Za sprawą
Pokemon Scarlet/Violet franczyza przebiła już liczbę tysiąca kieszonkowych stworków, a dokładnie jest ich teraz aż 1008 – ręka do góry, kto potrafi wymienić wszystkie na jednym wdechu. Zajęło to 26 lat, ale i tak robi wrażenie. Dzięki temu, że marka jest nieustannie rozwijana, jej sława nie słabnie, a co więcej Pokemony są obecnie uważane za najbardziej dochodową franczyzę popkulturową na świecie. Trudno z tym dyskutować, bo pieniądze na stole są tu ogromne. Niestety niekoniecznie musi się to przekładać na wysokojakościowe projekty gamingowe, z których przecież marka się wywodzi. Pieczę nad kolejnymi grami sprawują nieustannie Game Freak – o twórcach tych posiadających prawa do tworzenia kolejnych tytułów powiedziane było już dużo, ale wraz z ubiegiem lat pozytywów było coraz mniej.
Fot. materiały prasowe / Pokemon Scarlet/Violet
Firmę z Japonii trzeba na pewno pochwalić za wykonanie kilku kroków w przód, by coś zmienić w grach Pokemon. Niestety też o wiele za późno, bo twórcom bardzo wygodnie trzymało się starych i sprawdzonych założeń, ale nawet oni musieli w końcu dojrzeć, że ta formuła w końcu znudzi nawet najwierniejszych fanów. Dlatego też w 2022 roku mogliśmy dostrzec najodważniejsze zmiany w serii. Na początku roku rynek trafił
Arceus, który przede wszystkim szczycił się otwartym światem. Ten ostatecznie otwartość miał mocno naciąganą, bo i tak składał się z mniejszych, oddzielnych regionów. Mimo wszystko tereny były całkiem rozległe i można było poczuć się o wiele swobodniej. Druga sprawa to mocno odświeżony system walki, który na nowo rozbudził w graczach chęć toczenia niezliczonych pojedynków – koniec z przenoszeniem się na „arenę” pojedynku. To wszystko i więcej posiadać miały
Pokemony Scarlet/Violet.
Najnowsza odsłona Pokemonów wprowadza wszystkie wspominanie wcześniej nowości zaprezentowane w
Arceusie, a nawet poprawia świat, który teraz rzeczywiście można nazwać otwartym. Nowy region, czyli Paldea, to ogromny obszar, który możemy przemierzać wzdłuż i szerz. Oczywiście spotkamy pewne ograniczenia terenowe, a te będziemy mogli pokonać dopiero po ulepszeniach. Dość dużą nowość dostajemy już w pierwszych godzinach zabawy. To wtedy wpadamy na jednego z legendarnych pokemonów tej odsłony i… możemy go dosiąść. Tak, chodzi o te motorowe stworki. Dzięki nim bardzo sprawnie będziemy mogli przemieszczać się po tym rozległym terenie.
Fot. materiały prasowe / Pokemon Scarlet/Violet
Fabuła w
Pokemon Scarlet/Violet w wielu elementach pokrywa się z tym, co doskonale znamy z poprzednich odsłon, ale twórcy zafundowali nam też kilka wątków całkiem świeżych. Na początku ponownie startujemy jako nowy w fachu, który musi co nieco przyswoić. Zostajemy więc wysłani do akademii, po drodze spotykamy motopoka, a potem już klasycznie ruszamy na polowanie w celu zdobycia nowych stworków oraz pokonania ośmiu mistrzów. Jednak to okazuje się być tylko jeden z trzech wątków. Następnie musimy stawić czoła grupie Team Star, czyli takim osiłkom z uniwerku. Na koniec pozostaje jeszcze odkrycie tajemnicy Herba Mystica i pokonanie potężnych pokemonów. Jak widać, jest dość klasycznie, ale z małymi urozmaiceniami.
Niestety już powoli kończą mi się plusy, a zostaje cała gorycz, która tu mocno przeważa. Z pozytywów nie można nie wspomnieć o nowych stworkach, których tu doczekaliśmy się aż 103. Ich designy mogą się podobać, a każdy gracz pewnie znajdzie swojego ulubieńca. Oczywiście nie zawsze jest idealnie. Mnie akurat zawiódł wygląd kolejnych form ewolucji mojego startera typu ognistego, Fuecoco. Na pewno jest jednak w czym wybierać. Tylko właśnie, co z tego, że pokemonów jest dużo, są pomysłowe i dobrze zaprojektowane, jak całość psuje warstwa wizualna gry. To trzeba podkreślić przynajmniej kilka razy – nowe Pokemony wyglądają i działają okropnie! Tego niestety nie zmieni nic, zwyczajnie Switch nie jest przystosowany do tak zasobożernych tytułów.
https://www.youtube.com/watch?v=tfQj1aQz8d8
Pokemon Scarlet/Violet w założeniach miało działać stabilnie w 30 klatkach na sekundę, co i tak nie robi już wrażenia przy obecnych standardach. Tu można jednak zrozumieć – tak działa każda gra na Switchu. Ale kluczem było tu słowo „stabilnie”, które można włożyć między bajki. Gra rwie praktycznie co chwilę, a doczytywane obiekty to tutaj chleb powszedni. Co gorsza, często zdarzają się doczytywać pokemony, przez co przypadkiem inicjujemy walkę, której wcale nie chcieliśmy. To jest dość duży problem. I żeby gra wyglądała jeszcze jakoś oszałamiająco, to można by te spadki płynności wybaczyć, ale tak zdecydowanie nie jest. Nowe Poki mocno odstają od dzisiejszych standardów. Tekstury odpychają, obiektom brakuje szczegółów, a nawet te ciekawe stworki nowej, dziewiątej generacji wyglądają zwyczajnie jak kolorowe plamy. No i jeszcze masa, masa bugów. Trudno cieszyć się grą w takim stanie.
Pokemon Scarlet/Violet jest kolejnym krokiem w kierunku rozwoju marki, ale warstwa technologiczna i wizualna, związana też po części z ograniczeniami Switcha, cofa serię o przynajmniej kilka generacji. Nowe stworki mogą cieszyć, otwarty świat również, ale nie w takim wydaniu. Niestety na znaczący postęp przyjdzie nam trochę poczekać.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni.
|
[email protected]