Morderca zwany Holiday zostaje pojmany, ale nad Gotham pojawiają się nowe cienie. Szaleńcy z Arkham sieją coraz większy postrach, a mafijne rodziny, choć mocno poobijane, wciąż są liczącym się graczem. I może ich kres jest bliski, a Batman czuwa nad takim biegiem wydarzeń, ale nawet jego detektywistyczny umysł gubi się, gdy dochodzi do kolejnej serii morderstw. Tym razem pada na stróżów prawa, wieszanych przez zabójcę zwanego Wisielcem w każde ze świąt. Czyżby złapano nie tego Holidaya? Jeph Loeb i Tim Sale porywają nas do Gotham, które nawet w początkowym okresie działania Batmana było metropolią osnutą mrokiem, choć jeszcze wspominającą czasy swej świetności.
W przypadku komiksów z Batmanem słowo „kryminał” bywa nadużywane. Zazwyczaj jest to historia ledwie muśnięta jego posmakiem, a wszystko i tak kręci się wokół peleryniarskiego hopsasa. Złośliwie nawet powiem, że sporo tego, co wydane zostało pod szyldem Batman - Detective Comics jest równie detektywistyczne, co policyjne paradokumenty. Dzieło Loeba i Sale'a to jednak krwisty kryminał. Zagadkowe morderstwa nowego kalendarzowego mordercy. Niedomknięta kwestia Two-Face'a. Fakt, że ofiarami są policjanci i nowa prokurator, która wyznaje inną filozofię w kwestii Batmana niż jej poprzednik. Sam Nietoperz odgrywa tu istotną rolę, choć jest jednym z kilku aktorów. Nie jest superbohaterem, a raczej elementem chaosu, który wspomaga przywrócenie porządku. Batman: Mroczne zwycięstwo to komiks z Batmanem, ale nie tylko o nim.
Obok kryminalnej maestrii Loeba istotne są tu elementy obyczajowe. Czarne jak smoła, jednak wiarygodne i mało superbohaterskie. Gordon i jego problemy małżeńskie. Batman i jego kłopoty z tożsamością Bruce’a Wayne’a. Poszczególne dramaty gangsterów, szaleńców i pomniejszych postaci, które biorą udział w tym przedstawieniu. Gdzieś w drugiej połowie albumu autor wprowadza postać Dicka Graysona, którego tragedia powstaje tu jakby przypadkiem, z inicjatywy pomniejszego gangusa. Ale jak wszyscy wiemy, ma niebagatelny wpływ na Gotham i Batmana. Podobnie jak w przypadku Mrocznego Rycerza, Loeb nie stawia tu Robina w ścisłym centrum. Epoka herosów w pelerynach dopiero nadejdzie. Na razie są mafijne wojny, panoszący się wariaci i desperacka próba utrzymania porządku w mieście. Nie tylko przez tajemniczego gościa w stroju nietoperza.
Od kilkunastu lat żywe są ekranizacje superbohaterskich komiksów, choć w ostatnim czasie to gnioty. Ale może właśnie dlatego filmowcy powinni śmielej sięgnąć do źródeł, odrzucając swoje liche ambicje. A tak się złożyło, że spora część z tego, co stworzył Tim Sale w historiach z Mrocznym Rycerzem, prosi się o przeniesienie na ekran. Nawet w formie animacji. Sale miał bowiem nadnaturalny wręcz zmysł budowania akcji w stworzonych przez siebie przestrzeniach oraz symboliki, która mówiła czasem więcej niż słowa Loeba. Do tego wszystko w swoim autorskim stylu, gdzie realizm przekazywanych treści nie był grzeczniutkim i nudnym realizmem warsztatowym. Wydanie jego prac w wersji DC Deluxe wszystko to podkreśla.
Batman: Mroczne zwycięstwo to kolejny złoty standard duetu Loeb/Sale wydany w ramach DC Deluxe. Nie jest on już tak zaskakujący jak Długie Halloween, wszak fabularna struktura i klimat opowieści są już dobrze znane. Ale nadrabia na innych polach. Loeb sprawniej snuje sieć domysłów, gmatwa zagadkową fabułę i czyni ją mroczniejszą niż w poprzedniej historii. Tim Sale z kolei nie ulega pokusie ukazania wszystkiego wyłącznie ze strony Batmana i towarzystwa z Gotham, co wychodzi wszystkim na dobre. Batman: Mroczne zwycięstwo to nie ot taki sobie sequel. To godne rozwinięcie autorskiej idei, posiadające własny charakter. Przed nami jeszcze Catwoman: Rzymskie wakacje, będące spin-offem niniejszego komiksu. I pomimo pobocznego charakteru historii z Kotką, będzie to znakomite dzieło.
Tytuł oryginalny: Absolute Batman: Dark Victory
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Tim Sale
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 408
Ocena: 90/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.