Kim jest ów jegomość? Falconspeare to niewidziany od wielu lat przyjaciel głównych bohaterów, również zajmujący się tępieniem mrocznych bestii, ale uznany zaocznie za cień przeszłości. Tajemniczy list, który dostają profesor Meinhard i spółka jasno pokazuje, że James Falconspeare jest jeszcze wśród żywych i najwyraźniej ma do nich jakiś interes... Czy jednak jego intencje są czyste?
Historia opakowana jest w coś, co znamy z klasycznych, gotyckich powieści grozy. Jest łowca i bestia, która gnębi swój lud. Są nawet jego omamione sługi. Ale czy na pewno...? Mignola i Johnson-Cadwell idą nieco dalej. Ukazują potworność w nader ludzkim wydaniu i brak stosownej kary za wielkie grzechy. Zwykle bowiem bogaty wampir pada ofiarą kołka i czosnku, a lokalna społeczność i władze wiwatują. W Falconspeare jest inaczej, a główny bohater musi zdecydować się na radykalne kroki, by walczyć ze złem. By walczyć z potwornością, czasem trzeba użyć jej metod...
Trzyczęściowa seria, składająca się z kolejno albumów Pan Higgins wraca do domu, Nasze potyczki ze złem i właścnie Falconspeare balansuje na granicy groszowej grozy i czegoś znacznie wznioślejszego. Twórcy posługują się narracją rodem z gotyckiej grozy, ale przy tym nieźle się bawią, grają jej motywami i potrafią zaskoczyć. Przykładem tego ostatniego może być zgrabny twist fabularny w finale tego tomu i niebanalne podejście do schematów gatunku. Ogranicza to pole do popisu, ale opowieści z tego świata nigdy nie miały być drugim Hellboy'em, a cieszyć jego fandom i samych autorów. I najwyraźniej im się to udało, bo choć komiks liczy niewiele ponad pięćdziesiąt stron, to nie pozostawia pustki w czytelniczym sercu.
W rysunkach Johnsona-Cadwella trudno doszukiwać się warsztatowej perfekcji, ale w sztuce nie chodzi wyłącznie o idealne oddanie rzeczywistości. W tym przypadku czytelnik ma poczuć atmosferę pulpowej grozy z wiktoriańskimi zdobieniami. Widzimy bestie nadludzkie i ludzkie. Potężne posiadłości i zabłocone ulice. Wszystko to w stylu, który pewnie nie wpadły mi w oko, gdyby nie cała opowieść. Jak pisałem akapit wyżej - Warwick Johnson-Cadwell jest tu kapitanem, a ten wie najlepiej, jak ma wyglądać podróż, w którą zabiera czytelnika.
Falconspeare to trzeci już tom nienazwanego cyklu Mignoli i Johnsona-Cadwella. Ponownie dostajemy krótką, ale nasyconą treścią historię, gdzie twórca tworzy nietuzinkową fabułę. Trochę czarnego humoru opartego na lekkich rysunkach, klasyczna groza i odrobina refleksji sprawiają, że Falconspeare dorównuje poprzednim albumom, a nawet otwiera świat przedstawiony na nowe pola manewru. To nie tylko pulpowa opowiastka, a historia z dobrze rozpisanym, choć krótkim scenariuszem. Znaki na niebie i ziemi wskazują, że to finalny album z tego cyklu, ale mam nadzieję, że trio bohaterów doczeka się kolejnych przygód.
Tytuł oryginalny: Falconspeare
Scenariusz: Warwick Johnson-Cadwell, Mike Mignola
Rysunki: Warwick Johnson-Cadwell
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Non Stop Comics 2024
Stron : 56
Ocena: 75/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.