Sander Jorve trafia z nizin na sam szczyt hierarchii społecznej. W finale pierwszego tomu mężczyzna przypadkowo uratował samego Killiana Greya, władcę Miasta Latarni. Brzmi jak banał? Autorzy może i troszkę poszli na skróty, ale szybko zrehabilitowali się innymi zabiegami. Relacja Jovre'a i imperatora ma się dobrze, ale obaj grają do swoich bramek. Czy niegdysiejszy robotnik ma szansę ugrać coś dla siebie, a przy tym zachować zyskane przywileje? I co z jego zaginioną rodziną?
Imperator Killian Grey to postać co najmniej ciekawa. Pierwsze wrażenie? Przystojny blondasek z oświeceniową wizją, pragnący poprawić błędy swego despotycznego ojca. Dobry car z bandą złych bojarów u boku. Ale autorzy dają nam coś znacznie więcej. Swoistego baronaMünchhausena , który jednak jest na tyle przytomny, by wiedzieć, jak utrzymać się przy korytku. Ma on zadatki na kogoś niejednoznacznego, a na pewno wypada lepiej niż na poły anonimowy Pont, wciąż wydający się bardziej człowiekiem obrosłym w miejskie legendy, niż faktycznym zwrotniczym dziejów.
Dolne poziomy Miasta Latarni to niewesołe miejsce. Można dostać nożem, pałką, ewentualnie przy dobrym nastroju zbirów, jedynie zostać ograbionym i pozostawionym z połamanymi kończynami. Można więc wywnioskować, że Wieże Greyów to ostoja cywilizacji i ogłady. Nic bardziej mylnego. Zagrożenia są inne, ale ich efekt może być ten sam - niespodziewany zgon lub bolesny upadek w hierarchii społecznej. Autorzy przedstawiają świat elit jako na wskroś brutalny i bezlitosny, gdzie odklejenie możnych jest okrutne, ale i dość krótkowzroczne. W oddali słychać bębny gniewnego ludu, który ostrzy noże na arystokratyczne szyje.
W tym wszystkim zawieszony jest nasz poczciwie uczciwy protagonista. Nadal pozostaje dobrym człowiekiem, choć pozwala się omamić czarowi uprzywilejowania. Na chwilę zapomina nawet o swoich bliskich. Twórcy rozgrywają wszystko na kilku obyczajowych płaszczyznach i nieco zabrakło mi na wszystko miejsca. Jest Sander, jego prawdziwa rodzina i ta przybrana. Jest Grey, trochę jakby zamknięty w złotej klatce. No i cały ogrom społecznych wątków, które nie dostają zbyt wiele miejsca. A szkoda, bo byłoby o czym pisać.
Miasto Latarni tom 2 utwierdza mnie w przekonaniu, że to seria z potężnym potencjałem. Wizja świata przedstawionego, losy głównych bohaterów czy wreszcie niezmiennie wspaniałe rysunki Carlosa Magno sprawiają, że to tytuł godny uwagi. Miasto Latarni to seria niepretendująca może do artystycznej oryginalności czy agitacji politycznych, ale jest czymś dużo większym niż wysokokaloryczna rozrywka rozwadniająca mózg. Tutaj orwellowski mrok i steampunkowy blichtr tworzą perfekcyjną maszynerię z wyważoną akcją i postaciami. Czekam na dalszy ciąg z niecierpliwością.
Tytuł oryginalny: Lantern City vol.2
Scenariusz: Trevor Crafts, Matthew Delay, Mairghread Scott
Rysunki: Carlos Magno
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Lost In Time 2024
Liczba stron: 128
Ocena: 75/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.