W Mieście Latarni tom 3 Sander i Grey zmierzają poza tytułowe miasto. Władca metropolii ma swój makiaweliczny plan, który pozwoli mu pozbyć się wrogów z kilku frontów naraz, a samemu zwiększyć swoją władzę. Główny bohater oczywiście nie podziela jego przekonań, zwłaszcza, że w Mieście Latarni wciąż są jego bliscy i obywatele, którzy nie zasłużyli sobie na los pionków w imperatorskiej grze. I zapewne zginąłby między kartami wielkiej historii, gdyby nie jego rdzenny lud - Fortache'owie.
Kim oni są? To ludzie żyjący z dala od wielkiego miasta i jego industrializacji, o rozwiniętej, lecz wciąż plemiennej strukturze. Mimo hartu ducha i liczebności nie są więc żadnym zagrożeniem dla Miasta Latarni. No chyba, że ktoś podrzuci im oręż, odpowiednio namiesza w głowach i zmotywuje do ataku. Wprawdzie Fortache'owie to nie ciemny lud, ale kupuje propagandę ich dwulicowego zbawiciela. Można tu doszukiwać się motywu wykorzystywania tubylców przez bardziej rozwinięte imperia, ale tu pojawia się zgrzyt.
Na przestrzeni niewiele ponad stustronicowego komiksu mamy trzech autorów i podobna sytuacja miała miejsce przez całą serię. Jakimś cudem nie wpływa to na fabułę drastycznie i wszystko trzyma się w całości, ale potencjał, jaki tkwi w tym świecie, jest wykorzystany w niewielkim stopniu. Polityczna dystopia, podziały klasowe, wątki kolonialne, służby bezpieczeństwa, intrygi wśród elit i życie codzienne nizin... A to tylko wątki, które zdołałem ułożyć sobie w głowie nie zastanawiając się szczególnie. Bywa jednak, że machina masowej kultury przypomina sobie o niewykorzystanych ideach, na co liczę w tym przypadku.
Jedynym stałym artystą w tej serii jest rysownik Carlos Magno. Człowiek, dzięki któremu dumne drapacze chmur i ciemne zaułki dolnych poziomów wyglądają razem świetnie, a w trzecim tomie dodani do tego są Fortache'owie . Choć nazwa tego ludu nosi europejskie znamiona, antropologicznie bliżej im do mieszkańców Ameryki Południowej. Ich pierwotny, egzotyczny żywioł to kolejny element całej mozaiki świata Miasta Latarni, dla którego jednak zabrakło czasu kadrowego, by w pełni rozwinął skrzydła.
Miastu Latarni tom 3 ma wszystko, by nazwać go udanym komiksem i zwieńczeniem interesującego cyklu, ale jednocześnie nie wnosi nic więcej, a niektóre wątki traktuje wręcz po macoszemu. Zwroty akcji zaskakują, ale nie daje się im czasu na rozwinięcie, przeskakując do kolejnych. Nie bez powodu na początku wspominałem, że Miasto Latarni powinno liczyć więcej albumów. Nie zagłębiałem się w kwestię powodów tak dużej rotacji na stołku scenarzysty, ale przypuszczam, że to właśnie skróciło znacznie całą serię. Finał przez to traci wiele, a uproszczenia są bolesne. Mimo to jakoś udaje się dotrzeć do mety, lecz to raczej chaotyczny, nierówny finisz.
Tytuł oryginalny: Lantern City vol.3
Scenariusz: Trevor Crafts, Matthew Delay, Mairghread Scott
Rysunki: Carlos Magno
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Lost In Time 2024
Liczba stron: 128
Ocena: 70/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.