Zacznę może chronologicznie. Dżihad Butleriański/Butlerowski miał miejsce sporo przed Diuną. W skrócie była to wojna o wielkiej skali, z myślącymi maszynami, które w człowieku widziały mniej więcej tyle, co bardziej podli ludzie widzą w zwierzętach. Zasób, chodzące mięso i coś, na czym można sobie poeksperymentować. Nic dziwnego więc, że homo sapiens podniósł rękę na maszynowych okrutników i pokazał, że małpy razem silne. To tu też ma miejsce pierwszy zgrzyt na linii Atrydzi-Harkonnenowie, który rozjaśnia nieco wydarzenia z Diuny.
No i coś, co fani Diuny polubią najbardziej, czyli opowieści z dobrze znanymi bohaterami. Pierwsza z nich opowiada o Gurneyu Hellecku i jego losach po upadku Atrydów. Mężczyzna wraz z atrydzkimi niedobitkami współpracuje z przemytnikami przyprawy, szykując się jednak do czegoś więcej. Wymierzonego oczywiście w Harkonnenów. Kolejna historia osadzona jest w czasie, gdy książę Leto Atryda był o krok od zawarcia małżeństwa z przedstawicielką rodu Ekazów. Mamy młodego Paula i jego relacje z rodzicami. Mimo politycznego napięcia, w porównaniu z wydarzeniami z głównej historii jest to familijna sielanka, przyjemna i niezobowiązująca. Jak większość rzeczy, które tworzy autorski duet. Mamy też opowieść osadzoną w erze oddalonej o tysiące lat od czasów Paula, gdy wszystkim władał niejaki boski Leto II Atryda. Ale tu już więcej nie zdradzę...
Problem z dziełami Briana Herberta i Kevina J. Andersona jest prosty. Panowie boją się wstrząsnąć światem Diuny, jednocześnie dopisując do niego w ekspresowym tempie kolejne rozdziały. Jestem w tej kwestii mocno nieobiektywny, bo zwyczajnie lubię to uniwersum, ale też widzę, że czasem jest to robione po łebkach. Panowie porywają się na wielkie zagadnienia, jak wspomniany Dżihad Butleriański, które nie trafiają do wyznawców prozy Herberta seniora. Są napisane ciekawie, ale bez indywidualnej iskry, jakby twórcy bali się naruszyć konstrukcję dzieła twórcy tego uniwersum. Co nie przeszkadza im mnożyć kolejnych wątków. Piaski Diuny w swojej złożoności są znacznie lżejsze i przyznam, że pochłonąłem z apetytem samego barona Harkonnena. I może to jest jakaś droga dla twórców, by nie nadwyrężyć cierpliwości fanów, a dodać do tego świata coś od siebie.
Piaski Diuny to lektura lepsza niż niektóre długogrające historie spod pióra Briana Herberta i Kevina J. Andersona. Otrzymujemy przekrój opowieści osadzonych na przestrzeni wielu tysiącleci, który pozwala zrozumieć ogrom tego świata i jego niuanse. Jest co nieco z początków kształtowania się Imperium Corrinów, pojawiają się opowieści równoległe do Diuny, ale i przenosimy się w czasy bliższe późnym rządom Boga Imperatora Leto II Atrydy. Czekam na to, co panowie napiszą dalej, bo filmowe sukcesy sprawiają, że fraza „Diuna” jest gorąca jak powierzchnia Arrakis i cenniejsza niż przyprawa. Czekam na więcej, byle jakość górowała nad ilością.
Tytuł oryginalny: Sands of Dune
Autor: Brian Herbert, Kevin J. Anderson
Tłumaczenie: Andrzej Jankowski, Maciej Szymański
Wydawca: Wydawnictwo Rebis 2024
Stron : 272
Ocena: 75/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.