Głęboko z masywu góry Ślęży do zniszczonego atomem Wrocławia rusza grupa badaczy. Nie spodziewają się napotkać funkcjonującej społeczności, a tym bardziej takiej, która może stanowić zagrożenie dla nich, jak i tuzów skrytych w schronach. Na czele wrocławskich ocaleńców stoi enigmatyczny Pan Jan, człowiek na pierwszy rzut oka despotyczny i bezwzględny. Naprawdę jednak rozważny i z planem na rozwój swej upadłej ojczyzny. Ale czy jego ambicje nie przysłonią zdrowego rozsądku? A może to faktycznie nowy początek dla Rzeczypospolitej i świata?
Idea zapalna Apokalipsy według Pana Jana nieco się zdezaktualizowała. Globalna wojna atomowa rozpoczęła się od ataku Polski na Ukrainę w celu odzyskania Kresów. Ukraińcy mieli jednak w zanadrzu postsowieckie bombki, którymi uraczyli kluczowe polskie miasta. I się posypało, bo cały świat przyłączył się do tej bratobójczej hecy. Atomowa zagłada w literaturze postapo to nic nowego, Szmidtowi udaje się jednak iść niewydeptaną jeszcze ścieżką, głównie dzięki tytułowemu bohaterowi i racjonalnemu podejściu do wielu technicznych kwestii.
Pan Jan, a właściwie Jan Sobieszczuk, to samozwańczy burmistrz Wrocławia, choć lepiej pasowałby do niego tytuł monarchy absolutnego. Albo nawet i wodza. To człowiek z ideą i wizją zjednoczenia ziem polskich pod jednym sztandarem, nie tylko dyplomatycznymi metodami. I może dzięki temu dość brutalnemu spojrzeniu na otaczające go realia nie jest kolejnym nawijającym makaron na uszy politykierem, który potknąłby się o własne nogi i chciwość. Szmidt stworzył prawdziwego antybohatera. Patriotę i ideowca, ale też momentami megalomańskiego wariata. Przede wszystkim jednak autor snuje swój sen o potędze. Na różnych płaszczyznach.
Dawny porządek świata wziął w łeb, a siły Pana Jana powoli zbierają jego militarne resztki. Tam pancerna dywizja, gdzie indziej znowu eskadra myśliwców, że nie wspomnę o sojuszach i wynikającym z nich napływie rekrutów. Pisarz nieźle radzi sobie z militarystycznym zapleczem powieści, ale jeszcze lepiej rozumie polityczne gierki. Jan Sobieszczuk to przede wszystkim sprawny polityk, a kogoś takiego potrzebuje Polska rozbita na kilka miejskich ośrodków. Zwłaszcza, gdy zagrożenie z dalekiego wschodu jest bliskie. Nie ma w tym cienia hurra-patriotyzmu, a miejscami pojawia się kilka naiwnych politycznych działań, jakie prezentują nasze przeszłe i obecne władze. Paradoksalnie Polska po zagładzie ma większe szanse na mocarstwowość niż obecna papierowa RP...
Robert J. Szmidt przedstawia współczesną, dość powszechną wizję świata po końcu świata, ale to nie byle groszowa powiastka z radiacją w tle. To historia człowieka-idei. Osoby, która wie jak wziąć wszystko za kark i poukładać. Apokalipsa według Pana Jana to jedna z najciekawszych polskich powieści postapo. To historia surowa, skierowana do czytelnika nielubiącego babrać się w rozdmuchanych, fantazyjnych ideach świata czasu zagłady. Do tego mamy wizję Polski bez kompleksów. Z przywódcą nieco nietuzinkowym, ale ze wszystkimi atrybutami wodza na czas odbudowy potęgi. Liczę na powrót Szmidta do tego świata. Bo jest o czym opowiadać, a nawet nieco zmodyfikować wszystko pod obecne realia napadu Rosji na Ukrainę.
Autor: Robert J. Szmidt
Wydawca: Rebis 2024
Stron : 336
Ocena: 75/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.