Puchatek: Krew i miód to slasher, który w zeszłym roku wywołał niemałe poruszenie. Niszczący dzieciństwo twór, w którym ukochany Kubuś Puchatek i Prosiaczek są kanibalami, zdominował tegoroczne Złote Maliny. Produkcja ta zdobyła 5 tychże antynagród. Są to: najgorszy film, reżyseria, scenariusz (dla Rhysa Frake-Waterfielda), para ekranowa (dla Puchatka i Prosiaczka) oraz remake/prequel/sequel.
Rhys Frake-Waterfield postanowił skomentować fakt, że jego film otrzymał w tym roku aż 5 Złotych malin. Z jego słów wynika, że zestawienie jego produkcji z hollywoodzkimi tytułami, jest dla niego zdumiewające. Mimo to udało mu się znaleźć plus owego werdyktu.
Jestem zaskoczony, że nasz mikrobudżetowy film porównuje się do Hollywood, ale mimo to nie przeszkadza mi ten wątpliwy zaszczyt, ponieważ stawia mnie w tym samym gronie, co reżyserów, których twórczość tak bardzo podziwiam.
Wiele lat temu mały Krzyś poznał i zaprzyjaźnił się z uroczymi zwierzątkami: Kubusiem Puchatkiem, Prosiaczkiem, Sową, Kłapouchym i Królikiem, z którymi w Stumilowym Lesie przeżył mnóstwo przygód. Kiedy jednak Krzyś (Nikolai Leon) dorósł, poszedł na studia a następnie zaczął pracować jako lekarz, przestał odwiedzać Stumilowy Las i zapomniał o swoich dawnych przyjaciołach. Ci jednak nie zapomnieli o nim. Porzuceni przez przyjaciela, pozbawieni jego opieki nieraz otarli się o śmierć, aby przetrwać musieli się nauczyć się zabijać. I zjadać, nawet tych, których kochali. Straumatyzowane zwierzęta postanawiają zemścić się na Krzysiu za swoje cierpienie. Czekają tylko na odpowiednią okazję. Ta nadarza się, kiedy Krzyś pojawia się w Stumilowym Lesie, by przedstawić dawnym przyjaciołom swoją narzeczoną…
Źródło: Variety / Ilustracja wprowadzenia:
Fan kina z gatunku Tim Burton. Poza tym miłośnik dobrego dramatu, często wracający do luźniejszych produkcji. Stara się nadrobić wszelkie zaległości serialowe, których końca nie widać. W wolnych chwilach sięga po literaturę obyczajową.