Tematycznie gra nawiązuje do bardzo głośnych (również za sprawą ostatnich filmów) wydarzeń z marvelowskiego świata, czyli do walki bohaterów z Thanosem o Kamienie Nieskończoności. Celem gry będzie zebranie potężnej drużyny, znalezienie rzeczonych artefaktów oraz zdobycie Rękawicy Nieskończoności. Nie liczcie jednak na fabularne zawijasy – to jedynie otoczka do doskonale znanej mechaniki.
Przygotowanie do gry jest bajecznie proste – pomijam już nawet sam fakt, że instrukcja ma zaledwie cztery strony, a właściwe zasady wydrukowano jedynie na dwóch. Oddzielnie tasujemy karty postaci o poszczególnych poziomach i układamy po lewej stronie stołu. Odkrywamy po 4 karty z każdego z trzech stosów i układamy w centralnym punkcie. Następnie umieszczamy tzw. płytki miejsc – w ilości takiej, ilu zebrało się graczy. Znajdziemy tu kilka doskonale znanych z Marvela miejscówek.
Na samej górze naszego miejsca gry kładziemy płytki Rękawicy Nieskończoności oraz Avengers. Tworzymy też stosy znaczników S.H.I.E.L.D. (T.A.R.C.Z.Y) i zielonych znaczników czasu, a na koniec również pięć stosów symbolizujących Kamienie Nieskończoności – żółte znaczniki umysłu, fioletowe znaczniki mocy, niebieskie znaczniki przestrzeni, czerwone znaczniki rzeczywistości i pomarańczowe znaczniki duszy. Te są duże i dość ciężkie, przypominają żetony używane np. w grze w Pokera. To one będą stanowić walutę w grze.
W Splendor Marvel możemy zagrać w dwie, trzy lub cztery osoby, a warianty dla 2 i 3 graczy różnią się nieco liczbą stosowanych znaczników, co zostało szczegółowo wyjaśnione w instrukcji. Kiedy już wszystko przygotujemy, możemy przystąpić do właściwej gry, której celem jest pozyskiwanie znaczników Kamieni Nieskończoności, a następnie werbowanie za ich pomocą bohaterów przynoszących punkty nieskończoności i bonusy zmniejszające koszt rekrutacji bohaterów.
W każdej rundzie mamy do dyspozycji cztery różne zagrywki – dobranie trzech znaczników Kamieni o różnych kolorach albo dwóch znaczników tego samego koloru, a także rezerwację karty postaci poprzez wzięcie jej do ręki oraz werbunek bohatera ze stołu albo z ręki. Zakupione karty dają nam Punkty Nieskończoności, a także bonusy, które działają jak „wirtualne” znaczniki, które możemy w każdej rundzie wydawać bez pozbywania się fizycznych żetonów. Znaczniki bonusowe wydrukowane na kartach będą również stanowić walutę do podbijania miejscówek znanych z uniwersum Marvela, zapewniających dodatkowe potrzebne do zwycięstwa punkty.
Wyjątek od wszystkich powyższych reguł stanowią zielone Kamienie Nieskończoności, symbolizujące znaczniki czasu. Po pierwsze, jest ich mniej – tylko cztery przy siedmiu znacznikach każdego innego koloru. Pozyskać możemy je przez werbowanie najdroższych postaci – tych z trzeciego poziomu. Pamiętać należy tylko, że każdy gracz może mieć maksymalnie jeden zielony znacznik. Nie wspomniałem jeszcze o płytce Avengers – na wybranych kartach wydrukowane są bowiem symbole tej drużyny bohaterów, czyli literka „A”. Kto zbierze ich minimum trzy, dostanie płytkę, a wraz z nią 3 punkty niezbędne do zwycięstwa. Ta jest jednak przechodnia! Jeśli inny gracz w danym momencie gry zbierze więcej symboli, zabiera płytkę poprzedniemu właścicielowi.
Gra kończy się, gdy któryś z graczy zdobędzie jednocześnie minimum 16 Punktów Nieskończoności, po jednym bonusie z każdego koloru oraz zielony znacznik, czyli komplet potrzebny do zdobycia Rękawicy Nieskończoności. Losy rozdania mogą się odmienić nawet w ostatniej rundzie, co zresztą kilkukrotnie nam się zdarzyło.
Jak widzicie, zasady gry w oryginalny Splendor właściwie się nie zmieniły i nadal są fantastycznie wciągające. Dodane elementy, takie jak zielone znaczniki i płytka Avengers, to w zasadzie kosmetyka i mechanika ta nie zmienia oblicza rozgrywki, trochę wpływa jedynie na jej dynamikę. Ot kolejny warunek do zwycięstwa. Ci gracze, którzy mają na swoich półkach oryginalną edycję raczej nie pobiegną do sklepów po tę marvelowską, ale fanom komiksów zdecydowanie polecam właśnie Splendor Marvel. Osobiście zachwycony byłem rysunkami postaci ze świata Marvela – zarówno herosów, jak i złoczyńców - wydrukowanymi na kartach. Pomimo różnych styli podeszły mi one o wiele bardziej niż handlowo-podróżnicze obrazki z oryginału, chociaż trzeba przyznać, że o wiele jaskrawsze i oczobitne barwy mogą z początku wprowadzać odrobinę konsternacji, szczególnie wśród osób przyzwyczajonych do stonowanych i eleganckich kolorów zwykłej edycji.
Jeśli więc lubicie proste, ale dynamiczne gry, gdzie potyczki trwają jakieś dwa kwadranse, a zasady można przyswoić w jeszcze krótszym czasie, koniecznie sprawdźcie o co chodzi w tym całym Splendorze i skąd się wzięła jego popularność na świecie. Do rozgrywki podejść może każdy – dziecko, dorosły, laik i stary wyga. Warto docenić, że edycja na popularnej licencji nie wywróciła wszystkiego na drugą stronę i nie postawiła oblicza zabawy na głowie – jest jedynie adaptacją osadzoną w odmiennych realiach. Dla niektórych pewnie będzie to pewnie minusem, ale dla mnie nie.
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.