W wielu dziełach z wątkami paranormalnymi nie zawsze są one główną osią fabularną. I tak roszada Filadelfii i wymiaru z maszkarami wszelkiego sortu w Oblivion Song po jakimś czasie staje się tłem - czymś, co popchnęło pierwszą kostkę domina. Walka z bestiami i wszystko, co łączy się z innym wymiarem, choć jest zauważalna, ustępuje pola nieco bardziej przyziemnym sprawom. Nathan Cole to człowiek obarczony ogromną winą i jego wyrzuty sumienia są uzasadnione. Odnoszę jednak wrażenie, iż Kirkman mógłby nieco mniej podkreślać tę kwestię, która z czasem zaczęła przypominać melodramatyczne wątki z telenoweli. Scenarzysta po prostu nie wyczuł balansu między sferą akcji i emocji. W efekcie czego Oblivion Song - Pieśń otchłani tom 2 jest komiksem, który mógłby być bardziej wyrazisty.
Idee są kuloodporne, ale nic tak jak one nie potrafi poróżnić ludzi. Wystarczy zerknąć na scenę polityczną dowolnego kraju cywilizacji zachodniej. W Oblivion Song - Pieśń otchłani tom 2 nie dostajemy co prawda sporu na globalną skalę, ale napięcie między dwojgiem braci ma kluczowe znaczenie dla wydarzeń. To chyba najmocniejsza część komiksu. Postawienie pytania o idee współczesnej, wygodnej cywilizacji, stojącej często w opozycji do prostego, choć bardziej ryzykownego żywota na jej obrzeżach. Całej problematyki oczywiście nie da się ująć w komiksie, lecz oklaski dla twórcy Invincible za jej poruszenie. Bracia Cole sprzeczają się jednak nie tylko o rzeczy natury filozoficznej. Panowie to zupełnie inne żywioły. W sytuacji codziennej zapewne dogadywaliby się doskonale, unikając sporów. Stojąc w obliczu niebezpieczeństw, napięcie między nimi zwiększa się i oprócz potworów mają na głowie familijną utarczkę.
Lorenzo de Felici w drugim tomie ma więcej okazji do zaprezentowania stworów z innego wymiaru. Artysta nadal trzyma fason, nie próbując nawet upiększyć ich koślawej anatomii czy poprawić zwiędłych min braci Cole. Oblivion Song na dobrą sprawę nie jest postapo, choć mieszkańcy obozu Eda mogą poczuć się jak bohaterowie Metro 2033. Wszystko właśnie dzięki tym zabiegom de Feliciego, choć miejscami mogłoby być nieco mroczniej. Tak jak w przypadku fabuły, pierwsze dobre wrażenie minęło i niczym w kiepskim związku, powiało rutyną. Boję się, że autor może popaść w nią całkowicie, choć koniec tego albumu jest światełkiem w tunelu.
Kirkman wymyślił coś bardzo ciekawego. Podtrzymanie wrażenia z nieźle zapowiadającego się debiutu mu jednak nie wyszło. Oblivion Song - Pieśń otchłani tom 2 nie zmierza może ku przepaści, ale na pewno nie rokuje na cykl, który wybijałby się ponad przeciętność. Autorzy zostawiają nas z solidnym cliffhangerem na koniec i biorąc pod uwagę ich talent, z pewnością go w pełni wykorzystają. Przynajmniej mam taką nadzieję. Drugi tom jest jednakowoż lekkim rozczarowaniem, choć nie jest ono gargantuicznych rozmiarów.
Tytuł oryginalny: Oblivion Song vol.2
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Lorenzo de Felici
Tłumaczenie: Grzegorz Drojewski
Wydawca: Non Stop Comics 2019
Liczba stron: 136
Ocena: 65/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.