Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Artykuł: Kultowa kradzież, czyli „Tureckie Gwiezdne Wojny”

Autor: Konrad Stawiński
21 września 2015

W 1982 roku powstał film „Człowiek, który ocalił świat”. Światu znany jest szerzej jako „Tureckie Gwiezdne Wojny” i w kręgach fanów złego kina otoczony jest kultem. Niewiele jednak brakowało, aby to osobliwe dzieło nie miało okazji cieszyć współczesnych odbiorców, gdyż było skazane na prawdziwe damnatio memoriae. Jak wiemy z historii filmy zakazuje się z różnych powodów. Cenzura może być ze względów politycznych, religijnych, wiekowych. „Człowiek, który ocalił świat” mógłby być zakazany już ze względu na to, że jest koszmarnie słaby. W jego przypadku powód był jednak inny, a mianowicie bezczelne złodziejstwo i plagiat. Główną wskazówkę źródła kradzieży stanowi podany wcześniej alternatywny tytuł „Tureckie Gwiezdne Wojny”. Otóż w tym tureckim filmie science fiction wykorzystano bez zgody autorów „Gwiezdnych Wojen” fragmenty scen z „Nowej Nadziei”. Na tym się jednak nie kończy, gdyż plagiatem jest także cała ścieżka muzyczna filmu. Przez większość filmu przewija się „The Raiders March” z „Poszukiwaczy zaginionej Arki”. Usłyszeć można na niej także melodie z takich hollywoodzkich produkcji jak „Moonraker”, „Ben Hur”, „Flash Gordon”, „Planeta Małp”, „Battlestar Galactica”, „Niemy wyścig”, „Czarna dziura”. Legenda głosi, iż film trafił nawet do tureckich kin, ale został szybko zdjęty z afiszu, gdy zorientowano się jak wyglądają pierwsze sceny.

tureckie gwiezdne wojny zdjęcie

W kinematografii tureckiej tego okresu rabunek zagranicznej własności intelektualnej nie był sprawą niecodzienną. Niekoniecznie może w postaci przedstawiania cudzych filmów jako swoich, ale ścieżki dźwiękowe często kompilowano z utworów pochodzących z obrazów zachodnich. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych z dużą częstotliwością pojawiały się niskobudżetowe produkcje, prekursorskie dla współczesnych mockubsterów,  które również zamiast oryginalnego tytułu określa się dziś przy użyciu przedrostka „Turecki”. Powstały wtedy, między innymi, takie twory jak:  „Turecki Rambo”, „Turecki Mad Max”, „Turecki Superman”, „Tureckie Szczęki”, „Turecki Egzorcysta”. Za jeden z powodów powstawania takich produkcji uznaje się ograniczanie w Turcji dystrybucji filmów zachodnich, szczególnie po zamachu stanu z 1980 roku. Deficyt kina z Hollywood postanowili wykorzystać więc tureccy filmowcy. Zamiast sprowadzać i rozprowadzać nielegalnymi torami oryginały postanowili kręcić podróbki. Specjalistą w tym zakresie był właśnie reżyser „Człowieka, który ocalił świat” Çetin İnanç. Autor ten nazywany był „reżyserem odrzutowcem”, gdyż swoje filmy tworzył mniej więcej w 10 dni. Oczywistym jest, żę ekspresowe tempo pracy odbijało się później na jakości tworzonych przez niego obrazów. Pewnego dnia postanowił więc nakręcić film science fiction. Problem w tym, że nie miał na to odpowiednich funduszy i środków technicznych. Zabawnym faktem jest to, że İnanç skończył studia prawnicze i praktykował prawo. Jak widać nie zaszkodziło mu to  w ciągłym praktykowaniu plagiatu. Wpadł więc na pomysł, że wytnie sceny z najpopularniejszego filmu science fiction i umieści je w swoim. Tak, w wielkim skrócie, można przedstawić proces myślowy stojący za powstaniem „Człowieka, który ocalił świat” vel „Tureckich Gwiezdnych Wojen”.

Tureckie Gwiezdne Wojny

„Tureckie Gwiezdne Wojny” są najsłynniejszym dziełem İnança. Oprócz fragmentów scen ataku na Gwiazdę Śmierci pochodzących z „Nowej Nadziei” odnaleźć można w nim liczne inspiracje z innych znanych dzieł. Przykładowo kostium złego Czarodzieja przywołuje na myśl ten Minga z „Flasha Gordona”, roboty to kopie Robby’ego z „Zakazanej Planety”. Kapadocja, Sfinks oraz piramidy w Gizie miały odgrywać rolę pustynnej Tatooine. W filmie znalazły się również archiwalne nagrania należące do NASA i rosyjskiego programu kosmicznego. Oprócz nieskradzionych elementów film jest fatalny pod każdym względem. Amatorski montaż, słabe aktorstwo, złe sceny walk, niezrozumiała i pełna sprzeczności fabuła, absurdalne dialogi, plastikowe kostiumy. Składniki te sprawiają, że „Człowiek, który ocalił świat” stał się kawałem nieświadomie zabawnego campu.

Zwięźle pisząc „Tureckie Gwiezdne Wojny” to film kung fu w kosmosie. Składa się on głównie ze scen walki, które przerywane są krótkimi fabularnymi wstawkami. Najsłynniejsza obok tej posiłkowanej „Gwiezdnymi Wojnami” scena filmu, to prawdopodobnie sekwencja treningowa kung-fu z wielkimi kamulcami, która ma bohaterów przygotować do potyczki z Czarodziejem pragnącym ich mózgu. Otóż skały są przez legendarnego tureckiego aktora Cuneyta Arkina przepoławiane gołą ręką, przywiązywane do nóg w roli obciążnika, a kopane wybuchają. Dzielna para Turków potrafi gromić liczne zastępy takich maszkar jak: Szkieletory jeżdżące konno, Mumie Zombie, Ninja czy futrzane potwory rodem z Ulicy Sezamkowej.

W filmie science fiction znalazło się również miejsce na promocję Islamu. Otóż religia ta w opisie narratora jest jedyną prawdziwą i zjednoczy wszystkie ludy świata. Dowiadujemy się także o partyzanckiej walce jaką stoczył prorok Jezus Chrystus z ateistami. To Jezus w przeszłości ukrył również dwa artefakty, które pomogą głównemu bohaterowi pokonać Czarodzieja: mózg i plastikowy miecz w kształcie pioruna.

Los dla filmu okazał się przewrotny. Najpierw skazany na zapomnienie, potem dzięki grupie fanatyków otrzymał drugie życie (a nawet sequel!) i jest obecnie dostępny w publicznej domenie do oglądania i pobrania. Dzięki temu możecie przekonać się jak wygląda ciemna strona mocy tureckiej kinematografii i jeden z najgorszych filmów stworzonych w historii ludzkości. Niestety, najnowszy VII epizod „Star Wars” nie zostanie już podrobiony przez Turków, ale w tym względzie zawsze można liczyć na wytwórnię Asylum.

tureckie wojny gwiezdne

Konrad Stawiński

Zastępca Redaktora Naczelnego
Konrad Stawiński

Kontakt: [email protected] Twitter: @KonStar18

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.