Batman Arkham… Jak tylko pomyślę o tej serii, robi mi się cieplutko na serduszku. Uwielbiam wszystkie części. Arkham Asylum, City oraz Knight. Jednak w międzyczasie pojawił się jeszcze prequel zatytułowany Arkham Origins. On również zajmuje specjalnie miejsce na mojej liście najlepszych gier. Niestety jego spin-off, czyli Arkham Origins: Blackgate już mi nie siadł. Próbowałem do niego podchodzić jakieś trzy czy cztery razy, ale niestety nigdy nie ukończyłem tego tytułu. Zawsze gdzieś w trakcie się gubiłem i przerywałem grę. Teraz jednak pojawiła się nowa gra. Gotham Knights ma odbywać się już bez Batmana. Czy zatem taka gra może się to udać?
Zanim przejdziemy do omówienia tytułu chciałbym zaznaczyć, że nie dostałem gry od wydawcy. Zamówiłem ją sobie sam w edycji kolekcjonerskiej. Nawet nagrałem z niej unboxing, który możesz zobaczyć na moim kanale. Niemniej jednak, opowiem, co się w tej kolekcjonerce znalazło. Poza samą grą twórcy spakowali tam artbooka, który miał świecić, a nie świecił, ale za to miał na końcu miejsce na płytę. Ponadto w tym jakże ładnym pudełku znaleźć możemy kartę potwierdzającą autentyczność zestawu i przypisany do niego numer. Moja paczka jest numerem 11412/20000. Kolejne dodatki, to przypinka, mapa oraz figurka. Składa się ona z czterech bohaterów, którymi są Robin machający swoją pałą na prawo i lewo, Batgirl tłucząca policyjną pałą, Nightwing z dwoma pałami i ostatecznie Red Hood z dwoma krótkimi, ale wyglądającymi dość masywnie pistoletami. Wszystkimi tymi bohaterami możemy zagrać w tym tytule. Ale jak to? Na raz? A może da się ich zmieniać? Już spieszę z odpowiedzią.
https://youtu.be/OL7M0NcJbYg
Nie działa to tak, jak w GTA V, a szkoda. Byłoby naprawdę fajnie, gdyby można było w trakcie nocy przełączać się do innej postaci, walczącej w jakiejś innej części miasta, i zobaczyć efekty pracy drugiego bohatera. Brakuje mi niezwykle możliwości spotkania ich gdzieś na mieście, bo świat jak najbardziej powinien na to pozwalać. Co prawda istnieje możliwość spotkania innej „maski”, jak to nazywają nas przeciwnicy w grze, jednak tylko, jeśli gramy z kimś przez internet. No i niestety kooperacja odbywa się tylko i wyłącznie w dwie osoby. Jednak w jaki sposób przełączamy postać, którą gramy? Musimy wrócić do bazy głównej, a tym samym zakończyć nasz nocny wypad. Wtedy podchodzimy do stroju postaci, która nas interesuje i wybieramy, że chcemy nią grać. Wkurza mnie to niesamowicie. Bierze mnie za fraki i wyrzuca z immersji. Ilekroć chciałbym sprawić, aby Red Hood spotkał gdzieś na dachu Nightwinga, jestem sprowadzany na ziemię wielkim punktem na mapie oznaczającym bazę główną. Jest to coś, co najbardziej odpycha mnie od tytułu. W sensie… nie ten znak. Mówię o sposobie zmiany bohatera, czyli postawienie na proste mechaniki zamiast skupienia się na immersji prezentowanego dzieła. Wielokrotnie gra była prezentowana jako kontynuacja serii Batman Arkham. Tam też widzimy śmierć Batmana i wątki kilku Robinów. Jedyną różnicą w bohaterach jest fakt, że Barbara Gordon nie potrzebuje wózka inwalidzkiego, a zamiast tego przywdziewa strój Batgirl i śmiga po mieście walcząc ze złolami. No i klimat zbudowany wokół promocji gry mega przypominał ten, który znamy z serii o gacku. Jak to się jednak prezentuje w omawianym tytule? Wspomniałem już o beznadziejnej opcji zmiany postaci? Ach, tak, tak. Cały akapit o tym napisałem. No, ale dobra. Czy poza tym wszystko już gra? Jak się okazuje, niekoniecznie. Co jeszcze w takim razie straciło na jakości, skoro mamy już klimat i przełączanie bohaterów? Niestety, całkiem sporo.
Z czego poza klimatem i historią słynęły Batmany? Oczywiście systemem walki, skradaniem się i gadżetami. Jak to się jednak prezentuje w
Gotham Knights? Przede wszystkim brakuje kontry. Idealne wyczucie i satysfakcjonująca do oglądania sekwencja napieprzania przeciwnika po ryju to coś, czego brakuje w tej grze. Niestety zostało to zastąpione znacznie mniej efektownym unikiem. Domyślam się, że w kooperacji prezentowałoby się to znacznie lepiej, jednak niestety nie mam kolegów, a co za tym idzie, grałem sam. Uniki potrafią być bardzo satysfakcjonujące. Szczególnie, gdy jesteśmy otoczeni przez sporą grupę przeciwników. Niestety nie wiążą się z taką samą efektownością i efektywnością jak kontry. Dostajemy dzięki nim doładowanie do paska umiejętności specjalnej jeśli wykonamy je w idealnym momencie, a do tego unikamy obrażeń, ale to tyle tak naprawdę. Dobra, ale o co chodzi z umiejętnością specjalną? Otóż każdy z bohaterów ma specjalne punkty umiejętności, które odblokowujemy w miarę levelowania naszego konta. Poziomy u każdej z naszych postaci są na szczęście równe. Możemy je wydać na umiejętności pasywne, które na stałe zmieniają wytrzymałość, siłę czy zwinność bohatera. Levelujemy natomiast, rozwiązując zbrodnie, wykonując misję i tłukąc bogu ducha winnych zamaskowanych obywateli z karabinami, tarczami i doświadczeniem bokserskim. Istnieje także drugi tryb punktów. Ten natomiast otrzymujemy za wykonywanie wyzwań. Czy to treningi, zbieranie znajdziek, czy też pokonywanie określonej liczby określonych wrogów. Ten właśnie drugi omawiany rodzaj punktów przyda się do odblokowywania umiejętności, z których korzystamy, raz klikając prawy, tylny przycisk na padzie, a potem jeden z klawiszy akcji. Kontrolowana przez nas postać zaatakuje wroga, w którego celujemy, zadając mu całkiem sporą ilość punktów obrażeń. Do tego mamy też możliwość atakowania z bliska i z daleka. Ataki na odległość zadają mniej obrażeń. Zarówno jedne, jak i drugie możemy jednak przytrzymać, aby naładować i wyprowadzić potężny cios, od którego niejeden człowiek wylądowałby w szpitalu albo dwa metry pod ziemią.
To, że czasem aż za mocno napieprzamy, wcale nie uwłacza jednak tytułowi. Dobrze to wygląda, daje satysfakcję i sprawia, że chce się dalej bić z przeciwnikami, mimo że ch*ja z tego mamy. Ależ się wulgarnie zrobiło. Przepraszam, ale zbyt dużo naprzeklinałem na ten tytuł. Przynajmniej na początku. W trakcie gry jednak okazało się, że taki styl niemalże RPG-owy mógłby się sprawdzić. Jak to "mógłby"? No coś tutaj nie gra do końca. Nie chce mi się co powrót do bazy sprawdzać, czy mam nowe wyposażenie i czy mogę wytworzyć nowe. Kosztuje to zbyt dużo zachodu i męczy na dłuższą metę. A jak wytwarzać te przedmioty? Podczas nocnego patrolu zbieramy surowce. To właśnie z nich możemy wytworzyć sobie lepsze uzbrojenie. Jeśli jednak zdarzy nam się stracić zdrowie, oczywiście gubimy część zebranych wcześniej surowców. Podczas moich trzech czy czterech godzin spędzonych z tytułem, nic nie ruszyłem fabuły. Przeszedłem tutorial i jakąś pierwszą misję. Poza tym biegałem po mieście, jeździłem na batmotocyklu i narzekałem na brak możliwości szybowania, które tak bardzo uwielbiałem w grach o Batmanie. Jest jednak pewien urok w tym bieganiu po dachach tytułowego miasta w grze
Gotham Knights. Odczucia są trochę takie, jak w
Assassin’s Creed Syndicate, w którym to dostaliśmy linkę, dzięki której z łatwością mogliśmy przeskakiwać pomiędzy dachami bez potrzeby schodzenia na ulice. Tylko że tutaj jest to jeszcze prostsze, bo możemy za jej pomocą podróżować także w górę. No, ale nie ma szybowania, więc jedyne, co możemy w takim wypadku zrobić, to zeskoczyć. W tytule nie otrzymamy bowiem żadnych obrażeń spowodowanych upadaniem. Gdy będziemy spadać ze zbyt dużej wysokości, nasza postać po prostu wystrzeli w niebo linkę, którą złapie martwy już Batman i zatrzyma się tuż nad ziemią, nie tracąc nic a nic zdrowia. Mimo że tak narzekam na mechaniki, to gra mi się jednak zaskakująco dobrze.
https://www.youtube.com/watch?v=wIXJAqs9dG4&ab_channel=DC
Jakoś ten miszmasz całkiem dobrze komponuje się w całym tytule. Nie przekonuje mnie do siebie w stu procentach, ale ogólny odbiór jest o dziwo zaskakujący. To, co odczuwam jednak po tych wspomnianych już trzech czy czterech godzinach z grą, to pewne znudzenie. Fabuła absolutnie mnie nie kupuje i nie przyciąga. Nawet świadomość, że idę właśnie na spotkanie z Harley Quinn, czy też, że w końcu na mojej drodze stanie Mr. Freeze, nie pcha mnie do fabuły. Nie interesuje mnie bowiem klepanie przeciwników w kółko za pomocą jednego przycisku. Brakuje pewnej różnorodności, nie tylko w ruchach, ale i w animacjach. Zbyt często się one bowiem powtarzają i mam wrażenie, że gdyby nie to, że kupiłem kolekcjonerkę ze względu na szałową figurkę, to nigdy bym po ten tytuł nie sięgnął. Przysiadłem do niego bowiem po tym, jak się okazało, że to nie jest najlepsza gra na świecie. Jednak jakaś różnorodność jest. W
Gotham Knights mamy aż cztery grywalne postaci. Mają one różne style. Batgirl potrafi hackować, Robin dobrze się skrada, Nightwing szybko napierdala, a Red Hood mocno napierdala. Zatem dla każdego coś dobrego.
Graficznie nie ma rewelacji. W internecie pełno znaleźć można porównań z
Arkham Knight, który wyszedł już masę lat temu i tutaj jest… dużo gorzej. Niby gram na starym sprzęcie, ale niemożliwym jest, aby
Arkham Knight chodził mi na najwyższych i wyglądał przepięknie, a Gotham Knights też na najwyższych wyglądała gorzej nawet niż
Arkham Origins. Ja rozumiem, że to jest inne studio, ale nie dam sobie wmówić, że gra wygląda gorzej od poprzedniczki, bo mam słabszy sprzęt. Ostatnio mamy czas, w którym to znane marki przeżywają obrzydliwy regres. Najpierw LEGO ze swoim tragicznym
LEGO Bricktales, a teraz to. Dźwiękowo jest okej. Bez rewelacji. Tyle w temacie.
Podsumowując moją recenzję, powiem tylko, że
Gotham Knights do cudów nie należy. Jest dość brzydkie, ma mało animacji, system walki jest nudny, a i RPGowość nie wychodzi tutaj nalepiej. Niby wszystko ze sobą współgra, a ostatecznie nudzi i jest po prostu meh. Gdybym nie zamówił kolekcjonerki, to chyba bym się drugi raz po to nie schylał. Albo bym zwrócił grę, jeśli nie przegrałbym w niej wystarczająco czsasu. A zazwyczaj tego nie robię. No nic, idę pograć jeszcze trochę i zobaczyć, czy fabuła zrobi się chociaż trochę ciekawa. Nie ciekawsza. Ciekawa. Nie wciągnęła mnie ona jeszcze i nie wiem, czy wciągnie. A miałem do tej gry takie dobre nastawienie. Szkoda.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe