Chernobylite to produkcja od polskiego studia The Farm 51, która z fazy beta wyszła pod koniec lipca 2021 roku. Wtedy też gra ukazała się w finalnej wersji na PC, gdzie też do tego czasu była rozwijana. W tej odsłonie tytuł zbierał dobre oceny, bo zaskakiwał niecodziennym gameplayem, zachwycał klimatem oraz przede wszystkim nie sprawiał problemów technicznych. Inaczej było niestety w wydaniu na konsole poprzedniej generacji (w tym na nową generację dzięki kompatybilności wsteczniej). Tutaj gra po pierwsze wyglądała o wiele gorzej, a po drugie sporo do życzenia pozostawiała płynność działania. Problemy te miał poprawić nextgenowy update.
Podrasowanego wydania na PS5 oraz Xbox Series X/S doczekaliśmy się w końcu pod koniec kwietnia tego roku. W tekście tym nie będę się skupiał na niuansach gameplayowych oraz fabularnych, bo tym pisaliśmy już w ubiegłym roku podczas premiery wydania pecetowego. Postaram się jednak opowiedzieć, dlaczego
Chernobylite jest obecnie o wiele bardziej grywalny na konsolach niż we wrześniu 2021 roku.
Na początku wspomnę, że grałem też w wydanie konsolowe na PS4 te kilka miesięcy temu. Grałem, choć od początku musiałem zmagać się ze stanem tego portu. Twórcy podczas przenoszenia gry na leciwe konsole mieli chyba niemały orzech do zgryzienia. Mógł o tym świadczyć fakt, że port został wydany prawie dwa miesiące później niż wersja 1.0 na PC, choć pierwotnie miało się to odbyć w podobnym okresie. W końcu jednak we wrześniu grę mogliśmy sprawdzić na PS4 – no i nie było to miłe doświadczenie.
Chernobylite stracił sporo ze swojego uroku graficznego, a utrzymanie choćby 30 klatek na sekundę było dla gry sporym wyzwaniem. Często zdarzały się spore dropy, zwieszenia, a gra ładowała się wieki.
Fot. Screen z gry Chernobylite PS5 (tryb rozdzielczości)
Mocno mnie to bolało, bo sama gra potrafiła skutecznie przykuć do konsoli. Rosyjski dubbing, znane miejscówki ze Stefy Wykluczenia, fabuła (z mechanizmem pozwalającym zmieniać bieg wydarzeń i naszych wyborów) czy też pomysł na połączenie znanej nam historii z fikcyjnym czynnikiem, jakim był tytułowy chernobylite – to wszystko działało mocno na korzyść tytułu. Ale niestety ostatecznie nie skończyłem gry, bo bolączki z wersji na PS4 równie skutecznie mnie od gry oddaliły.
Ale wydanie
Chernobylite na PS5 to zupełnie inna bajka. Już od pierwszych minut można zauważyć poprawę w oprawie graficznej – czy też płynności, bo mamy do wyboru dwa tryby graficzne. Opcja wydajnościowa pozwala na osiągnięcie 60 kl/s przy rozdzielności 1080p. Zdecydowanie polecam osobom, którym przeszkadza mniejszy klatkaż. Drugi tryb podbija rozdzielczość do 1512p (czyli coś zbliżonego do 2K), ale obniża płynność do stałych 30 kl/s. Na początku miałem spory problem z wyborem odpowiedniej konfiguracji, bo granie w 60 kl/s jest naprawdę komfortowe. Ostatecznie jednak zdecydowałem się na tryb jakościowy, bo widać tu wyraźny skok w oprawie graficznej. Rozdzielność to jedno, ale mamy też znacznie więcej efektów cząsteczkowych oraz korzystniejsze oświetlenie. Związek ma to również z zastosowanym tu ray tracingiem, który choć dość ubogi (sprowadza się głownie do śledzenia cieni), to i tak wpływa pozytywnie na całościowy odbiór.
[video width="1920" height="1088" mp4="https://moviesroom.pl/wp-content/uploads/2022/05/Chernobylite_20220514140252.mp4"][/video]
Z nowości na PS5 można jeszcze wspomnieć o zaimplementowanych funkcjach pada DualSense. Da się teraz wyczuć poprawione wibracje oraz miedzy innymi adaptacyjne spusty. Te pierwsze są dość skromne – w innych grach wypadało to znacznej lepiej – ale już spusty spełniają swoją rolę należycie. Gra wczytuje się też zauważalnie szybciej, więc lepiej wykorzystano potencjał dysków SSD. Nextgenowe wydanie
Chernobylite skarcić trzeba jednak za brak implementacji możliwości przeniesienia save’ów z wersji na PS4. Jak wspominałem, w tamtym wydaniu gry nie skończyłem, więc tu musiałem zaczynać wszystko od nowa. Wielka szkoda. Przy darmowej aktualizacji na nextgenowe platformy powinno być to obowiązkowe.
Chernobylite w końcu działa na PS5 jak powinien te ponad pół roku temu. Teraz nareszcie możemy zagrać w wydaniu odpowiadającym jakości całego tytułu, który naprawdę warto poznać. Tym bardziej, że na premierę podobnego tematycznie
Stalkera 2 jeszcze pewnie trochę poczekamy. Nie pozostaje więc nic, jak zanurzyć się w tej fantastycznej i niecodziennej wizji czarnobylskiej Zony.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni.
|
[email protected]