Fani horrorów uwielbiają filmy o duchach. Ostatnie lata przyniosły horrorom pewną ewolucję fabularną. Obok “tradycyjnego” kina grozy, wypchanego jumpscare'ami czy motywami paranormalnych zagrożeń, współcześnie twórcy zdają się coraz częściej kłaść nacisk na psychologiczne tło opowiadanych historii, pokazując, że strach może mieć wiele odcieni, a tematy traumy czy żałoby wcale nie muszą się wykluczać z pojawianiem się duchów czy demonów.
To właśnie na nich koncentruję się w najnowszym rankingu 20 horrorów o duchach. Znajdziecie w nim niewątpliwe klasyki, pozycje stanowiące podstawy współczesnego kina grozy, jak i również te, które nie zyskały większego uznania ze strony krytyków. Celowo nie uwzględniono horrorów o egzorcyzmach, ponieważ to zupełnie inna gałąź gatunku, zasługująca na swój własny ranking. Jeśli macie własne zestawienia, lub uważacie, że są inne filmy zasługujące bardziej na miejsce w tym zestawieniu, piszcie w komentarzach!
Gdy tematem są horrory o duchach, nie sposób ominąć tego filmu. Jeden z nielicznych przypadków, kiedy zamerykanizowanie (oryginał należy do Japończyka Hideo Nakaty) nie jest złym posunięciem. Po 22 latach nie robi już takiego efektu jak dawniej, ale wciąż udaje mu się skutecznie straszyć, wciągać konceptem słynnych “siedmiu dni”, losami Samary Morgan i nienajgorszym aktorstwem Naomi Watts. Na pozostałe części należy spuścić zasłonę milczenia, ponieważ to jedne z najgorszych kontynuacji, jakie kiedykolwiek wymyślono.
Nie znać Jamesa Wana będąc fanem horrorów, to tak jakby kochać kino gangstersko-kryminalne i nie wiedzieć, kim jest Scorsese. Malezyjczyk ma w swojej karierze różne etapy, ale pierwsze dwie Obecności z pewnością należą do jego najlepszych dzieł. Sequel pierwowzoru zabiera nas do północnej części Londynu - tam mieszka licząca na pomoc Warrenów samotna matka, wychowująca czwórkę dzieci w domu nawiedzanym przez duchy. Film jest wciągający, klimatyczny, dobrze zrealizowany, a wszystko to ciągnie aktorsko niezawodny duet Patricka Wilsona i Very Farmigi.
Norweski reżyser nie jest mistrzem kina grozy, raczej nazwałbym go sprawnym rzemieślnikiem, którego pracę widać i czuć. Film, którego scenariuszowym patronem jest Guillermo del Toro, choć fabularnie nie unika potknięć, skutecznie zasiewa w widzu grozę - zwłaszcza dobrą robotę wykonano przy wyglądzie potworów, które potrafią przyprawić o ciary. Kino grozy w wydaniu young adult, ale z klimatem.
Klasyk w gatunku horrorów found footage. Główni bohaterowie to młoda para, która montuje monitoring, żeby spróbować zarejestrować potencjalne zdarzenia paranormalne. Tak jak poprzednicy - nieidealny, ale mimo tego uwodzący swoim mockumentowym stylem. Najlepszy (i najmocniej budzący ciary) w okolicach finału. Oglądać przy zgaszonym świetle!
Zanim Norweg zabrał się za upiorne opowieści z Del Toro, nakręcił film o koronerze (Brian Cox) i pracującym z nim synu, na których stół sekcyjny trafia bezimienna, młoda denatka. Horror z gatunku, w którym należy przymknąć oko na pewne rzeczy, dać się postraszyć, rozkoszować się klimatem, jaki dają przestrzeń kostnicy, warsztat reżysera i talent aktorski Coxa.
Największa antyreklama rozmawiania z nieznajomymi w kanalizacji. Jeden z lepszych (i tak naprawdę już ikonicznych) horrorów powstałych na bazie literatury Kinga - pełen kreatywnych i przerażających inscenizacji, talentu Billa Skarsgårda wcielającego się w Tańczącego Klauna, oraz przygód związanych z dojrzewaniem młodych bohaterów.
Drugi raz reżyser m.in. Doktora Strange'a spotkał się na planie filmowym z Ethanem Hawkiem, by stworzyć jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat. Derrickson znakomicie odtwarza ponury klimat i społeczny kontekst amerykańskich lat 70., miesza dreszczowiec i horror z dramatem psychologicznym. Gdy do tego dodać niesamowitą kreację Hawke'a jako dziwacznego seryjnego mordercy, ręce same składają się do oklasków.
Choć osobiście uważam ten tytuł za jeden ze słabszych w bogatej filmografii meksykańskiego twórcy, Crimson Peak ma to coś: doskonały gotycki klimat, świetne ogrywanie przestrzeni, nienajgorsze aktorstwo. Choć to mikstura horroru z romansem, warto jej skosztować.
Horror o duchach bez żadnego ducha na ekranie. Brzmi zagadkowo? Tegoroczne dzieło rodem z Argentyny z pewnością jest jednym z objawień ostatnich lat, jeśli chodzi o nieamerykańskie kino grozy. Świetnie dopracowane wizualnie, od początku do końca pełne fizycznej zgnilizny i ogólnej beznadziei. Nie straszy co sekundę, ale gdy to się dzieje, robi wrażenie. Scena z udziałem psa - po prostu wow!
A24 to jakość - to słowa raczej ciężkie do podważenia. Nie inaczej jest w przypadku tego horroru nakręconego przez braci-debiutantów rodem z Australii. Mów do mnie opowiada o grupie przyjaciół eksperymentujących z tajemniczym przedmiotem - zabalsamowaną ręką przywołującą duchy. Film ma w sobie więcej z kreatywnego straszaka niż z doniosłego intelektualnie dzieła - i dobrze. Kości się łamią, gardła trzeszczą, gęsia skórka melduje się na rękach widzów.
Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.