Oppenheimer i Biedne istoty to zdecydowani faworyci nadchodzących Oscarów, jednakże należy przyznać, iż w tym roku zestawienie jest naprawdę mocne. Każda z niżej wymienionych produkcji jest co najmniej niezła i ma coś ciekawego do zaoferowania. W imieniu redakcji Movies Room zapraszam Was do rankingu najlepszych filmów według Akademii.
Nasz ranking otwiera nowy obraz Bradleya Coopera, którego finalny efekt, pomimo wielkich oczekiwań, okazał się przeciętny. Maestro odhacza wiele istotnych faktów z życia Leonarda Bernsteina, jednak prześlizguje się przez nie dość powierzchownie, w wyniku czego żaden z wątków nie wybrzmiewa na tyle mocno, jak bardzo by chciał. Oczywiście, film ma też swoje naprawdę mocne strony; zdjęcia Matthew Libatique’a są przepiękne, a Carey Mulligan robi wszystko, co może, by wyciągnąć z roli Felicii Montealegre jak najwięcej.
Pełnometrażowy debiut reżyserski Corda Jeffersona to niewątpliwie obraz ważny, poruszający liczne współczesne problemy, komentując je w prześmiewczy, ale też naprawdę błyskotliwy sposób. Produkcja ta wiele zawdzięcza roli Jeffreya Wrighta, która jest niejednoznaczna, a sposób, w jaki została poprowadzona, wybija się ponad przeciętność. Niestety, jest to jedyny aspekt Amerykańskiej fikcji, który sprawia, że projekt ten czymś się wyróżnia. W obrazie Jeffersona nie brakuje schematyczności, która szybko zaczyna nużyć od wrażenia oglądania czegoś powtarzalnego.
Być może kontrowersyjne posunięcie stawiać tegorocznego faworyta dopiero na 8. miejscu, niemniej w moim przypadku, nie dało się inaczej. Oppenheimer to naprawdę dobra produkcja ze świetną stroną techniczną oraz solidnym portretem głównego bohatera. Właściwie jest to jeden z niewielu tytułów Nolana, w którym bohaterowie mają głębię, a obsada wypada niesamowicie. Dzięki temu obraz ogląda się również dla nich, a nie wyłącznie dla wrażeń wizualnych, jak to bywało u reżysera. Muszę jednak przyznać, że całość potrafi się dłużyć, a narracja prowadzona na kilku liniach czasowych wybijała z rytmu.
„Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”. Słowa te idealnie odzwierciedlają, czym jest Strefa interesów. Jonathan Glazer stworzył wyjątkowy obraz wojenny, w którym nie dostrzegamy cierpienia wzrokiem, choć jesteśmy świadomi jego stałej obecności. To dzięki świetnie wykorzystanej warstwie dźwiękowej, twórcom udaje się utrzymać ciągłe napięcie oraz niepokój, mimo śledzenia pozornie spokojnego życia bohaterów. Jest to również dowód na banalność zła i fakt, że człowiek żyjący w dobrobycie potrafi być niewrażliwy na krzywdę innych.
Anatomia upadku to film, któremu udało się wyciągnąć mnie z mojej awersji do dramatów sądowych. Choć zdarzają się pojedyncze dłużyzny, a całość nie jest szczególnie odkrywcza, ciekawym doświadczeniem jest śledzenie drogi do udowodnienia prawdy (a przynajmniej potencjalnej prawdy), która napotyka coraz to większe przeszkody. Siłą obrazu Triet jest świetnie napisany scenariusz, któremu towarzyszy bardzo dobre aktorstwo. Zarówno Sandra Hüller na pierwszym planie, jak i pozostali bohaterowie, wypadają autentycznie, a piesek powinien z góry dostać Oscara.
Obok Oppenheimera niewątpliwie najważniejsze kinowe wydarzenie 2023 roku. Barbie to przykład bardzo dobrego kina rozrywkowego. Nie da się ukryć, że reżyserska ręka Grety Gerwig nadała całości niepowtarzalnego stylu, a uniwersalny przekaz, mimo pozornie dziecięcej tematyki, sprawia, iż jest to produkcja ważna i potrzebna społeczeństwu. Oczywiście, to wciąż prosty film, którego idee bywają na siłę wciskane w usta bohaterów, ale z drugiej strony, tworząc produkcję dla każdego, nie powinno się oczekiwać od tego typu produkcji ukrytych metafor czy przeintelektualizowanych fraz.
Poprzednie życie to dowód na to, że dramaty oparte na przyziemnych relacjach i naturalnych dialogach, potrafią na długo z nami pozostać. W filmowym debiucie Celine Song obserwujemy odbudowywanie relacji z dzieciństwa, która w wyniku nagłych zmian w życiu głównych bohaterów, uległa przerwaniu. Wydawać by się mogło, że jest to idealny materiał na typową historię miłosną, jednak Song postanowiła ograć ten motyw w stosunkowo niecodzienny sposób. Reżyserka uniknęła banalnych rozwiązań, a w zamian skupiła się na szczerości oraz zadawaniu filozoficznych pytań, by na koniec zaserwować jedno z najlepszych zakończeń w historii melodramatu.
Najnowszy obraz Martina Scorsese stanowi świetnie zrealizowaną mieszankę kryminału z dramatem rodzinnym, a wszystko to podczas obserwowania niepokojącej sytuacji plemienia Osagów w latach 20.. Jak na blisko czterogodzinny metraż, reżyserowi udaje się przeplatać wątkami tak, aby utrzymać odpowiednie tempo produkcji, dzięki czemu ta nie nuży. Ponadto film Scorsese jest dopracowany niemalże pod każdym względem; scenografia, rozwój i relacje bohaterów na przestrzeni wydarzeń oraz aktorstwo na najwyższym poziomie, to tylko niektóre z czynników sprawiających, iż jest to jeden z moich ulubionych filmów sezonu.
Adaptacja książki Alasdaira Graya w wykonaniu Yorgosa Lanthimosa to jedno z najdziwniejszych, a jednocześnie najbardziej fascynujących doświadczeń kinowych, jakie miałem okazję przeżyć. Obraz oferuje masę kreatywnych rozwiązań technicznych zarówno w kontekście kreacji świata przedstawionego, jak i operatorki. Ponadto humor Biednych istot jest bezbłędny, a wybrzmieć mu pomaga świetna obsada z Emmą Stone na czele. Na wyróżnienie zasługuje również przerysowany Mark Ruffalo, który w najnowszym filmie Lanthimosa zaliczył jeden z najlepszych występów w swojej karierze.
Film stosunkowo prosty, któremu jednak udało się trafić w moją wrażliwość. Przesilenie zimowe to niezwykle urocza historia, która przekazując ważne wartości, potrafi zarówno rozbawić do łez, jak i wzruszyć. W filmie Payne’a mamy także niesamowitą dynamikę między postaciami, a role Paula Giamattiego oraz Da’Vine Joy Randolph są niesamowite. Warto również wspomnieć o klimacie filmu; nie tylko osadzenie akcji w latach 70., ale także sposób nakręcenia całości, sprawiają, że jest to dzieło wyjątkowe i mam nadzieję, iż szybko stanie się nowym świątecznym klasykiem.
Fan kina z gatunku Tim Burton. Poza tym miłośnik dobrego dramatu, często wracający do luźniejszych produkcji. Stara się nadrobić wszelkie zaległości serialowe, których końca nie widać. W wolnych chwilach sięga po literaturę obyczajową.