Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

lenovov

#Cannes2017 - dzień 4: The Square i 120 Beats Per Minute

Autor: Radek Folta
20 maja 2017

Ruben Östlund kilka lat temu podbił Cannes filmem Turysta, prezentowanym w sekcji "Pewien przegląd". Teraz trafił do konkursu głównego - zasłużenie, bo The Square to godny następca tamtego tytułu i rozwinięcie typowych dla twórcy wątków. Z perfekcyjnym zmysłem obserwatora, prześmiewcy i kuratora ludzkich zachowań, film szwedzkiego reżysera ma szansę być mocnym kandydatem w wyścigu po Złotą Palmę.

Pamiętacie, jak w Turyście wszystko rozpoczęło się od pewnego telefonu komórkowego zostawionego na stoliku w czasie lawiny? Tutaj również jest to przedmiot funkcjonujący jako punkt zapalny do całego ciągu zdarzeń. Christian (duński aktor Claes Bang) jest kuratorem muzeum sztuki nowoczesnej w Sztokholmie. Pewnego ranka zmierza do pracy i zostaje okradziony w sposób, który przypomina wydarzenie artystyczne przeprowadzone przez zawodowego kieszonkowca. Ginie jego iPhone, portfel i spinki do mankietów należące do jego dziadka. Próba odzyskania tych przedmiotów pochłonie całą jego uwagę, choć tak naprawdę powinien zajmować się czymś innym. W muzeum przygotowywana jest wystawa "The Square", a zespół placówki wspólnie z firmą PRową pracują nad strategią promocji tego wydarzenia. Dodatkowo, Christian wplątuje się w romans z amerykańską dziennikarką Anne (Elisabeth Moss), zapominając o dwóch córkach, nad którymi przejąć ma opiekę od swojej byłej żony.

THE SQUARE RUBEN OSTLUND

Östlund nieustannie stawia swojego bohatera pod ścianą, kwestionując jego wybory i poglądy. Począwszy od wywiadu, którego udziela Anne, przez decyzje podejmowane w pracy (koszmarne pomysły dotyczące promocji) i życie prywatne. Najbardziej karkołomna z nich, czyli napisanie listu do złodzieja, który rozdystrybuuje w całym bloku, w którym może być telefon (odnaleziony dzięki aplikacji "znajdź mój iPhone), odbije się na nim najmocniej. Bo coprawda odzyska skradzione przedmioty, ale też zezłości jednego z niewinnych mieszkańców, który domagał się będzie od mężczyzny prostych przeprosin. Jak zachowa się w tych niewygodnych dla niego sytuacjach Christian i co pomyślą o nim dorastające córki - z takim pytaniem zostawi nas na koniec reżyser. Podobnie jak w Turyście, to w oczach rodziny przegląda się prawdziwa twarz bohatera.

Osobny wątek należy się sztuce współczesnej, którą wziął na warsztat Östlund. Chyba nigdy tak głośno nie śmiałem się w kinie z absurdów, które wiążą się wystawami, performansami i ideologią im towarzyszącą. Od kupek gruzu w pustej przestrzeni, które aż proszą się o sprzątnięcie, przez instalację ze skrzypiącymi krzesłami, która jest groteskowym tłem do poważnej rozmowy, po tytułowy "The Square", który ma być przestrzenią w której ludzie mają brać za drugiego odpowiedzialność, śmiechowi towarzyszą momenty szczerego zażenowania. I jeżeli scena publicznego spotkania i rozmowy z artystą (Dominic West), przerywanej wybuchami przekleństw jednego z widzów z zespołem Tourette'a wydaje się być łatwym i efekciarskim posunięciem, to już sekwencja w której artysta Oleg (Terry Notary) odgrywa małpę zaznaczającą swoją dominację w stadzie podczas uroczystej kolacji z zamożnymi patronami muzeum, jest nieprzyjemna i zabawna jednocześnie. Jest to kolejna scena typowa dla Östlunda, niosąca w sobie jednocześnie przekaz filmu, ale będąca też wizualnym majstersztykiem samym w sobie.

Mógłbym wskazać kilka słabszych punktów The Square, jak nie do końca rozwinięte wątki z artytą którego gra West i romans z dziennikarką (która dzieli mieszkanie z gorylem), odrobinę wydłużony czas trwania albo zbytnią epizodyczność, ale wcale mi one nie przeszkadzają. Nawet społeczny komentarz, w pojawiających się dość często obrazkach bezdomnych i żebrzących nie razie mnie prostolinijnością. Obejrzany film był pierwszą projekcją w tym roku w Cannes, podczas której ani razu nie spojrzałem na zegarek. A obrazy z tego filmu długo pozostaną w mojej głowie.

Ocena: 92/100

120BPM 02

120 Beats Per Minute to historia organizacji ACT UP, francuskiego skrzydła siostrzanej, amerykańskiej grupy, która w latach 90. poprzez akcje protestacyjne i happeningi domagała się większej uwagi ludziom zarażonym wirusem HIV. Aktywiści skupiali się na atakowaniu firm farmaceutycznych i organizacji rządowych, które bezpośrednio wpływały na finansowanie leków i badania prowadzone nad nimi. Reżyserem filmu jest Robin Campillo, scenarzysta uhonorowanego Złotą Palmą filmu Klasa, który sam był działaczem tej organizacji w Paryżu. Nic dziwnego zatem, że jego spojrzenie jest tak precyzyjne. Pokazując kolejne spotkania, debaty i akcje grupy mamy wrażenie przyglądaniu się rzeczywistości. Świetnie napisane dialogi zawierają wszelkie istotne informacje, polityczne i społeczne tło jest zawsze obecne i wyraźnie nakreślone. Większość aktorów jest zupełnie anonimowa, co wzmaga autentyczność filmu. Najbardziej znane nazwisko to Adèle Haenel, która zagrała w ubiegłym roku u braci Dardenne w Nieznajomej dziewczynie.

120BPM 01

Nie udało się niestety Campillo w tym trwającym ponad dwie godziny filmie do końca przekonać widza emocjonalnie. Zarówno statyczne zdjęcia, jak i powtarzalna kompozycja filmu sprawiają, że zostajemy na zewnątrz opowiadanej historii. Są elementy komiczne, jak choćby przepis na tworzenie sztucznej krwi w wannie, ale reżyser stara się też zbudować poruszającą historię związku pomiędzy Seanem i Nathanem - jest to trochę za mało, aby wejść w tą ważną z punktu widzenia historycznego opowieść.

Ocena: 50/100

Ilustracja wprowadzenie: materiały prasowe / kadr z filmu 120 Beats Per Minute

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.